fot. mat. pras.
Jej ojciec był chórzystą Mezo, znali go najwyżej widzowie telewizji publicznej. Ona dzieli scenę z Black Eyed Peas, a nie ma jeszcze piętnastu lat. I słucha jej cały świat. Teraz może zrobić wszystko.
Niewiele polskich wokalistek miało szansę wyśnić swój amerykański sen. A i to w zakresie innym, niż im się wymarzył. Na rewiach Violetty Villas ponoć wcale nie było białych koni i jaguarów, za to w harmonogramie występów nie brakło ośrodków polonijnych. Snoop Dogg nie otworzył Izie Lach drzwi zbyt szeroko. Możemy pocieszać się pieśnią przeszłości – pamiętaną głównie przez „wychowanych na Trójce” Basią Trzetrzelewską i Urszulą Dudziak, cenioną zwłaszcza przez osłuchanych z jazzem. Wciąż będą to tylko sentymenty.
Z tym większą uwagą przypatrywano się nad Wisłą finałowi „America’s Got Talent”, w którym startowała Sara James. Nazwisko może brzmieć obco, ale to nasza dziewczyna, córka teolożki z z Ośna Lubuskiego, absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Słubicach. Ostatecznie ogłoszonej tej nocy głosy publiczności nie zapewniły jej wygranej, niemniej trudno uwierzyć, by napisana do tej pory historia nie miała dalszego ciągu. W końcu to ona skłoniła nieprzejednanego Simona Cowella do użycia złotego przycisku i… pochwalenia się polskimi korzeniami. Facet, który potrafi porównać występ do hamburgera bez bułki, określić go mianem nowej tortury, powiedzieć artystom, że dwa tysiące lat temu by ich ukamieniowano albo, że mają osobowość myszy, był wyraźnie wzruszony. Nic dziwnego, wokalistka wykonała „Lovely” tak, że nawet śpiewająca utwór w oryginale Billie Eilish nie pozostała obojętna i raczyła go udostępnić. A Polka ma zaledwie 14 lat!
Co sprawiło, że dziewczynka jeszcze niedawno jeżdżąca rok w rok na Festiwalu Kolęd, Pastorałek i Piosenek Bożonarodzeniowych (najpierw do Szczecinka, potem do Krakowa) znalazła się na językach całego świata? Z pewnością sprzyjający muzyce dom. Ojciec John Egwu-James, który przyjechał do Polski na studia i już w niej został, nie tylko ma pod tym względem szerokie horyzonty (od jazzu do muzyki klubowej), ale też dość odwagi, by występować publicznie – co uważniejsi rodzimi telewidzowie mogą go pamiętać, bowiem dekadę temu brał udział w „Bitwie na głosy” (jako członek chóru Mezo), a rok wcześniej w „X-Factorze”. Raczej zatem nie przeszkadzało mu, że córka śpiewa nawet wtedy, jak się uczy. Nikomu nie przeszkadzało, bo – jak przypomina lokalny portal – śpiewali też wujek, dziadek, mama… Ta ostatnia jest pierwszą fanką Sary, pomaga jej w odpowiednim zorganizowaniu się, towarzyszy w wyjazdach.
Nie można zlekceważyć determinacji samej nastoletniej artystki. To współzawodnictwo od szóstego roku życia, udział w niespecjalnie prestiżowych imprezach powiatowych, życie podzielone na dwie szkoły (oprócz tej muzycznej jest przecież zwykła podstawówka), niekończące się próby. Patrząc na beztroskę rówieśników prosto się zbuntować, zresztą zapytajcie O.S.T.R.-a. Domorosła wokalistka szła jednak pewnie, szczebel po szczeblu. Tym pierwszym naprawdę ważnym była czwarta edycja „The Voice Kids Poland”. Już przesłuchania w ciemno i brawurowe wykonanie „Anyone” Demi Lovato zwróciło uwagę jury. Sara postawiła na grupę Tomsona i Barona, chłopaków z Afromental. Interpretacja „Husvaik (My home town)” z filmu „Eurovision Song Contest: historia zespołu Fire Saga” doprowadziła ją do finału. Tam udało się zwyciężyć, opierając na własnych wersjach „Greatest Love of All” Whitney Houston (już wcześniej jurorka Cleo porównywała James do legendy r’n’b, doceniając umiejętności techniczne i interpretacyjne) i „Czas nas uczy pogody” Grażyny Łobaszewskiej, z muzyką Krzesimira Dębskiego (ojca Jimka) i tekstem Jacka Cygana.
Utwór eurowizyjny okazał się pieśnią przyszłości. Sara wzięła udział w publicznych preselekcjach do międzynarodowego konkursu, które u nas mają formułę talent show. – Mówiło się o „ustawce” pod Sarę James, chociaż wokalistka ze względu na swoją popularność i tak była faworytką, więc nie trzeba było zbytnio manipulować wynikami by doprowadzić do jej zwycięstwa. Niepokojący był jednak fakt, że piosenkę dla Sary stworzyła inna ekipa niż utwory dla jej kontrkandydatów – taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy w eurowizyjnej „Szansie na Sukces” i stawiała Marysię i Miłosza na straconej pozycji. Nie mieli oni możliwości pracy przy piosence, a Sara nawet pochwaliła się zdjęciem z ekipą kompozytorów – odnotowywał Dziennik Eurowizyjny. Część wygranej w „The Voice Kids Poland 4” to kontrakt z wytwórnią Universal, przez co konkursowe „Somebody” było regularnym singlem, jedynką na AirPlay – Top, oficjalnej liście stu piosenek najczęściej granych przez stacje radiowe w Polsce. Dwujęzyczny, polsko-angielski utwór na 19. edycji dziecięcej Eurowizji był drugi. Do zwycięskiej Ormianki Maleny zabrakło zaledwie sześciu punktów.
W dyskografii Sary znajdziemy okazjonalną, świąteczną epkę (z platynowym „Somebody” jako bonusem). Jeżeli z coś warto z tej okazji zapamiętać, to fakt, że przy tytułowym „Jak co roku” współpracował Igor Herbut, Karolina Kozak oraz Duit, producent znany z kooperacji z Beatą Kozidrak, Natalią Nykiel, Bovską, ale też z Sokołem, dla którego zrobił m.in. znakomite „Za ręce” i „52 HZ”. Rezultatem okazała się niestety rekordowo wtórna, gitarowa piosenka. Pełnowymiarowego następcy tego wydawnictwa jeszcze nie ma, w 2022 doświadczyliśmy natomiast wysypu singli. Ten czerwcowy, „My Wave”, związany jest z faktem, że wokalistka została pierwszą polską (i najmłodszą!) ambasadorką programu Spotify Equal, patrząc na nowojorczyków z billboardu na Times Square. Spośród pokazanych utworów większa uwagę zwróciło jedynie marcowe, uklubowione „Nie jest za późno”, wyprodukowane przez sprawdzone przy okazji Eurowizji osoby. Ponad milion na YouTube i pierwsza dwudziestka najchętniej granych w polskich radiach numerów to na pewno nic na miarę oczekiwań, choć i tak jest nieźle, jeśli wziąć pod uwagę, jak bardzo niczym ten utwór nie przykuwa uwagi.
Tak jak za studyjnym mikrofonem Sara James nie czaruje – albo zatrudniony personel nie pozwala jej na to – tak inaczej ma się sprawa przy okazji występów na żywo. Eliminacje amerykańskiego „Mam talent” i jury na kolanach… O tym było już wcześniej. Trzeba jednak powiedzieć też o przepustce do finału, „Rocket Man” Eltona Johna w półfinałach. Na Twitterze programu napisano, że piosenka jest „nie z tego świata”. „Sprawiłaś, że ten utwór brzmiał jakby był twój” – rozpływał się Cowell. Chwalono odważne, inne od oryginalnego wykonanie i sam wybór. Tu należy przypomnieć, że jesteśmy zaledwie trzy lata po oskarowym filmie Dextera Fletchera „Rocket Man”, w którym w sir Eltona wcielił się doceniony za tę kreację Taron Egerton.
Sofia Vergara mogła stwierdzić, że James jest gotowa na bycie gwiazdą, Howie Mandel komplementować perfekcjonizm, a Heidi Klum – świeżość, ale Polka nie zakwalifikowała się do drugiego etapu finału. Dlaczego? Czy aby porwanie się na „Running Up That Hill” na świeżo po tym, jak drugie życie zapewnił utworowi czwarty sezon „Stranger Things”, nie wydało się ludziom zbyt wyrachowane? A może piosenki tak specyficznej wokalistki jak Kate Bush wymagają trochę innego głosu i dużo większej dojrzałości? Można gdybać, pojawiają się zarzuty o niedostateczną mobilizacją Polaków w Stanach. Wygrywają nie tylko wykonania, wygrywają przede wszystkim historie. A ta stojąca za libańskimi tancerkami z Mayyas wydaje się mocniejsza od nastolatki z polskiej prowincji.
Nie ma jednak grama kurtuazji w stwierdzeniu, że artystka – której na koniec było dane jeszcze wystąpić przed milionami razem z Black Eyed Peas – i tak wygrała. Czas pokazuje, że pierwsze miejsce nie gwarantuje kariery, za to potrafi związać ręce i zahamować rozwój. Jest sława, jest uwaga, teraz trzeba repertuaru, cierpliwości i rozsądku. Sen warto śnić, ale może być koszmarem. Jeśli nie on sam, to przebudzenie z niego. Czekamy aż przebojowa i niezwykle zdolna dziewczyna wyleczy nas z kompleksów.
Marcin Flint