fot. mat. pras.
Liczba krajów, w których pojawiają się głosy, sugerujące wykluczenie Izraela z Eurowizji, powiększa się. Jako pierwsi przed szereg wyszli Hiszpanie. Premier Pedro Sanchez zarzucił Europejskiej Unii Nadawców stosowanie podwójnych standardów.
– Nikt nie był wściekły, gdy trzy lata temu rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę, a Rosja musiała opuścić międzynarodowe konkursy i nie mogła wziąć udziału, np. w Eurowizji. Dlatego Izrael też nie powinien, bo nie możemy pozwolić na podwójne standardy w kulturze – mówił podczas konferencji prasowej Sanchez, dodając: – Zaangażowanie Hiszpanii na rzecz praw człowieka musi być stałe i konsekwentne. Tak powinno być również w Europie. Jeśli Rosja została zobowiązana do nieuczestniczenia w Eurowizji po inwazji na Ukrainę, to Izrael również nie powinien.
W ostatnich dniach zastrzeżenia dotyczące udziału Izraela w konkursie zgłaszali także Belgowie, Irlandczycy i Holendrzy.
Dyrektor konkursu Martin Green odniósł się do nacisków, zapowiadając „szeroką dyskusję z udziałem wszystkich nadawców”, podkreślając jednocześnie, że „EBU to stowarzyszenie nadawców publicznych, nie rządów”. Tyle że taka argumentacja nie rozwiązuje problemów podwójnych standardów, na które zwracał uwagę premier Hiszpanii. Głos w sprawie przyszłości Izraela w imprezie zabrał także Austriak JJ, zwycięzca tegorocznego konkursu.
– To bardzo rozczarowujące, że Izrael nadal jest częścią konkursu. Chciałbym, żeby wydarzenie odbyło się w przyszłym roku w Wiedniu — bez Izraela, ale to kwestia, która zależy od EBU, a nie od nas artystów – powiedział w wywiadzie dla „El Pais”.
Naciski na wykluczenie Izraela to jedno, ale jest także druga strona medalu. Niemiecka telewizja ARD deklaruje, że jeśli Izrael zostanie wykluczony, to ona przestanie transmitować konkurs i wycofa się z Eurowizji.