– Praca nad albumem to ciężka sprawa. Gdy zaczynaliśmy, udało nam się bardzo szybko napisać dwa lub trzy utwory. Strasznie się z tego cieszyliśmy, ale po kilku miesiącach zdaliśmy sobie sprawę, że jeśli mamy robić płytę, potrzebujemy więcej nagrań – wspomina wokalista i gitarzysta Ezra Keonig. – I wtedy dopadł nas kryzys. Nikt nie chce nagrać trzech świetnych piosenek i dziewięciu gównianych. Za każdym razem poprzeczka się podnosi i wtedy człowiek nie wie, co ze sobą robić. Z trzecim krążkiem było najgorzej, ale mam wrażenie, że taka jest po prostu kolej rzeczy.
Większość prac nad albumem toczyła się w Los Angeles pod okiem producenta Ariela Rechtshaida (m.in. Major Lazer, Usher, Snoop Lion). – Obecność nowej osoby zdecydowanie zmienia dynamikę prac. Po dwóch albumach wyprodukowanych samodzielnie nareszcie udało nam się znaleźć kogoś, kto pod względem osobistym i muzycznym sprawia wrażenie, jakby był nieoficjalnym członkiem zespołu – dodał Keonig.