fot. mat. pras.
Niby The Fugees nagrali tylko dwie płyty, ale siła rażenia tej drugiej, wydanego w 1996 roku „The Score” była niesamowita. To wtedy przekonano się, że Lauryn Hill jest jedną z najlepszych raperek w historii hip-hopu, a Wyclef ma eklektyzm na drugie. Żadna inna grupa nie okupowała wcześniej listy Billboardu tak długo. Już nawet mniejsza o nagrodę Grammy i platyny zdobywane seryjnie w Stanach i w Europie (w Polsce również!), bo tu bardziej należałoby wspominać obecność na liście albumów wszech czasów magazynu „Rolling Stone”. W zachwycaniu się hip-hopem inteligentnym i skrajnie przystępnym zapędzono się nawet w porównaniach do A Tribe Called Quest!
Sukces okazał się ogromny, konflikty wewnątrz jeszcze większe. Nagrywano adresowane do siebie piosenki, mieszano się z błotem w książkach, Pras, ten trzeci z najmniej udaną karierą, miał nawet powiedzieć, że prędzej George W. Bush wypije latte z Osamą Bin Ladenem niż będzie współpracować z Lauryn.
To już jednak historia, która niespodziewanie ożyła na filadelfijskim Roots Picnic. Zakontraktowano tam samą Hill, po czym tam zaprosiła na scenę Wyclefa i Prasa. Zagrali wspólnie sześć numerów, w tym absolutne hity: “How Many Mics,” “Ready or Not,” “Killing Me Softly i “Fu-Gee-La”.
Fugees próbowało wracać, ale plany storpedowała pandemia. Zagrali w 2021 tylko jeden koncert, na dachu na nowojorskim Manhattanie. Niestety nie należy się spodziewać zbyt wiele po połączeniu sił, bowiem Pras ma biografię jak z thrillera szpiegowskiego, sąd federalny uznał go winnym spiskowania, manipulowania świadkami i szpiegostwa na rzecz Chin. Czeka na wyrok, może trafić do więzienia na 20 lat.