Notatki z podziemia: W.E.N.A., Sarius, Knap, Zetenwupe

Recenzujemy "Złe towarzystwo" i Osiedlowe Linie Lotnicze.


2016.01.26

opublikował:

Notatki z podziemia: W.E.N.A., Sarius, Knap, Zetenwupe

W.E.N.A./Sarius/Voskovy – „Złe towarzystwo EP”

Dobrze się złożyło, że „Złe towarzystwo” trafiło na rynek jeszcze w ubiegłym roku. Publikując tę EP-kę w ostatni dzień grudnia, wszyscy autorzy z klasą podsumowali w gruncie rzeczy udany dla nich rok. Wśród pięciu utworów nie ma wprawdzie żadnego tzw. „instant classic”, ale nie ma też żadnego słabego. Te piosenki powinny hulać w niejednych głośnikach przez najbliższe tygodnie. I słusznie. Produkcje Voskovych są wyraziste, stylowo łączą aspiracje do bycia nowoczesnymi przebojami („Myślę o tym, czego nie wiesz”) z miękkimi, rozleniwionymi rozwiązaniami („Pilot”, „Żadnych”). Pod wieloma względami przypominają materiał, który dostarczył Stona na „Nową ziemię” Weny.

A skoro mowa o warszawskim raperze, to po raz kolejny można się przekonać, że najlepiej wypada w krótkich formach. Wówczas jego tekstowe ograniczenia i skłonność pisania do wersów krągłych, ale wydrążonych, nie rażą tak bardzo. Można wręcz powiedzieć, że dopiero wtedy udaje mu się skleić coś wartego skupienia. „Złe towarzystwo” wprawdzie nie dostarcza tak wyrazistych przykładów jak wiosenne „Monochromy”, ale i tak jest nieźle: gdy idzie o przechwałki i projektowanie ładnego życia, Wena rapuje jak profesor.

Jego miarowy, precyzyjny styl uzupełnia bardziej napięta, nerwowa i giętka nawijka Sariusa. Oczywiście to pewne uproszczenie, bo zróżnicowany klimat EP-ki pozwala zaprezentować cały wachlarz możliwości, niemniej słychać, że mamy do czynienia z dwoma innymi pokoleniami: raperem, który ma prawo występować już z pozycji szefa, i rapera, który do tego statusu aspiruje. To zderzenie generacji, pomnożone przez dwa różne pod względem muzycznym temperamenty, procentuje. Do tych numerów chce się wracać.

Osiedlowe Linie Lotnicze – „Lot pierwszy”

Nie można powiedzieć tego samego o „Locie pierwszym”. Jasne, i Zetenwupe, i Kuba Knap, i Wrotas również mają za sobą niezły rok (szczególnie ci pierwsi dorobili się bardzo dobrego „Bejbo”), ale ich wspólny krążek, wydany w grudniu, już tak udany nie jest. Można docenić „Lot” za spontaniczny, luźny charakter, tyle że to jak chwalić kumpla z osiedlowej ławki za to, że siedzi przed blokiem w baggach, a nie garniturze. W przypadku tak niezobowiązującej sytuacji to oczywistość. Nie chwalić więc, ale skrytykować trzeba OLL. Po pierwsze, za niedbałość. W wersach, we flow, wreszcie w realizacji wokalu, który nie zawsze klei się z podkładem, tak jak można by tego oczekiwać (np. remiks „Ze mną”). Po drugie, za nierówny dobór podkładów. Szogun i R.A.U. to ksywki, które robią wrażenie na papierze, ale tym razem ich podkłady jedynie pozorują coś wartościowego: są albo zmęczone same sobą („Metodycznie”), albo odtwórcze („Spontan” brzmi jak jeden z wielu podkładów R.A.U.). Po trzecie, za strukturę. OLL zapowiadane było jako krążek kwintetu, a właściwie rzadko kiedy w nagraniach do głosu dochodzą wszyscy trzej raperzy, nie mówiąc już o Wrotku, który dostarczył tylko trzy podkłady (choć trzeba przyznać, że najlepsze na płycie).

Są na „Locie pierwszym” momenty świetne. Gdy słucham, jak Kajtek rozprawia się z trapowym „Bum Bęc”, żałuję, że ten numer nie jest jego solówką – nie musiałbym się wówczas męczyć z dukającym Madą, który o wiele lepiej wypada w najntisowych, nowojorskich jointach w rodzaju „Po godzinach”. „Milf” kupuję już w całości: refren wreszcie robi swoją robotę, tak samo jak zwrotki Kajtka i Knapa. Szczególnie ten pierwszy notuje brawurowe fragmenty jak choćby to nonszalancko zarymowane wejście w swojej drugiej zwrotce: „Jeszcze niedawno każda Zuzia marzyła, by stać się Zuzanną/ Każda Zosia Zofią/ Dziś przy imionach noszą eks [X] jak Malcolm”. Nawet jeśli po odsłuchaniu większość „Lotu” puścicie w niepamięć, to choćby dla tego typu wersów (sprawdźcie też „Definicję prezesury”) warto jest się zapoznać z tym krążkiem.

Polecane