fot. Karol Makurat
2023 jest pierwszym rokiem od czasu wybuchu pandemii, kiedy na całym świecie mamy otwarte rynku koncertowe. Można więc było założyć, że branża muzyczna będzie notować znakomite wyniki. Z drugiej strony pojawiło się jednak mnóstwo problemów, które mogły zahamować wzrosty sprzedaży. W Polsce narzekamy na inflację, ale drastyczny wzrost cen to globalny problem. Nie ma tygodnia, by nie docierały do nas informacje o tym, że jakiś zespół musiał odwołać tournee ze względu na zbyt wysokie koszty. Dotyczy to przede wszystkim tras wymagających przetransportowania się na drugą stronę oceanu. Muzycy narzekają, że ze wysokie wydatki sprawiają, iż aktualnie nawet wyprzedanie większości granych przez nich koncertów nie jest gwarancją zysku.
Rosnące koszty dotykają oczywiście nie tylko muzyków, ale również organizatorów. Ci „odbijają” sobie rosnące wydatki wyższymi cenami biletów, ale wygląda na to, że wygłodniali po okresie pandemii słuchacze są gotowi to przełknąć. Tak przynajmniej wynika z globalnych danych, którymi chwali się Live Nation. Koncertowy potentat sprzedał od początku roku ponad 90 mln biletów i szacuje, że do końca 2023 r. ma szansę przekroczyć 600 mln. Jeśli to się uda, korporacja pobije ubiegłoroczny wynik aż o 50 mln. Firma od stycznia zarobiła już 3,1 mld dolarów.
Z badania opublikowanego przez Live Nation wynika, że w 2023 r. ludzie cenią chodzenie na koncerty wyżej od podróżowania, zakupów czy jedzenia „na mieście”. Być może dlatego, że w każdym z tych przypadków koszty również drastycznie poszły w górę.
