Katarzyna Kowalska: Przyjeżdżacie do Polski promować drugi album, tymczasem wszyscy fani zastanawiają się, kiedy pojawi się kolejna płyta. Czy piosenka „Roots” jej zapowiedź?
Wayne Sermon: Tak, ta piosenka zapowiada naszą kolejną płytę. Ale kiedy ona się ukaże? Tego nie wiem (śmiech). „Roots” jest piosenką nagraną dla naszych fanów. Napisaliśmy ją w trasie, zarejestrowaliśmy i doszliśmy do wniosku, że skoro jest gotowa, to po prostu ją opublikujemy. Nie wiemy, kiedy będziemy mieli gotowy cały album, dlatego uznaliśmy, że nie ma sensu czekać z wydaniem „Roots”.
Po wydaniu „Night Visions” przez ponad półtora roku ciągle byliście w trasie. Jak w takim razie powstawał materiał na „Smoke And Mirrors”?
„Smoke And Mirrors” tak naprawdę powstawała w trasie. Pisaliśmy w pokojach hotelowych, w trakcie prób, w busie. Napisaliśmy bardzo dużo materiału. Rozpoczynając nagrania płyty, mieliśmy jakieś 30 demówek.
Co w takim razie stało się z piosenkami, które nie trafiły na płytę?
Gdzieś tam są (śmiech). Trafiły do szuflady. Może część pomysłów wykorzystamy, może posłużą za szkice do nowych utworów. Zobaczymy. Jest tam trochę piosenek, z których jesteśmy dumni. Kto wie, może kiedyś je wydamy.
Nie wiem, czy macie tego świadomość, ale „Night Visions” było pierwszą płytą, która uzyskała w Polsce platynę za sprzedaż cyfrową oraz złoto za streaming. Czujecie wsparcie ze strony polskich fanów?
O tak, zdecydowanie. Choć muszę przyznać, że podobne sygnały otrzymywaliśmy właściwie od fanów na całym świecie. Wiemy, że słucha nas sporo osób w Polsce. Wiemy to od dawna. Tak naprawdę już od trzech-czterech lat, może nawet dłużej, dostawaliśmy wiadomości z prośbami o koncert w Polsce. Mieliśmy to na uwadze przy planowaniu tej trasy i wreszcie się udaje. Polska była dla nas jednym z najważniejszych krajów na europejskiej mapie. Jesteśmy podekscytowani, że w końcu do was zawitamy.
Koncert w Łodzi jest przedostatnim spośród zaplanowanych do tej pory występów na Smoke And Mirrors Tour. Tęsknicie już za domem?
Szczerze mówiąc nie czujemy się zmęczeni. Nie wydaje mi się, byśmy potrzebowali wakacji. Bardzo lubimy robić to, co robimy. Jeździmy po całym świecie, odwiedzamy bardzo ciekawe miejsca. To fascynujące. Jesteśmy wielkimi szczęściarzami, że możemy to robić. To niesamowite. Kochamy grać koncerty, odwiedzać te wszystkie kraje. Nie męczy nas to ani trochę.
We wrześniu wystąpiliście w pierwszym odcinku nowej serii „The Muppets”. W odcinku Kermit rozstał się z Piggy. Czujecie się częścią dziejowego wydarzenia światowej popkultury?
Wiem, to ogromnie smutne. Chyba czujemy się za to trochę współodpowiedzialni. Rany, to naprawdę straszne, że nie są już razem.
Występy w telewizji są nieodłączną częścią bycia gwiazdą. Jak czujecie się goszcząc choćby u Jimmy`ego Fallona czy Jimmy`ego Kimmela?
Za każdym razem, kiedy występujemy w telewizji, przed tymi wszystkimi kamerami, czujemy się trochę jak aktorzy. Oczywiście jesteśmy wdzięczni za taką możliwość, ale nie jest to nasze naturalne środowisko. Czujemy, że musimy grać. Bycie gwiazdą rocka, oznacza, że czasami musisz być aktorem. Wiesz, kiedy jesteś w trasie, jesteś blisko fanów, każdego dnia grasz dla tysięcy ludzi i czujesz tę niesamowitą atmosferę. Tymczasem nagle trafiasz do zimnego studia, w którym musisz czekać wiele godzin. Nie odczuwasz tych samych emocji co występując na scenie. To jest trochę dziwne. Nie wiem, może inni czują się w tej sytuacji lepiej.
Muzycy pytani o swój najważniejszy koncert, na ogół odpowiadają: „mamy nadzieję, że dopiero przed nami”. Ale gdybyście mieli wskazać jeden występ w dotychczasowej karierze, który najmocniej zapadł Wam w pamięć?
Zagraliśmy kiedyś taki koncert w Brazylii. Wiesz, nasi fani wszędzie są wspaniali, wszędzie dają nam ogromne wsparcie i dobrze się bawią. Ale był taki występ w Brazylii, kiedy graliśmy dla 18 000 ludzi, którzy byli naprawdę szaleni, znali wszystkie teksty, śpiewali każde słowo. To było jak kumulacja, wielka nagroda za naszą ciężką pracę. 18 000 krzyczących Brazylijczyków – tak, to było niesamowite. Staramy się każdego dnia zasłużyć na wsparcie fanów i nie osiadamy na laurach. Każdy koncert jest dla nas wielkim wydarzeniem. Koncert w Polsce również takim będzie.
Artyści występujący w naszym kraju bardzo często komplementują polską publiczność, jej zaangażowanie i reakcję.
Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć to na własne oczy (śmiech)
Megahit „Radioactive” z pewnością otworzył Wam wiele drzwi. Ale czy nie boicie się, że na dłuższą metę piosenka stanie się Waszym przekleństwem?
Jest, jak jest. Nie zmienimy już tego. Jest wiele zespołów, które muszą zmagać się z syndromem wielkiego przeboju, którego już nigdy nie przeskoczą. Każda ich piosenka jest porównywana do tego konkretnego utworu i zdaniem niektórych żadna nie jest już tak dobra. Nie zamierzamy odcinać się od „Radioactive”, nie powiemy: „więcej nie zagramy tego utworu”. Ale idziemy dalej, cały czas jesteśmy kreatywni, tworzymy i nagrywamy nowy materiał.