fot. mat. pras.
Historia współpracy Justina Biebera i Chrisa Browna jest równie bogata co kartoteka policyjna tego drugiego. Panowie się przyjaźnią, więc Bieber korzysta z mediów społecznościowych, by stanąć w obronie Browna. Kanadyjczyk opublikował na Instagramie post, w którym zasugerował, że Chris Brown jest tak dobry jak Michael Jackson i 2Pac razem wzięci. Wokalista stwierdził, że dopiero po śmierci Brown zyska należny mu szacunek, ponieważ teraz na przeszkodzie stoją ludzkie uprzedzenia.
– Każdy czeka, aż ludzie umrą, aby dać im uznanie, na jakie zasługują. Mówię wam, że kiedy Chris Brown odejdzie po swoim długim, spełnionym życiu, zatęsknicie za tym, co mieliście przed sobą przez cały czas. Zaufajcie mi, zobaczycie. Ludzie, którzy ignorują jego talent ze względu na błąd, który popełnił, muszą dokonać jego ponownej oceny – stwierdził Bieber.
Kłopot w tym, że „błąd”, o którym pisze Justin, to tak naprawdę parada błędów. Zaczęło się oczywiście od napaści na Rihannę, ale na przestrzeni lat wokalista „zebrał” sporą liczbę zarzutów o agresywne zachowanie wobec kobiet.
Kilka dni temu Chvrches skrytykowali Marshmello za współpracę z Chrisem Brownem i Tygą. – Jesteśmy naprawdę wściekli, zaskoczeni i rozczarowani tym, że Marschmello zdecydował się współpracować z Tygą i Chrisem Brownem. Lubimy i szanujemy Mello jako osobę, ale praca z ludźmi będącymi drapieżnikami nadużywającymi przemocy jest cichym przyzwoleniem na ich działalność, czego nie będziemy tolerować – deklarowali w swoim komunikacie Chvrches – pisali na Instagramie muzycy. W odpowiedzi Brown nazwał ich „typem ludzi, którym życzy, by wpadli pod autobus”.