fot. Łukasz Bax Porębski
Elokwencja, humor i zero napinki. Kamil Sosnowski nie tylko potrafi bawić się słowami i rymami, ale tytułem i zawartością swojej EP-ki „Tato Hemingway” (2017) przekonał, że rap nie musi być naładowany testosteronem i szyderą. Kto nie uśmiechnie i/lub nie wzruszy się, słuchając jego rodzinno-piłkarskich historii w „Mapie Chile”, „Tylko po chleb”, „Niezgonie” czy „Pogodzie na bluzę”, to… smutas i sztywniak. Fajnie, że talent Pivota został doceniony również poza środowiskiem – czego najlepszym dowodem koncerty artysty w ramach Open’er Festival (2018) i Tauron Nowa Muzyka Katowice (2019). A nam miło, że Kamil znalazł czas, by wybrać swoje najważniejsze płyty…
Kamil Pivot: – Czytałem ostatnio artykuł, w którym autor na podstawie danych ze Spotify wysnuł wniosek, że dla kształtowania się gustu muzycznego mężczyzn najważniejsze jest to, czego słuchali, mając 13-16 lat (co ciekawe dla kobiet są to lata 11-14). Skoro urodziłem się w 1985 roku, to niech nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że większość z moich „10 najważniejszych płyt” wyszła na przełomie wieków. Był to też czas, kiedy potrafiłem całymi dniami słuchać „starej” Radiostacji i to na jej antenie prawdopodobnie usłyszałem większość tych wykonawców po raz pierwszy.
Dodam też, że nie umiem pisać o muzyce, więc z długiej listy kandydatów wybrałem te albumy, o których mam jakieś ciekawe historie od przekazania. Kolejność alfabetyczna.
Chase & Status – „More Than Alot”, 2008
Na początek najnowszy album w zestawieniu. Trudno w to uwierzyć, ale były kiedyś czasy, kiedy dubstep nie był przypałowy i ten album się na te czasy jeszcze załapał. Do tego na płycie zarówno lekkie jak i mega energetyczne drum’n’bassy i gościnna zwrotka mojego ulubionego wówczas rapera – Kano. Tak się złożyło, że akurat w tamtym czasie moja dziewczyna studiowała w Londynie i poszliśmy na launch party tego albumu. Impreza kojarzy mi się jednak z klimatem klipu „Blinded by the Lights” The Streets i – z tego, co pamiętam – było to dla mnie sporym szokiem. Nie miałem jednak wtedy jeszcze konta na Facebooku, o Instagramie nie wspominając, więc nie wiem, czy dacie wiarę, ale nie dałem znać w social mediach, że byłem na imprezie (!) za granicą (!!).
Dezerter – „Underground out of Poland”, 1987
Kasetę (reedycja QQRYQ z 1996) wygrałem prawdopodobnie w Radiostacji w audycji „Zgrzyt” u DJ-a Bigosa. To był czas, kiedy byłem zbuntowanym nastolatkiem, więc punkowy przekaz trafił u mnie na bardzo podatny grunt. Dwa wspomnienia, jakie mam z tą kasetą: po pierwsze – zagrałem utwór „Szara rzeczywistość” w szkolnym radiowęźle, o dziwo bez konsekwencji; po drugie – we wkładce były podziękowania dla jakiegoś gościa z Otwocka za pożyczenie wzmacniacza, czy jakiegoś innego sprzętu. Bardzo chciałem wtedy tego człowieka poznać.
Ed Rush & Optical – „The Creeps”, 2000
Dzięki Radiostacji mój zakuty punkowy łeb otworzył się na inne gatunki: hip-hop i elektronikę. Nagrałem nawet o tym numer „Stamtąd”. Pamiętam, że w największym szoku byłem, kiedy po raz pierwszy usłyszałem drum’n’bass. W sobotnie noce koczowałem przy radiu i słuchałem audycji DJ-a Pereza, spisywałem wszystkie tytuły, które potrafiłem rozszyfrować i szukałem potem tych kawałków w necie. Z tego co pamiętam, to Perez raczej nie słynął z tego, że często uzupełniał swoją płytotekę, dzięki czemu „The Creeps” miałem bardzo dobrze osłuchane.
Eis – „Gdzie jest Eis?”, 2003
Bezdyskusyjny klasyk. Umieściłem tę płytę w tym zestawieniu tylko po to, by móc się pochwalić, że mam ją na CD i że poznałem kiedyś Eisa na firmowej imprezie.
Electric Rudeboys – „Kolejny krok”, 2001
Rudeboysów poznałem dzięki – a jakże! – Radiostacji. Pamiętam, że kiedy dowiedziałem się, że „Kolejny krok” będzie do wygrania w którejś audycji, to, mając słuchawkę przeciągniętą przez rękaw, słuchałem radia na lekcjach, po to by móc wyjść do kibla zadzwonić w momencie, kiedy… padnie pytanie konkursowe1 Ciekawostka numer dwa jest taka, że mając 16 lat, załapałem się do klipu „Znowu lato”, który Rudeboysi kręcili podczas warszawskiego koncertu na Cyplu Czerniakowskim. Skip na 3:22!
Kano – „Home Sweet Home”, 2005
Na płycie „Tato Hemingway” mam kawałek „Który rocznik?”. Opowiadam w nim o momencie, w którym zorientowałem się, że ludzie w moim wieku robią jakieś świetne rzeczy, a ja w tym czasie zamulam w domu. Nie chciałem za bardzo wydłużać tego utworu, więc odpuściłem dopisanie kolejnej zwrotki, a miała być właśnie o tym albumie. Kiedy Radiostacja przestała już grać tak fajną muzykę, przerzuciłem się na BBC 1Xtra i tam poznałem Kano. Kiedy usłyszałem, że gość jest w moim wieku, to zrozumiałem, że dla mnie już raczej za późno na międzynarodową karierę. Jego „P’s and Q’s” to ciary do dziś. Nie do wiary, że klip ma niecałe 7,5 mln wyświetleń!
Lupe Fiasco – „Lupe Fiasco’s Food & Liquor”, 2006
Są dwie rzeczy, o których dowiedziałem się od Dizkreta. Pierwsza rzecz, to pamiętam, że powiedział mi kiedyś, że jest taka fajna strona z filmami – YouTube. Żebym sobie sprawdził. Druga to istnienie Lupe Fiasco, o którym pierwszy raz przeczytałem na jego opisie na GG (pewnie coś w stylu „Lupe Fiasco kozak”). Kojarzę też kolejny opis „cu-cump cu-cump cu-cump his neighbors couldn’t stand it”, więc sprawdziłem z ciekawości o co chodzi. I tak zostałem fanem Lupe.
Masta Ace – „A Long Hot Summer”, 2004
Jakby ktoś stworzył mema pt. „polski truskul starter pack”, to byłaby to pozycja obowiązkowa – obok Dinali i „The Struggle Continues” Looptroop Rockers. Co tu dużo pisać? Przyjemny album koncepcyjny, który tamtego lata słuchałem non-stop. Rok później Masta Ace był headlinerem Hip-Hop Kempu i wspominam to jako jeden z lepszych koncertów, na których byłem w życiu. Choć cieszę się, że to były czasy, kiedy jeszcze nikt nie nagrywał koncertów. Bo boję się, że gdybym dzisiaj zobaczył, jak to wyglądało, to cały czar mógłby prysnąć.
Rage Against the Machine – „The Battle of Los Angeles”, 1999
Nie pamiętam, gdzie po raz pierwszy usłyszałem „Guerilla Radio”. Opcje są dwie: albo w Radiostacji albo w grze Tony Hawk Pro Skater 2. W każdym razie wiedziałem, że muszę mieć to na CD. Kiedy na potrzebę tego zestawienia wróciłem do tej płyty, doszedłem do wniosku, że musiałem kiedyś słuchać w kółko pierwszych 5 kawałków, bo znam je na pamięć, a od indeksu 6 w dół już nie kojarzę już prawie nic.
The Offspring – „Amerciana”, 1998
Mimo że dużo bardziej lubię „Smash”, to przecież nie będę nikomu ściemniał, że słuchałem tej płyty, kiedy wychodziła, bo miałem wtedy 9 lat. Wstydliwe wyznanie: The Offspring poznałem dzięki „Americanie”. Prawdopodobnie wyglądało to tak, że na zimowym obozie sportowym w Muszynie oglądaliśmy z kolegami listę „30 ton” (w przerwach między transmisjami z Nagano) i tam usłyszeliśmy „Pretty Fly (For A White Guy)”. Z Muszyny jeździliśmy na wycieczki do Krynicy-Zdroju i to tam w takim sklepiku przy głównym deptaku kolega Piotrek kupił „Americanę” na kasecie. Do dziś jest mi wstyd, kiedy pomyślę, że nasze koleżanki z obozu musiały potem patrzeć na nasze pogo przy „Have You Ever” na obozowej dyskotece. Coś mi też świta, że o The Offspring wspominał coś Bolton w „Szkole złamanych serc”, ale nie potrafię teraz tego nigdzie potwierdzić. Ktoś coś kojarzy?
PS. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, to wszystkie moje ulubione numery, głównie z lat 1996-2002, zebrałem na playliście „Kiwki życia”.
Oprac. A. Szklarczyk