Foto: P. Tarasewicz / CGM.PL
Już w poniedziałek, gościem Marcina Flinta w najnowszym odcinku Flintesencji będzie Słoń. Podczas blisko dwugodzinnej rozmowy panowie poruszyli wiele tematów – jednym z nich było przekraczanie granic w rapie. Poznański raper twierdzi, że wkrótce w naszym kraju pojawi się MC, który przekroczy wszystkie granice i zdobędzie popularność jakiej nie miał jeszcze nikt w polskiej rap grze. Słoń najwyraźniej czeka na polskiego następcę Eminema – rapera kompletnego pod każdym względem.
– Nadchodzi taki moment, że pojawi się w Polsce raper, który będzie polskim Eminemem. Będzie jechał po bandzie ze wszystkim i ze wszystkimi. Będzie zajebistym do raperem technicznie jakkolwiek, po prostu będzie w kur*ę zdolny i on wszystko zdominuje. Mamy teraz na przykład Quebo, który jest na totalnym topie. Natomiast Quebo na swój tryb promowania płyty – to co zrobił z tym alter ego, z tym gościem takimi nieśmiałym w okularkach, przyjdzie ktoś, kto pójdzie o krok dalej. Będzie jechał ze wszystkim i ze wszystkimi, a jak jeszcze się okaże, że ma jakiegoś brachola gangusa starszego, który zawsze za nim stanie i ma w innych miastach też gangusów, którzy zawsze za nim stanął, to ten gość będzie jechał ze wszystkimi i nikt mu nic nie zrobi. On będzie nietykalny, będzie miał wyjeb**e jaja i ten typ będzie zamykał wszystko. Moim zdaniem to się wydarzy w Polsce. Jeszcze takiej osoby nie ma. Przyjdzie jakiś dzieciak, który teraz ma 11 lat, słucha różnych raperów, dorasta z nimi, od dzieciaka osłuchuje się z rapem, będzie mega dobrym raperem technicznie i lirycznie i po prostu przyjdzie i rozku*wi. I to zrobił Eminem, że zmiótł wszystko.
Wcześniej prezentowaliśmy Wam fragment Flintesencji, w której Słoń opowiada o tym, jaki wpływ mają na niego media i ich upolitycznienie w Polsce.
– Widziałem kiedyś takiego mema – w „TVP masz Polska mistrzem świata”, w TVN „Polska w odbycie świata”, a na Polsacie „Matka zjadła dziecko”. I człowieku coś w tym jest – mówi poznański raper.
Marcin Flint wspomniał, że stacje telewizyjne rzeczywiście uległy spore polaryzacji i w każdej z nich mimo, że oglądamy te same wiadomości, to są one przedstawione w zupełnie skrajnie różne sposoby.
– Nie oglądam telewizji, pozbyłem się telewizji pół roku temu (…) Moim zdaniem każda skrajność jest zła. To tak jak pacyfiści cię zadrapią na śmierć, bo nie jesteś pacyfistą. Może to jest debilny przykład, bo ja sam jestem pacyfistą, ale wychodzę z założenia, że jak ktoś czasem w mordę dostanie to mu się należy. Tak więc wychodzę z takiego założenia. To jestem pacyfistą czy nie? No jestem, bo jestem przeciwko globalnym konfliktom i przeznaczaniu pieniędzy na rozwój wojska, jak szpitale gniją. Tym bardziej, że wojnę jest w stanie wywołać powiedzmy 300 osób. Konflikt światowy. To jest chore. A co z pozostałymi miliardami osób, które nie chcą do nikogo strzelać.
Obojętne do czego będziesz podchodził – czy do sztuki, nauki itd… wiele rzeczy z nauki jest podważane po latach… I pisząc „Wojnę totalną” już totalnie tym rzygałem. Odpalając albo telewizję albo jakieś social media, czułem się bardzo mocno zaatakowany przez media w Polsce i ich upolitycznienie. Mam tego dość. Czasem jak ktoś idzie do kibla się wysrać, to po prostu się idzie wysrać. Nie oznacza to, że on chce kogoś zaatakować czy zaznaczyć swoją pozycję. Czasami życie jest po prostu życiem i nie ma w tym drugiego dna. Dlatego gardzę polityką i mediami. Bo wszystko co jest w mediach jest upolitycznione i wszystko co powiesz może być wykorzystane przeciwko tobie, wycięte w kontekstu. Po prostu dorabianie piździe uszu jest naszą codziennością – powiedział Słoń.