Rosalie.: Współpraca z Taco sprawiła, że otworzyłam się na próby rapowania

Rosalie. gościem najnowszego odcinka podcastu Marcina Flinta


2020.03.30

opublikował:

Rosalie.: Współpraca z Taco sprawiła, że otworzyłam się na próby rapowania

Marcin Flint: Dzień dobry Państwu to jest „Flintesencja”. Moim gościem jest Rosalie. Wokalistka, która już jakiś czas temu okazała się objawieniem r’n’b, popu, muzyki elektronicznej. Wszystkiego chyba po trochu. Artyści nie lubią być szufladkowani. Jestem ciekaw, czy ty masz szufladkę, którą lubisz najbardziej albo taką która przynajmniej ci nie przeszkadza?

Rosalie: Wydaje mi się, że żadna mi w sumie nie przeszkadza, bo jest ich dosyć dużo. Kiedyś sobie założyłam, że w sumie nie chciałabym, żeby określano tę muzykę. Bo jest ona na tyle różnorodna, że trudno ją jednoznacznie nazwać. Czy to jest r’n’b, czy to jest soul, czy to jest trochę hip hopu, czy jest pop alternatywny. Wydaje mi się, że można znaleźć wszystkiego po trochu i w sumie chyba tym się też cechuje ja jako wokalistka. Co w sumie po tych pięciu latach pracy wydaje mi się, że jest bardzo takim dobrym dla mnie rozwiązaniem. Dzięki temu jestem jakaś taka indywidualna, o dziwo.

M.F: Tak. Wszędzie można cię też, jak gdyby przypiąć, bo to jest tak, że rozmawiam z Bartkiem Królikiem pytam go o to, kogo należy słuchać – wskazuje Rosalie.

R: Wow!

M.F: A z drugiej strony te wszystkie osoby, które były stęsknione za kolejną płytą Izy Lach, też z przyjemnością po ciebie sięgną. I to wydaje mi się zróżnicowanie publiczności – najlepsze jakie może trafić. Tylko że to dużo oczekiwań do spełnienia przy okazji.

R: Na pewno. Ale w sumie ktoś mi ostatnio zadał pytanie a propos tego, co jest moim największym osiągnięciem. W przeciągu mojej przygody z muzyką. I to jest takie nawiązanie do tego, że poruszam się w wielu kierunkach muzycznych. To, że zdobyłam szacunek ludzi. Czy to z hip hopu, właśnie, czy to są osoby, które słuchają totalnie popu. Wszyscy wokół mnie, mimo że mogą nie lubić tej muzy, to mówią, że to jest spoko. I wydaje mi się, że to jest coś na czym mi najbardziej zależało.

SPRAWDŹ TAKŻE: „Pochwała wyważonego umiarkowania” – Andrzej Cała recenzuje album „IDeal”

M.F: Taki obiektywny szacunek?

R: Tak. Wydaje mi się, że w chwili bardzo trudno jest zdobyć takie zaufanie ludzi. W tych medialnych, internetowych czasach.

M.F: Jasne. Wydaje mi się, że też, oczywiście niczego tobie nie ujmują, bo na to zapracowałaś, jest tak, że w tej dziedzinie nie ma specjalnie dużej konkurencji w Polsce. Można mieć wrażenie, że kiedyś było Sistars na tym muzycznym terytorium, ale potem zostało trochę odpuszczone. Mogłaś je trochę zagospodarować jak własne.

R: Tak, trochę tę lukę wypełniłam, zaczynając właśnie EP-ką. W sumie ja początkowo nie słuchałam polskiej muzyki, głównie była to muzyka zagraniczna. Dla mnie to też było zaskoczenie, że takiej muzy nie ma. Dla mnie to było takie oczywiste, bo ja całe życie soul i r’n’b. Ludzie wokół mnie, dziewczyny zawsze słuchały Beyonce, TLC, czy Aliyah. Dla mnie to było totalnie niezrozumiałe, dlaczego tego nie ma w Polsce. Miałam wrażenie jakbym przespała całą muzykę mojego dzieciństwa, bo tak naprawdę moi rodzice też słuchali muzyki zagranicznej, także byłam osłuchana głównej z Beatlesami i Tiną Turner itd. Było tego dużo, ale nie było w tym muzyki polskiej. Tak więc jak zrozumiałam, że to jest luka to się ucieszyłam, bo obecne tej muzyki powstaje coraz więcej. Cieszę się, że to jak trochę powróciłam z tym r’n’b, i jest bardzo sympatyczne jak sobie na to tak spojrzę teraz.

M.F: Oczywiście. Ciekawe jest to co mówisz, bo rzeczywiście jak się zastanawiałem nad tym, to gdzieś u mnie w domu była Tina Turner, Stevie Wonder. Koncert Steviego Wondera na narodowym był jednym z kanonicznych wspomnień moich rodziców. I potem, rzeczywiście oni nie za bardzo mogli znaleźć taką muzykę w Polsce. Być może z racji na to, że język nie jest najłatwiejszy. Być może z racji na to, że nie każdy muzyk, instrumentalista, umie tak grać i nie każdy producent potrafi tak produkować.

R: Ja też kojarzę takie duże koncerty rodziców. Przez to, że dorastałam w Berlinie tej muzyki zachodniej było znacznie więcej. I tych koncertów też było bardzo dużo. Jako dziecko często chodziłam na gospel, moi rodzice chodzili na Eltona Johna. To były ogromne wydarzenia i to była muzyka, która mnie poprowadziła do chwili, w której obecnie się znajduje. I wydaje mi się, że jest potrzebna ta muzyka w Polsce, bo ona się totalnie sprawdza po polsku. Na początku myślałam, że jest to niemożliwe. Myślałam, że będzie zbyt ckliwe, że tekst r’n’b po polsku, jak w ogóle ma to zagrać, że to jest nie do zrobienia. Wtedy właśnie wkroczył Michał Wiraszko, który gdzieś tam zmienił moje postrzeganie pisania tekstów po polsku. Później współpraca z Rasem również sprawiła, że czułam się zdecydowanie pewniej i wydaje mi się, że w chwili obecnej, słuchając mojego drugiego albumu po masterze, tam będą momenty, gdzie pojawia się tekst angielski, ale są to takie minimalne wersy. Jest tylko jeden utwór po angielsku.

M.F: Tytułowy.

R: Dokładnie tak. I nie słychać różnicy, ja nie słyszę różnicy. Jak ja mam ten kawałek po polsku cały i gdzieś pojawi się ten tekst angielski, to ja nie mam czegoś takiego: ojoj co to jest? Co to tam robi? Tylko to tak samo płynie. I to chyba jest ta sztuka, żeby pokazać, że ten język polski jest tak samo plastyczny. Można zachować melodykę zdania angielskiego – czego się w sumie tak baliśmy wszyscy przy tworzeniu tych tekstów. Arek jest dla mnie jakimś totalnym objawieniem, nie wiem, jak on to robi, ale siada, piszę i to się wszystko po prostu zgadza.

M.F: Pytanie, czyja jest to przede wszystkim zasługa. Ciebie jako wykonawczyni? Jego jako autora? Czy ta gładkość i potoczność tekstu płyną z tego jak jest napisany? Czy z tego jak twój głos go interpretuje? Można chyba dyskutować długo i namiętnie o tym?

R: Dokładnie. Wydaje mi się, że Arek bardzo w sumie lubi mój wokal i moją melodie i dzięki temu nam się też bardzo dobrze współpracuje. Bo czujemy dobry vibe, razem już działaliśmy przy utworach dla Rasmentalismu. Tutaj nie ma po prostu żadnej bariery. Ona się nie pojawia. Długo dyskutujemy na temat tekstu, o co chcemy w ogóle zahaczyć. I jakoś wspólnie dochodzimy do setna.

SPRAWDŹ TAKŻE: Natalia Nykiel rozpoczyna przygodę z TikTokiem od mocnego uderzenia

M.F: No tak, bo to jest taka sytuacja, że w momencie, w którym wykonujesz czyjś tekst, tak naprawdę musisz go wpuścić do swojego świata. To nie może być tylko jakiś tam współpracownik, tylko to musi być ktoś, kto mówi twoim językiem. W związku z tym, i wy musieliście osiągnąć taką komitywę, żeby nadawać na jednej fali.

R: Tak. I bardzo w sumie śmieszne jest to, że mi się znacznie lepiej pisze teksty z mężczyznami. I ta wizja męska, ale w sumie damska, bo to jest moje spojrzenie, to oni się wcielają w moją rolę, jest znacznie bliższa, niż teksty pisane przez kobiety. Nie wiem od czego to zależy. Czy od tego, że wychowałam się na hip hopie i to, że wolę jak te teksty są bardziej zdystansowane? Tzn. one są emocjonalne, Michał Wiraszko jest totalnym wrażliwcem. Ja nie wiem od czego to totalnie zależy, ale zawsze są to jakieś takie przemyślenia wspólne. I z Rasem już się na tyle znamy, że on dokładnie wie co ja mogę i co bym dokładnie chciała osiągnąć. Tak jest przy utworze „Nie mów” – Arek napisał go od A do Z sam i jedyne co dyskutowaliśmy to na temat tej tematyki. Dostałam tekst, zaczęłam śpiewać i mówię, że to jest najlepsze co w ogóle może się zdarzyć, jak się dostaje teksty od innej osoby. I w sumie najtrudniejsze jest to, że ty musisz to zinterpretować. Bo to nie jest twój tekst, nie jest to twoja muzyka. I robiłam to drugi raz w życiu. Pierwsza taka sytuacja była, jak nagrywałam na epkę Chloe Martini numer „Naked”. I to też jest numery nie napisany przeze mnie. To jest bardzo trudna rola. I w sumie od wokalisty zależy, jak to będzie brzmiało i czy to będzie brzmiało dobrze.

M.F: Zadanie trochę taki aktorskie. Musisz zszyć ten tekst ze sobą.

R: Totalnie.

M.F: Ale też nie mogę nie uśmiechnąć się, jak myślę o tym jak Ras wchodzi w skórę laski, która siedzi z jakimś dzbanem na randce. Ta wizja poprawia mi humor. Jakbyś miała wskazać, jakieś podstawowe różnice we współpracy z Rasem i we współpracy z Michałem Wiraszko. Zupełnie dwóch różnych gości, zupełnie dwa różne backgroundy kulturowe. Wschód i zachód. Rock i rap. Aż kusi, żeby widzieć to tak skrajnie kontrastowo, ale może wcale tak nie jest.

R: Właśnie o dziwo nie jest tak kontrastowo. My zawsze się spotykamy w domu, zawsze sobie pijemy, w sumie dużo gadamy, słuchamy tych numerów, które chcemy razem zrobić. Gdzieś się pojawiają jakieś pomysły przed spotkaniem. Jakoś zbieramy to w jedną całość i wydaje mi się, że oni również szybko pracują. Bo są takie sytuacje, kiedy się okazuje, że załóżmy miał być feat, nie będzie feat’u, trzeba zrobić drugą zwrotkę. I w tej sytuacji ja panikuję, bo już mam wejść do studia i pojawia się Arek i wciągu kilku godzin jest w stanie napisać ci tekst ot tak! Ja jestem w jakimś ogromnym szoku. Bo ja pracowałam nad płytą półtora roku i ja tak nie strzelam jak on, czy właśnie Michał. Ale ta współpraca wygląda dosyć podobnie. Najważniejsze jest to, że trzeba poznać drugiego człowieka, żeby miało to ręce i nogi. Takie mam wrażenie. Jeżeli jest to zupełnie obca osoba, to… Nie wiem, nie działałam też z obcą osobą, nie wiem, jak to jest. Ja lubię kolaborować z ludźmi, których lubię i szanuję i z którymi lubię spędzać czas. Wtedy mam wrażenie, że ten wydźwięk będzie znacznie lepszy i to też słychać po tych numerach, że te dwie osoby razem współgrają. Bo są osoby, które do końca nawet nie wiedziały, że teksty nie są pisane przeze mnie, bo nie sprawdzają tego w informacjach. I potem jest wielkie zdziwienie, bo ja myślałem, że Rosalie to pisze swoje teksty sama. Oczywiście że piszę, ale pracuję też z ludźmi, którzy są mega zdolnymi postaciami i nie rozumiem, dlaczego nie miałabym działać z nimi. No mogę się w ogóle nauczyć czegoś od nich. I to jest ogromny szacunek jaki mam wobec tych osób. Ja zawsze lubię działać i z wieloma producentami, bo jest właśnie ta różnorodność, bo można się wcielić w przeróżne role i jakoś to tak płynie. Chyba nie jestem jeszcze na tyle odważna, żeby siedzieć z jedną osobą przy jednej płycie. Nie wyobrażam sobie tego zupełnie.

M.F: Muszę tak na marginesie wspomnieć, że głos bardzo bliski temu co jest w nagraniach, słyszę od ciebie teraz.

R: O naprawdę?

M.F: Tak. Przynajmniej takie mam wrażenie.

R: Wszyscy zawsze mówią, że jak stawia się przede mną mikrofon, to zaczynam niżej mówić. A jakbyśmy teraz wyszli z tego miejsca, to znowu bym zaczęła mówić jakimś takim z skrzeczącym głosem (śmiech).

 

M.F: Ja zawsze jak przez telefon mówię to staram się być niżej, tak to jakoś wygląda. Ale wiesz, miałem teraz okazję chwilę poobracać sobie w głowie tę wypowiedź, że gdzieś tam łatwiej współpracuje ci się z facetem jako autorem tekstów. Być może chodzi o to, że w takiej soulującej muzyce, w r’n’b, gdzieś chodzi właśnie o tę odrobinę napięcie między płciami. O dialog między nią, a nim. Zawsze jest jakaś ona i zawsze jest jakiś on. Co na twojej płycie też słychać.

R: Przy tej płycie „IDeal” na pewno słychać to napięcie. Ale wydaje mi się, że ta bohaterka, tak możemy ją nazwać, jest znacznie pewniejsza siebie niż na „Flashback”. „Flashback” jest emocjonalny, wrażliwy i wydaje mi się, bardzo się cieszę, że udało mi się zmienić te emocje. Że tu jest fun, że tu jest też rodzaj takiego buntu, ale nie buntu wynikającego ze załamanego serca, tylko buntu z tego, że sytuacje, które nas otaczają są absurdalne. Ja miałam dużo złości w sobie, nie wiem, dlaczego i nie wiem skąd. Ale też wydaje mi się, że poznałam na swojej drodze takiego partnera, który w sumie miał duży wpływ na to jak w chwili obecnej postrzegam świat. I miałam taki moment, w którym mi się nie podobało to co widzę. I miałam dosyć Instagrama, Facebooka, ciągle ślęczałam nad tym telefonem, jakby nie mogłam go odstawić od twarzy, po prostu.

SPRAWDŹ TAKŻE: #CGMpoleca: Jessie Reyez – szczera aż do bólu

M.F: Gorszy nałóg niż nikotyna i alkohol.

R: Totalnie. Potrzebowałam czasu, żeby to przepracować, żeby złapać jakiś dystans, który straciłam. Wydaje mi się, że od samego początku go w sobie miałam, zwłaszcza przy tym projekcie i który sprawiał, że ja się czułam dzięki temu bezpieczna. Podczas tworzenia tej płyty miałam taki moment, kiedy nie wiedziałam, czego w sumie chce. I czy to co robię, jest tym, w czym się będę spełniać. Także to jest bardzo trudne, chyba dla każdego wokalisty, tak mi się wydaje. Przychodzi taka chwila zwątpienia. Ale, jak się zamknęłam w studiu z muzykami, bo przy tej płycie pracowaliśmy od zera, razem – tylko z jedną osobą w sumie nie – to też, po pokonaniu takich pewnych barier, gdzie siedzisz z kilkoma osobami w studio i masz zacząć śpiewać, tworzyć i nie wiesz czy ci w ogóle coś wyjdzie, czy co głos nie zadrży itd. To zauważyłam, że ja i tak będę robić to, co mi się podoba i nie ma nade mną nikogo kto mi mówi: Rosalie nie w tym kierunku, tego nie chcemy.

Wszyscy mi dopingują. Ja nie wiem jak ja sobie na to zasłużyłam, ale tak rzeczywiście jest. Wchodzę do nowej wytwórni i nowa wytwórnia patrzy na mnie i mówi, że oni będą mnie wspierać w stu procentach, że mam cisnąć z tym, z czym chcę. Słyszą nowe numery i są zachwyceni, tym co wybrzmiewa w ich głośnikach. Dostaję SMS-y, że są pod ogromnym wrażeniem. Jako wokalistka ja się totalnie spełniam, bo ten hejt mnie omija, nawet jak jest, to…ja nie wiem, czy ktoś ma zły dzień, czy ma ochotę coś komuś powiedzieć niemiłego. Ale to są raczej kwestie dotyczące mojej fryzury, albo mojego stroju. A ja akurat bym powiedziała, że lubię szokować, albo nawet nie szokować, bo to nie jest szokowanie, tylko lubię jakiś rodzaj udziwnienia. Zawsze jak widzę komentarz: co to za grzywka, to sobie myślę, że to właśnie dla tej osoby ta grzywka musi być, po prostu.

M.F: Tak, ale to też jest krzepiące, bo jak widzisz taki komentarz to znaczy, że nikt się już do muzyki nie może przypieprzyć, musi być grzywka.

R: Dokładnie.

M.F: To jest mały triumf. Fajne jest to co mówisz o wytwórni z racji na to, że patrząc na to, co dzieje się z niektórymi dziewczynami, które związały się z dużymi labelami, z kręgu tej muzyki miejskiej. One to potrafią narzekać. Ma się wrażenie, że po pierwsze wytwórnia stara się wpasować je w pewne formy, wymyślić, te laski, w oderwaniu od nich. To po pierwsze. A po drugie, kiszą się te materiały miesiącami. Wychodzi singiel, potem nic się nie dzieje. I już w pewnym momencie frustracja potrafi się wylać na social media i robi się taka kwaśna atmosfera. Ale tutaj, z tego co mówisz, możesz w pełni stanowić o sobie, więc jest dokładnie odwrotnie. Wytwórnia dodaje ci skrzydeł i nie stara się ciebie na siłę formatować.

R: Wydaje mi się, że to jest też inna sytuacja. Kiedy przychodzisz do wytwórni jako już – chyba tak to nazwę, chociaż nie wiem, czy chciałabym używać tego słowa – ale jako gotowy produkt. Po prostu jest wszystko. Na takiej zasadzie, że już zagrałeś tyle koncertów w przeciągu pięciu lat, że potrafisz na scenie się odnaleźć. I twoja muzyka jest na bardzo dobrym poziomie, i współpracujesz z bardzo ciekawymi postaciami i widać cię w sumie na featach z wieloma hip hopowcami. Co może puści tak? Wchodzisz, na załóżmy profil Instagrama i widzisz, że jest prowadzony w określonym kierunku. Ja nie chcę mówić, że to jest gotowy produkt ale bardziej chodzi o to, że to już ma swój wydźwięk. Nie jest tak, że jestem szesnastoletnią dziewczyną, która nie wie czego chce i będzie szukać swojej drogi. Tylko ja już tę drogę znalazłam i potrzebuje wsparcia, żeby piąć się wyżej. Bo ja mogę tam wejść, czuję to po prostu, i otaczam się takimi ludźmi, że mnie ładują i dodają mi tej pewności siebie. Ja raczej nie jestem osobą, która byłaby zakochana w sobie, tak nie jest. Tylko otaczam się takimi ludźmi, którzy wierzą w to co robię. I moi odbiorcy są totalnie kochanym ludźmi. Ja schodzę ze sceny i przytulam się do ludzi, których nie znam. A jak jestem w towarzystwie pierwszy raz, to ja nie rozmawiam z ludźmi tylko bardziej ich obserwuję. Zanim jakaś taka bariera zostanie zrzucona, to ja naprawdę potrzebuje chwili. Ja nie wiem co się dzieje, ale ta muzyka sprawia, że staje się totalnie innym człowiekiem, mam jakaś druga tożsamość. Co jest też jakby nawiązaniem do „IDeal”.

M.F: Chyba po to jest też muzyka, żeby móc się poczuć z jednej strony artystą, a z drugiej strony móc się od pewnych barier wyzwolić jako słuchacz. Jest to jakiś uniwersalny język, który jest w stanie łączyć. A jeszcze wracając do tej całej defjamowej sytuacji, to jest ta, że to nie było zupełnie nowe terytorium, bo Witek, którego mogłaś kojarzyć z Alkopoligamii, jest tam CEO, więc miałaś tą znajomą mordeczkę gdzieś obok.

R: Ja się bardzo obawiałam zmiany wytwórni. To jest taka sytuacja na drodze każdego artysty, gdzie się zastanawia co to będzie i czy powinien się obawiać. Bo tak zazwyczaj jest, że my się po prostu boimy. A tu to ja przeszłam z wytworni, która na maksa mi pomogła, wydali moją pierwszą epkę, mój pierwszy album, jeździłam z nimi, z Mesem pierwsze supporty, później “Albo inaczej”. Przez cały czas działaliśmy wspólnie. To jest taka jedna wielka rodzina. My nadal mamy bardzo dobry kontakt. Także to, że ja odeszłam z Alkopoligamii, to był po prostu taki moment, że trzeba się rozstać i trzeba dać mi szansę też pójść w innym kierunku. Moja płyta nie jest tylko i wyłącznie hiphopowa. Totalnie ociera się o pop, taką mam nadzieję. Są tam różne inne terytoria, które próbowaliśmy zbadać. I to też się łączyło z tym, że trzeba zmienić wytwórnię. Po trzech latach w Alkopoligamii. No to ściskamy się wszyscy i mam nadzieję, że będziemy dalej współpracować. Ja ze Stasiakiem mam cały czas kontakt, bo się uwielbiamy, to jest mój wielki kumpel. Wiem, że teraz też działa przy swoich projektach i trzymam za niego mocno kciuki. A z Witkiem się widujemy bardzo często, więc przeszłam z jednej rodziny do drugiej. Także już mam kilka rodzin.

SPRAWDŹ TAKŻE: Dua Lipa: „Ludzie próbują uprzedmiotowić kobiety”

M.F: Miałem okazję zapytać Stasiaka przy okazji pierwszej płyty o ciebie i pierwsze co powiedział, że Rosalie to jest taka dziewczyna, która wie czego chce. Dlatego uśmiechnąłem się jak z pięć minut powiedziałaś o tym, że przy tej nowej płycie zupełnie nie wiedziałaś czego chcesz. Gdzieś tam Łukasz wgrał mi obraz tej laski zdeterminowanej, z precyzyjnie wyznaczonym kierunkiem, w pełni profesjonalnej. Ale jest trochę takiej Rosalie, która się potrafi zawahać.

R: Oczywiście, że jest. Mam dużo w sobie strachu, tak naprawdę. I to od dziecka miałam. Ja bałam się sceny. Jak mówiłam zanim zaczęliśmy, ja zawsze czarno widzę. To nie wyjdzie. Nie zdążymy. Zawsze jest coś na nie. Nie wiem skąd to się bierze. Ja chyba wolę się nastawiać negatywnie. Żeby później się zaskoczyć, a nie na odwrót. I w sumie to się sprawdza.

M.F: W branży najłatwiej się ekstrawertykom. Z tego co mogę się zorientować po tekstach i wywiadach, jesteś raczej typem domatorki, osoby, która ceni sobie prywatność i często lubi stronić od tego zamieszania, którego inni artyści gorączkowo poszukują.

R: Jest rzeczywiście tak, że ja się tego trochę boję. Z drugiej strony nie mam problemu, żeby iść na event, stać na scenie, na stadionie – to był jakiś totalny szał. Nie wiem co by było, gdybym miała wokół siebie cały czas kamerę. Myślę, że to jest bardzo trudne, to jest świat, który przeraża i sprawia, że tej prywatności nie ma. Dla mnie rodzina i dom są najważniejsze, jeżeli tam się układa, to i w muzyce mi się układa, bo tak jest. I bardzo dbam o to, żeby mieć spokój, żeby sobie poleżeć na kanapie i żeby się tak nie nakręcać jakimiś imprezami. Mi wystarcza ta scena. Ja kiedyś chodziłam na imprezy. Teraz mam 27 lat i siedzę na kanapie i oglądam filmy. Także może to jest jakiś etap, który minie, nie wiem.

M.F: To się jeszcze może odwrócić.

R: Może jeszcze będę zwierzakiem, kto wie. Rzeczywiście cenie sobie prywatność. Uważam, że to jest bardzo ważne.

M.F: To byłoby dziwne gdybyś na płycie mówiła, żeby ludzie znaleźli moment, postawili na naturalność, po czym twoje życie wyglądało zupełnie inaczej. Choć nie takie sytuacje scena widziała. Zresztą sama namawiasz do tego – w tym wywiadzie padła taka kwestia – żeby nie do końca utożsamiać cię z tą osobą, która mówi na płycie. Użyłaś takiego sformułowania, o bohaterce.

R: Tak właśnie zawsze mówię. Z drugiej strony mam pełną świadomość, że tą bohaterką jestem ja. Bo tak jest. Właśnie kolejny problem, który pojawił się na mojej drodze, to że ja miałam te zawahanie, że co dalej, to są te dwa życia, które prowadzi każdy z nas. Czy to jesteś ty, czy pani Kasia, która jest kwiaciarką, kimkowiek naprawdę. Wychodzisz z domu, idziesz do pracy i jesteś innym człowiekiem. Ty decydujesz kim jesteś. Czy jesteś uśmiechnięty, czy nie. Czy jesteś osobą, która jest gburem. I tak samo ja mam na scenie. Na scenie ja jestem bardzo pewna siebie. Nie mam ani problemu ze swoim ciałem. Jestem otwarta. Rozmawiam z ludźmi. Mam gadane. Bawię się. A jak schodzę ze sceny idę do domu, to ja nie jestem tą samą osobą.

SPRAWDŹ TAKŻE: The Weeknd się nie zatrzymuje. Trzy nowe utwory w sieci

M.F: Ale potrzebujesz czasu na przeobrażenie się w tę drugą osobę? To jest właśnie ciężka sprawa, że ludzie wolnych zawodów, czy ludzie zawodów, gdzie trzeba się wykazywać kreatywnością, gdzieś tam cały czas są w pracy. Ty nie uwolnisz się przecież od melodii, która nagle zaatakuje ci głowę. Albo od fragmentów tekstów, które masz wyuczone na koncert, które pałętają ci się w głowie.

R: Akurat te pałętające się teksty są zajebiste. Bo jak śpiewasz swoje numery, to znaczy, że to siedzi i to się sprawdza. Ja od kiedy dostałam master płyty, jak jadę tramwajem, to sobie odpalam tę płytkę, bo jestem z niej bardzo dumna. Nie spodziewałam się aż takiego brzmienia. Rafał Smoleń zrobił taką robotę, że mi wysadziło uszy. Jak pierwszy raz usłyszałam master to miałam banan od ucha do ucha. Skakałam po kanapie. Mój facet na mnie patrzy i mówi: Jezus co się dzieje? A ja mówię to jest niesamowite stary co tu słyszę! Także jeżeli to się pojawia to jest ekstra. Jeżeli chodzi o to wchodzenie w rolę, to już nie jest wchodzenie w rolę. To jest coś co pojawia się od tak. To jest moment, kiedy wchodzisz na scenę, słyszysz muzykę i to jest pierwszy oddech. Do tego też nawiązuję na płycie. To jest najważniejszy moment. I wtedy jakby wszytko się dla mnie zmienia. I to zejście z tej sceny, ta adrenalina, która ze mnie schodzi przez najbliższe trzy godziny, to jest to odetchnięcie, kiedy znowu pojawia się Rosalia, która musi się napić herbatki i zjeść coś smacznego, gdzie na scenie, jestem znacznie bardziej szalona – tak mi się przynajmniej wydaje. Ale bardzo się cieszę, że jestem w stanie poznać taką drugą wersję siebie, bo ona niesamowicie dodaje powera też innym dziewczynom. To jest niesamowite. Widzę po tym jak osoby wrzucają moją muzykę, że do niej tańczą, czują swobodę, że jest coś takiego… Przy tym „Nie mów” takie mam wrażenie. Jak słyszałam pierwszy raz ten utwór, bo nie był mój, to ja sobie pomyślałam o Madonnie, która w sumie chciała tylko się bawić. Do jej muzyki, do koncertów, które sobie odpalałam na YT, to co ona wyprawiała na scenie, to sprawiało, że chcesz po prostu tańczyć. Ja z tym „Nie mów” też tak miałam. I to jest coś co chciałam osiągnąć. Żeby dziewczyny czuły swobodę. Żeby kochały swoje ciało. Każda osoba, z którą później rozmawiam, mówią, że ty jesteś taka pewna siebie i to jest takie niesamowite. Ja mówię, że każda z nich jest piękna i trzeba przestać porównywać się do każdego, bo to jest chore co się w chwili obecnej dzieje.

M.F: Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie się chciał wpędzać w kompleksy.

R: Przede wszystkim każda dziewczyna czy facet, muszą zrozumieć, że… i ja do tego doszłam, że ja nie będę miała wąskich bioder, bo takie mam genetycznie i koniec. Nie mogę się porównywać do modelek, które są filigranowe i mają metr osiemdziesiąt i włosy do pasa. I’m not gonna get there. Nie mam też z tym żadnego problemu. I właśnie ta scena sprawiła, że ja poczułam się piękniejsza. Co jest zajebistym osiągnięciem, bo nikt mnie nie ocenia. Wszyscy są mega kochani. Wszyscy uwielbiają te muzę, którzy przychodzą. Nawet jeżeli trafią się osoby, które totalnie mnie nie znają i w ogóle nie wiedzą kim ja jestem, to widzę, że po kilku numerach, jest coś takiego, że zaczyna się zabawa. Idą w to. Ta płyta naprawdę dodała mi dużo sił. Takiej pozytywnej energii. Współpraca z tymi producentami była bardzo taka … prosta. Te godziny spędzone razem w studiu to były głównie fun, albo sytuacje w których nie byliśmy w stanie już mówić. Bo zawsze dochodzi do takiego momentu, kiedy po sześciu godzinach wjeżdża obiadek i nagle wszyscy podają, w ogóle nie ma baterii.

SPRAWDŹ TAKŻE: Natalia Szroeder w swojej wersji oscarowej piosenki z „Króla Lwa”

M.F: Też to znam. Jak będę wracać po naszym wywiadzie, to przez godzinę będę mieć kalejdoskop myśli, pojawią się pytania, które pewno bym zadał gdybym mógł cofnąć czas. Tak, trzeba rzeczywiście odtajać. Ta płyta sprawia też wrażenie takiego miejsca, gdzie mogłaś wrzucić wszystko co cię uwierało. Takim powracającym motywem, przynajmniej w moim odczuciu, jest odcięcie w przyszłości. Zapomnienie o tym wszystkim, co było i co być może okazało się nie do końca dla ciebie komfortowe, że trochę taka nowa Rosalie, z nowym startem bez bagażu, wchodząca w kolejny etap życia.

R: Dokładnie tak jest. Dwa lata pracowałam nad tym, żeby dojść do tego momentu. Nie spodziewałam się, że to jest możliwe w sumie. Bo zawsze należałam do osób, które wspominały. Już jako dziecko. Kiedy wróciliśmy do Polski, to ja moment od zera do sześciu pamiętam bardzo dobrze, bo to była taka zmiana diametralna Berlin a Poznań… Szare place zabaw, zupełnie inny język, brak znajomych, że wracałam myślami cały czas do Berlina, do tego co tam było. I na „Flashbacku” też tak było, że te wspomnienia mnie niosły. I miałam wrażenie, że to jest coś co muszę pielęgnować. To jest coś co mnie kształtuje i dzięki temu mogę się wyrażać i jako wokalistka się w tym sprawdzam. Ale po pewnym czasie mi zaczęło to ciążyć, bo każdy ma czasami dosyć brudu, który był i masz ochotę zapomnieć i lecieć dalej, bo w sumie jeżeli to są negatywne wspomnienia, a często gęsto tak jest po prostu. Czy to są sercowe, czy to szkoła, mamy tyle nerwów wokół siebie, że zbiera się każdemu. I mi na „Flashbacku” się sporo zebrało, tak bym powiedziała. I dopiero przy „IDeal” zrozumiałam, że już nie mam na to ochoty. Ja chcę się bawić. Chcę, żeby ludzie na koncertach również się bawili i chcę zupełnie innej energii na tych koncertach. To jak w ogóle „Flashback” połączy się z „IDeal” to będzie moje spełnienie – total. Bo „Flashback” jest znacznie bardziej soulowy niż „IDeal” i nie będzie mi tego brakować. Bo ja tak bardzo lubię ten vintage. Bardzo lubię te lata 90-te. W sumie na tej nowej płycie jest ich znacznie mniej. To jest r’n’b, które jest świeższe.

M.F: Tak, choć dla mnie ma nutkę „Destiny’s Child”.

R: Tak, ale to cieszę się, że mówisz o tym numerze, bo z „Chodź, chodź, chodź” tak było, że bardzo chcieliśmy zrobić taki numer, no właśnie nie chce mówić vintage’owy, ale on jest trochę vintage’owy, Jeżeli chodzi o melodię tego wokalu. Ale wydaje mi się, że tajemnica tkwi w tym, że on powstał po angielsku, całkowicie. To był numer, który był napisany po angielsku. Ja ten vibe lat 90-tych, on się rodził u mnie w języku angielskim. Jest coś takiego, że ta melodia sprawia, że ona nadaje takiego wydźwięku. I dopiero później zaczęliśmy z Arkiem myśleć, że ten numer powinien być po polsku. Że to będzie hicior. Chloe też tam mnie ciągnęła gdzieś: dawaj Rosie zrób to po polsku, proszę. I to, że ten utwór brzmi tak jak brzmi i jest całkowicie zachowany vibe, który był stworzony po angielsku, to też jest jakieś dokonanie. To jest pierwszy utwór, który odpalam jak wychodzę z domu z psem. Ale wiesz, dlaczego? Bo potem mnie strasznie bawi to jak ja krzyczę do swojego psa: no chodź, chodź (śmiech)

M.F: (śmiech)

R. Ten numer mi zawsze poprawia i w sumie wydaje mi się, że to jest całkowicie naturalne albo mam nadzieje, że to jest naturalne, że wokalista słucha swojej płyty. Bo ja się z nią też osłuchuję. Ja dzięki temu wklejam te teksty totalnie w mój umysł. To jest trochę takie pranie mózgu. Ale dzięki temu jestem pewniejsza, jeśli chodzi o teksty, melodie. To jest wszytko moje, ale z drugiej strony im więcej słuchasz, im więcej powtarzasz tym lepiej potem wyjdzie. Gdzieś pomiędzy, staram się słuchać innych, żeby to nie było, że popadam w samozachwyt, bo tak nie jest.

M.F: Są dwa, takie bardziej rapowane momenty. Czy w przyszłości chciałabyś rozwinąć się w tę stronę i zderzyć się – w większym stopniu – właśnie z rzeczami bardziej nawijanymi mniej śpiewanymi? Czy to taka chwila odpoczynku i dowód wszechstronności? Jak to jest?

R: Wydaje mi się, że ja chciałam się sprawdzić. Już na „Flashbacku” próbowałam i na numerze z 88 rzeczywiście tam się pojawiały takie wstawki rapowane. Wydaje mi się, że mam pewną łatwość i to chyba od współpracy z Taco. Ta współpraca sprawiła, że zaczęłam się bardziej otwierać na takie próby rapowania i też podczas tych dwóch lat zauważyłam, że mój wokal nisko prowadzony dobrze brzmi. I sprawia mi to przyjemność. Bo to nie jest takie rapowanie nadal. To jest coś pomiędzy, nie?

M.F: Tak.

R: Też Chloe często mi mówiła, że bardzo chciałby usłyszeć jak ja rapuje. Wydaje mi się, że miałam w głowie i Taco i Chloe. Po prostu zaczęłam próbować i się okazało, że to się sprawdza. W sumie ta różnorodność w utworze jak słyszę dziewczynę, która śpiewa najpierw wysoko, potem pojawia się rapowanko, potem są jakieś chórki dodatkowe i zaczynasz się zastanawiać: hej, to jest nadal ona? Ja miałam czasami momenty, że chciałbym pokazać, że jestem w stanie zrobić naprawdę sporo. To jest też challenge dla mnie. I każdy chyba powinien takie challenge gdzieś sobie stawiać. Przy tej nowej płycie… Ja też się chcę rozwijać.

M.F: Jasne – masz 27 lat. Litości. Gdyby chcieć stanąć w rozwoju w tym wieku, to nie wróżę przyszłość wtedy.

R: Chloe po przesłuchaniu materiału powiedziała, że jest zachwycona tym, że ta płyta jest tak różnorodna wokalnie. Pokazuje tą wszechstronność. I Rafał Smoleń też to podkreślał, że dla niego to nie jest miszmasz. Ja się obawiałam, że co to będzie?! Znów współpracuję z wieloma producentami! Znowu robię rzeczy, które się diametralnie różnią od siebie i jak to będzie brzmiało na samym końcu? Jak dostałam mastera Rafała to stwierdziłam, że w ogóle nie muszę mieć żadnej obawy. To płynie. Rafał podkreślił, że to pokazuje, że jestem artystką, która sprawdza się w wielu kierunkach i to jest niesamowite, tak naprawdę godne podziwu. Także dostaje naprawdę miłe komentarze od ludzi i nie wiem tak naprawdę, jakie będą reakcje u innych, ale mogę szczerze powiedzieć, że jestem dumna ze współpracy, z kolaboracji. Że zawsze działam z bardzo zdolnymi osobami, że mogę w ogóle z nimi działać, że chcą ze mną działać. To, że każdy się może wykazać, że to nie jest projekt, który narzuca tobie cokolwiek. Ja narzucam tobie miłą atmosferę, ale tak naprawdę chcę zobaczyć jak ten producent mnie słyszy.

SPRAWDŹ TAKŻE: Wygraj nowy album Rosalie.

M.F: Jasne. Jest to płyta kolorowa na pewno, która otwiera ci wiele furtek i w każdą możesz pójść zagłębiając się w świat, który dany utwór otwiera. Są numery takie jak wspomniany „Chodź chodź, chodź”, ale też „Chmura”, gdzie jest ta liryczna, trochę nieśmiała dziewczyna z tomikiem poezji pod pachą. To jest wydaje mi się w tym wszystkim fajna sprawa. Z przyjemnością słuchałem, jak opowiadałaś o tym, że jesteś w stanie uczyć się, czy coś wynieść ze współpracy z raperami. My tak z boku, tu często gęsto jako dziennikarze z nim współpracujący, widzimy ludzi o nieprawdopodobnym ego, ludzi niespecjalnie zdolnych do słuchania cudzych uwag. Myślę, że twoje spojrzenie jako wokalistki, równoprawnego partnera, mam nadzieję, że równoprawnego partnera w tych wspólnych kawałkach…

R: Tak

M.F: … jest zupełnie inne, że gdzieś tam to przyjęcie było dobre, że wspomnienia z różnorodnych współprac są właściwie chyba bez wyjątku dobre.

R: Są dobre i zadziwiająco powiedziałbym zajebiste. Jak współpracowałam pierwszy raz z Jankiem „Otsochodzi” i pierwszy raz weszliśmy do studia, to co dwie sekundy słyszałam: wow, wow. Ale ekstra. Także zawsze jakoś tak… Ja nie wiem skąd się bierze, że oni są tacy zachwyceni. To jest tak kochane. Serio. I nikt mnie nie ogranicza. Mogę się wykazać w tych numerach hip hopowych… Tez pokazuję jakąś inną siebie. Przy współpracy z Taco, wchodzimy do studia i robię sobie tą swoją melodię, którą ustaliłam w domu i ja sobie myślę, że może zejdę trochę niżej i zaczynam rapować na co Filip patrzy, Janek patrzy i widzę, że im tak szczęki opadają i mówią wow! Laska potrafi rapować. A ja sobie myślę: no a jak?!

M.F: A masz w głowie taką listę osób, z którymi chciałbyś w przyszłości współpracować? Że słuchasz albumu, jakiegoś singla i myślisz jakby fajnie byłoby coś z nim zrobić? Na pewno byśmy się dogadali! Nasze głosy by zajebiście współgrały?

R: Na pewno są takie osoby. Ale ja zazwyczaj myślę o osobach z zagranicy. Jest coś takiego, że ja marzę, żeby działać z producentami z zagranicy. I dzięki temu, że jestem w Def Jamie, to może być realne. Wydaje mi się że taka współpraca inaczej przebiega – widzę to po Chloe Martini. Ona pracuje jak maszyna i doskonale wie jaki efekt, chce osiągnąć od samego początku. Ma zawsze inspiracje. Jest tych inspiracji od groma przy jednym numerze. Wie jakie chce brzmienie uzyskać, wie jaki chce bas, wszystko jest po prostu na tip top u niej. Oni też robią muzykę, ja bym powiedziała, która… W sumie R’n’B jest obecnie popem. Ariana Grande, mogłabym wymieniać i wymieniać.

 

M.F: Jasne.

R: To teraz według mnie jest numer one i hip hop – wiadomo. Ale długo czekaliśmy na moment, kiedy to r’n’b stanie się tym popem. Są coraz nowsze odsłony tego r’n’b. Ja nie mówię, że producenci w Polsce są ograniczeni, bo tak nie jest, bo zawsze działam z osobami z Polski. I są mega zdolni, ale wydaje mi się że możliwość współpracy z osobą z innego kraju, też daje inne możliwości. Oni też inaczej działają. Wydaje mi się, że też używają innych instrumentów czy brzmień. Mają inne inspiracje. Znają muzę stamtąd. Z tamtego regionu. Po prostu marzy mi się coś takiego. Wydaje mi się, że w chwili obecnej nie jest dla mnie najtrudniejsze to, żeby stworzyć dobrą melodię, ale żeby stworzyć zajebisty beat. To nie może być jednostajne. To musi się zmieniać. To nie może być tak że dostajesz kompozycje, która od pierwszej sekundy brzmi tak samo jak ostatnia. Jakby, weźcie coś dajcie więcej! Dlaczego wokalista ma prowadzić tylko i wyłącznie ten utwór? Ja potrzebuję dużo przeszkadzajek. Chcę mieć harmonię. Ja mam coś takiego, że od razu słyszę tyle dźwięków, chciałbym je tam wstawić ale nie mam tych umiejętności, bo sama nie produkuję, że zaczynam tworzyć sama harmonię, żeby pokazać że i to mogłoby jeszcze być i wtedy widzę, że producenci zaczynają dokładać od siebie . Wydaje mi się, że słuchałam wiele beatów zagranicznych, które dostawałam na maila, żeby przesłuchać, żeby zobaczyć czy coś mi siądzie itd. I to są produkcje dopasowane na sto procent. Tam nic byś nie odjął, nic byś nie dodał. Dostajesz gotowy beat. To jest tak, że mówisz wow!

M. F: Wydaje mi się, ze tu może też decydować to, że właśnie nie mamy specjalnego zaplecza producenckiego, jeśli chodzi o r’n’b. Producenci mają przyzwyczajenia rapowe, gdzie każdy raper będzie dążył do pętli, do możliwej redukcji, żeby więcej uwagi zwracano na to co on ma do przekazania, a nie na aranżacje i niuans – drugie, trzecie tło.

R: Ale to się zaczęło bardzo zmieniać. Bo to jest ważne, żeby to zauważyć, że naprawdę wielu producentów wjeżdża na te tory takie rapowo – hiphopowe i też soulowe. To co zaczęła robić Jorja Smith to też mam wrażenie, że bardzo zainspirowało producentów. Nie wokalnie, ale z jakimi osobami ona zaczęła współpracować. Ja to zaczynam słyszeć w innych kawałkach u młodych ludzi. Czy u Janka, czy u Maty. Czy to jest Taco, czy Quebo tam jest muzyka, która jest świeża, która się rozbudowuje, która nie jest tylko pętlą. I tego moja muzyka potrzebowała. Bo początkowo miałam problemy, żeby te utwory jakoś angażowały ludzi, bo to było za trudne częściowo. To było bardzo alternatywne i nie mówię, że ta muzyka w chwili obecnej nie jest trudna, ale ona zaczęła się rozwijać nie tylko wokalnie, ale tez producencko. I tak naprawdę te numery stały się piosenkami.

M.F: Bez wątpienia.

R: I to mnie bardzo też cieszy, że udało mi się zrobić dziesięć piosenek.

M.F: Popowe piosenki przy zachowaniu alternatywnego sznytu, czyli udało ci się pogodzić ten ogień z wodą.

R: Bardzo ładnie to powiedziałeś.

M.F: A jedno marzenie, gdybyś miała sobie wynaleźć jednego producenta z zachodu, z którym chciałbyś współpracować, to kto by to był?

R: Zawsze powtarzam ze jest to jedna i ta sama osoba, ale muszę się zastanowić czy na pewno to miałaby być ta. Wydaje mi się że Sampha jest producentem i artystą, który mi bardzo imponuje. I chciałbym zrobić z nim wrażliwy numer (śmiech). Bo on mnie doprowadza totalnie do łez. Osoba, która pojawiła się w moim życiu, kiedy nie robiłam muzyki i kiedy słuchałam go bardzo dużo. I jestem zachwycona jego melodią. On tworzy przepiękne kompozycje, które chwytają za serducho, ale są nadal smaczne. Bliskie mojej muzyce, którą lubię słuchać. Także strzelałbym w niego.

M.F: To w takim razie życzę ci żebyś trafiła. Słuchajcie nowej płyty Rosalie, która była gościem „Flintesencji”. Dziękuję pięknie.

R: Bardzo dziękuję.

Polecane