HADES: „Sokół i Ostry to są moi wielcy nauczyciele”

Autor krążka "Combo", gościem Flintesencji.


2019.11.18

opublikował:

HADES: „Sokół i Ostry to są moi wielcy nauczyciele”

Foto: W. Ekonomiuk / CGM.PL

 

Marcin Flint: Witam wszystkich! Moim gościem jest Hades.

Hades: Siemanko.

M.F: Którego mam parę dni przed premierą jego płyty. A, że płyty nie wydaje jakoś specjalnie często, nie jest gościem, który co 12 miesięcy wydaje nową rzecz, to podejrzewam, że trochę ekscytacji przed premierą chyba jest?

H: Jest. Prawie trzy lata bez dwóch miesięcy z tego co zdążyłem policzyć. Dawno tego nie robiłem. Trochę zapomniałem jak to jest przed tą premierą. Jak to się wpada do CGMu na wywiad. Ale jestem.

M.F: No tak, tak. Zwłaszcza, że tu inne brodate stworzenie po drugiej stronie siedzi niż zawsze.

H: Trochę się zmieniło w międzyczasie.

M.F: Tak są to pewne zmiany. Tak ale byłeś już niecierpliwy bo była taka sytuacja z tym wideoklipem, który puściłeś zdaje się trochę wcześniej niż sama wytwórnia chciała. Dobrze kojarzę?

H: Nie, generalnie mieliśmy trochę tam perturbacje z klipem, bo były ze 3 czy 4 ekipy, które gdzieś tam z różnych powodów albo nam odmawiały albo my im odmawialiśmy po wglądzie w scenariusz i tu były problemy ale koniec końców znaleźliśmy ekipę Bartka i Marty i zadziałaliśmy razem i myślę że efekt jest fajny. Ale nie, nie było tam z nimi żadnej obsuwy.

M.F: Nie, to była jakaś taka sytuacja, że odniosłem wrażenie, że po prostu ty mając już ten klip w pewnym momencie tak cię palił, że…

H: Chodzi ci o to ze wypuściłem go chwilę wcześniej?

M.F: To mam na myśli.

H: Tak, tak. Miałem taką jazdę. Wypiłem drinka wieczorem, czy tam dwa i stwierdziłem, że trzeba zrobić coś trochę inaczej niż dotychczas. Wrzuciłem po prostu link, bo już mnie paliło od środka.

M. F: Jak widzę nadal jesteś w wytwórni. Nie doprowadziło to Tytusa, który jest nerwowym człowiekiem, do …

H: Nie, nie. Dostałem co prawda maila niepokojącego i już nie będę robił takich rzeczy. Ale OK.

M.F: Ważne, że klip jest dobrze przyjęty. Mówisz, że trochę trzeba było poszukać ekipy która go wykona ale rzeczywiście było warto bo to jest już trochę klip a trochę etiuda filmowa. Takie można odnieść wrażenie.

H: Tak Karol Łakomiec, który jest operatorem i też po części reżyserem tego teledysku robi takie rzeczy mocno filmowe i wiedziałem, że to będzie docelowo tak wyglądać. To było kryterium też tego że wzięliśmy taką ekipę a nie inną. Zajawka była mocna na jego rzeczy i stwierdziliśmy, że to pasuje do konceptu tej naszej płyty i całego wizualnego aspektu.

M.F: A kiedy ten pomysł na płytę mi się narodził? I w jakich okolicznościach?

H: Wiesz co, to strasznie ewoluowało, bo tak naprawdę ja robiłem płytę, która nie miała mieć żadnego konceptu. Ale parę numerów gdzieś tam się ze sobą zgrywało, miało wspólny mianownik. Ja tak naprawdę na to nie zwracałem uwagi ale wytwórnia mi na to zwróciła uwagę. Jak przyszedłem z takim zarysem, szkicem, powiedzmy połową płyty, dostałem tam pewne sugestie, które skonsultowałem ze swoimi ludźmi, sam ze sobą, ze swoją rodziną i stwierdziłem że to spoko pomysł żeby pójść za ciosem w ten koncept. I tak zrobiłem. Nie jest to typowo konceptualne płyta, ale ma elementy pomysłów, wspólnych tematów.

M.F: Jest to bardzo filmowy album w sensie…

H: Miałeś już okazję posłuchać tego?

M.F: No tak, tak. Nie to, że osłuchałem się z nim jakoś super, bo dostałem go dzień przed wywiadem. Ale nie siedzielibyśmy tu gdybym nie miał okazji posłuchać, bo choć przez zwykły szacunek do artysty wydaje mi się, no spotykamy się tu żeby gadać przede wszystkim o muzyce… Inne tematy dopływają ale to muzyka jest tym sednem w tym wszystkim. Tak, przesłuchałem i miałem wrażenie oglądania takich nowel filmowych, czy etiud filmowych. Jakbyś był momentami bardziej reżyserem niż raperem. Jest tam dużo kreacji, wyjścia poza tu i teraz.

H: Yhmm. Abstrakcji, w którą chciałbym pójść. Nie wiem czy będę się tego trzymał tak na sto procent, ale w tej chwili mam w głowię taka myśl żeby pójść w świat bardziej abstrakcyjny i opisywać rzeczy które są odebrane od rzeczywistości. Może nie tak sto procent ale ten abstrakt gdzieś trzymać.

M. F: To jest coś co też często wykracza poza możliwości zrozumienia słuchacza, który jest tak przyzwyczajony do dosłownego, do 100% prawdy, do opisywania tej rzeczywistości obok, że może mieć pytanie na zasadzie ale o czym on gada w ogóle?

H: Tak, ale wiesz z jednej strony ja mam tego dosyć właśnie, że tak jest, że wszystko jest dosłowne. Jak czarne to czarne, białe to białe, nie można powiedzieć że jest inaczej. Z drugiej strony chciałbym właśnie robić takie rzeczy, które właśnie są inne, kolorowe i gdzieś trochę wykraczają poza moją strefę komfortu do tej pory. No i tak. Mam nadzieję, że utrzyma się ten stan w mojej głowie i kolejna płyta będzie jeszcze bardziej abstrakcyjna od tej.

M.F: To jest bardzo fajny kierunek, zwłaszcza że przeobrażenie z płyty na płytę, to jest jakiś już stały element twojej twórczości.

H: Tak, tak ale też jakiś kierunek mimo wszystko jest obrany, idę i w jakąś stronę – tak mi się wydaje przynajmniej. Te płyty wszystkie są robione dość mncono spontanicznie. Jak już wspomniałem też ta – „Combo”, była robiona dosyć spontanicznie. I co…? Mam nadzieję że tak będę robił cały czas, bo wiesz, powtarzanie tematów i muzycznie i rapowo jest dla mnie niedopuszczalne. Nie lubię płyt, nie lubię słuchać artystów płyt które są podobne, czy często takie same. Słuchasz kolejnej płyty jakiegoś artysty i mówisz: kurde to już było wcześniej. Nie chcę tego robić, bo to jest bez sensu. Jeżeli będę tak robił kiedykolwiek to proszę powiedz mi. To wiesz, zrobię coś innego.

M.F: Ale wiesz, to jest trochę tak, że artyści nagrywają kilka razy tę samą płytę i nie za bardzo chcą słuchać tego typu opinii, chyba też nie za bardzo umieją ich słuchać.

H: No jasne, jasne. Niestety to jest w Polsce taka tendencja do tego żeby wszystko tak jeden do jednego odbierać.

M.F: No tak…

H: I nadawać.

M.F: No tak, na pewno. Ale z kolei zmiany stylu przynoszą to ryzyko, że zmieniając się właśnie trudno zachować ten wspólny mianownik. W sensie – nawet chyba o tym pisałeś – że gdzieś fajna jest sytuacja, że każda kolejna płyta jest kolejną odsłoną, tylko że to jest zarezerwowane dla tych najlepszych, żeby być za każdym razem innym raperem ale jednak tym samym. To ten paradoks, który chyba świadczy o wielkości gdzieś.

H: to jest styl po prostu. Jeżeli masz swój styl to możesz żonglować formą. Tak mi się wydaje, bo jesteś pewny siebie, wiesz że to co zrobisz zawsze będzie brzmiało tak jak ty. Każdy kawałek, który nagrasz będzie rozpoznawalny przez słuchacza. Słuchacz będzie wiedział, że to ty: po głosie, po flow, po stylu czegokolwiek co brzmi, po muzyce jeśli jesteś muzykiem typowo. No, tak to wygląda myślę.

M.F: Ta abstrakcja siedziała w tobie od zawsze? Czy to jest coś co się pojawiło w miarę ewolucji artystycznej? Bo gdzieś tam w czasach „HiFi Bandy” byłbym skłonny dużo mniej cię podejrzewać o abstrakcje niż teraz.

H: Wiesz co, bo ja nagrywałem sporo takich numerów, które były oderwane gdzieś tam, ale często leciały do szuflady, bo na końcu stwierdzałem, że to nikt tego nie zrozumie, po co w ogóle mam to puszczać. Jeszcze jakiś czas temu scena, polska scena była jeszcze bardziej taka wiesz zero jedynkowa niż teraz, więc jeszcze bardziej obawiałem się takiego efektu. Teraz widząc to co się dzieje, że to gdzieś idzie w dobrą stronę, w inną stronę niż wcześniej, to już nie mam tych obaw i myślę, że mogę te numery wypuszczać i myślę, że mogę brnąć w tą stronę i robić swoje po prostu, to co czuję przede wszystkim. Ale tak je,st to też jakaś ewolucja, bo kiedyś te numery chowałem do szuflady i starałem się unikać tego, co później stwierdziłem, że to jest moją naturalną reakcją na rzeczywistość i odbieranie i przetwarzanie tego co widzę, czuję. I chyba jest to jakaś forma, w którą chciałbym pójść jednak, bo jest po prostu naturalna reakcja.

M.F: Myślisz że to, że te kawałki nie idą już do szuflady to efekt tego, że twoja pewność siebie jako artysty jest teraz większa? Czy też ten odbiorca, który nam tutaj wraca, jest po prostu w stanie więcej zrozumieć, więcej zaakceptować, ma bardziej otwartą głowę?

H: Myślę, że jedno i drugie. Odbiorca się zmienił przez te nawet trzy lata mojej nieobecności na scenie. Myślę, że scena się kompletnie przewróciła o 180°. Jeżeli chodzi o moją gdzieś tam rewolucje to też na pewno to miało miejsce. Tak naprawdę tę płytę można powiedzieć, że nagrywałem sam, bo siedziałem w studio bez realizatora i myślę, że lwią część tych kawałków nagrałem po prostu siedząc samemu. Wciskając samemu ctr+r i eksperymentując też nie tylko z wokalem, a też dużo robiłem takich zabiegów że pisałem tekst bardzo szybko i później nagrywałem go i wyrzucałam poszczególne elementy z tego tekstu, poprawiając je na bieżąco, pisząc na bieżąco i nagrywając na bieżąco. Robiąc sobie taką rybkę jakby – w cudzysłowie. Dużo eksperymentów. To jest tylko jeden z przykładów mojego sposobu nagrywania teraz. Sam fakt, że miałem możliwość obcować sam ze sobą mocno wpłynął na rozwój tej mojej abstrakcji w głowie i tej fazy filmowej, o której mówisz, którą zauważyłeś gdzieś na płycie. Miło mi, że zostało to dostrzeżone.

M.F: Trudno tego nie dostrzec, bo samo obrazowanie jest takie w sensie nie tylko te kawałki są filmowe ale gdzieś tam u słuchacza kręcą w głowie odrębne filmy, to jest bardzo fajna opcja. Zdaje się, że jesteś facetem, który kino lubi, które kino docenia, i których tych filmów trochę w swoim życiu przerobił?

H: Tak, mam Netflixa (śmiech)

M.F: (śmiech) Ale widzisz, z filmami na Netflixie to akurat tak różowo nie jest.

H: No nie jest chociaż powiem Ci, że parę fajnych tytułów obejrzałem tam. Jestem takiego zdania jak ty ogólnie. Myślę że 70% to jest kupa, ale…

M.F: Z serialami jest nieźle ale przy tych długich formach to się można dość boleśnie naciąć.

H: Zwłaszcza jeśli są to filmu Netflixa prawda? Produkcji netflixowskiej.

M.F: Też ten polski serial, który tam był, był chyba jednak mimo wszystko trochę rozczarowaniem.

H: Ten historyczno-futurystyczny?

M.F: Tak, który się…

H: Katastrofa.

M.F: Ja też pierwszy odcinek i skapitulowałem. Wracając jeszcze do – zresztą jeszcze wiele, wiele razy wrócimy… Koncentrując się na samym procesie tworzenia, to było u ciebie tak, że potrzebowałeś gdzieś zawsze odcięcia, oderwania, pisałeś na parkingu przy lesie, było pisanie w parkingach podziemnych i to nadal tak jest, że potrzebujesz odosobnienia jak tworzysz? I czy w ogóle jako ojciec możesz sobie pozwolić na takie odosobnienie?

H: Mogę, bo traktuję to jako część swojej pracy, po prostu. I mówię że idę do pracy to znaczy że… Nie idę do fabryki przenosić rzeczy z miejsca na miejsce, tylko idę pisać, to jest moja praca po prostu od dłuższego już czasu i tak to traktuję, więc mówię po prostu: kochanie idę do pracy i zamykam drzwi i nikt nie ma żadnych problemów. Po prostu trzeba się dogadać, nie? A jeżeli chodzi o to odosobnienie moje to tak… Zawsze lubiłem sobie samemu usiąść i się skupić tak naprawdę, porządnie się skupić. Potrzebuję do tego ciszy. Tak samo jak potrzebuję ciszy, żeby zasnąć, nie jestem w stanie zasnąć kiedy ktoś chrapie z boku np. Kebs, z którym jadę na koncert.

M.F:(śmiech)

H: Nie ma takiej możliwości, więc zawsze mam ze sobą zatyczki do uszu. Mam też nie ukrywam kłopoty trochę z koncentracją i np. takie sytuacje typowo studyjne gdy siedzimy z ekipą i jest trzech MCs, ktoś robi beat i musimy tu i teraz zrobić kawałek, to często jest tak, że wiesz wszyscy nagrają zwrotki, a ja nagram zwrotkę ale nie jestem z niej zadowolony.  Wszystkim się podoba ale nie, Hades musi to zrobić jeszcze raz. Jestem nauczony tym doświadczeniem, że tak często jest i i najczęściej po prostu pisze sobie sam te numery gdzieś tam w lesie, czy w studio bez nikogo, wiesz… Ostatnio też miałem taką sytuację jak gadałem z Dimzem. Jakiś tak chcemy zrobić kawałek razem i on mówi: Dobra, mordo dawaj do studia i ja mówię spoko możemy coś podziałać muzycznie bo wiesz… mogę napisać ale jakiś refren czy coś ale żeby zwrotkę napisał czy  dwie jak będziemy trzy godziny siedzieć w studio i żebyśmy to nagrali od razu – to nie ma takiej opcji. Ale szanuję ludzi którzy tak potrafią. Tylko tych którzy, potrafią – i jest to na jakimś poziomie wysokim i ma to jakość, którą powinno zawierać, a nie jest tylko wiesz.. po prostu rymem do rymu. Dużo teraz takich rzeczy powstaje.

M. F: No więc właśnie, jeżeli jest to klasyczny rap o rapie, to pisanie go na kolanie w studio nie jest większym problemem.

H: Ja odchodzę od takich…Nie chce mi się nawijać o nawijanie.

M.F: Tak. Natomiast jeżeli trzeba puścić wodze fantazji, to rzeczywiście to może wymagać dosłownego wyjścia poza cztery ściany.

H: Jeszcze wiesz np. taki temat lasu, to jest dodatkowa inspiracja moim zdaniem. Jeżeli gdzieś sobie człowiek próbuje się skoncentrować, w jakimś miejscu takim typowym dla siebie, bo zazwyczaj pisze się albo w studiu, albo w domu albo gdzieś w kanciapie u ziomka. Wiesz, plus jest taki miejscem które daje nowe bodźce, nowe doznania. Przynajmniej w moim przypadku rzadko jestem w lesie. Można powiedzieć, że tylko wtedy, kiedy piszę teksty. Jadę sobie do lasu bo mam niedaleko las, jak nie pada deszcz to mogę sobie iść, usiąść i naprawdę połączyć się z naturą i myślę, że to daje dodatkowe korzyści dla samego efektu.

M.F: Myślę, że stopień rozwinięcia technologii otaczającej nas zewsząd, to że miasta się zagęszczają, pną do góry powoduje chyba taką potrzebę uciekania, i że tego chyba z czasem będzie coraz więcej. To całe stechnicyzowanie jest mimo wszystko chyba dość przerażające. Zwłaszcza osoby, które mają potrzebę wolności, a taką ty się wydajesz.

H: Jak mówisz jest teraz dużo tej technologii wokół nas: w kieszeniach, przed oczami cały czas mamy monitory. Trochę jest to przerażające ale z drugiej strony wiesz, trzeba się z tym pogodzić, bo nie jesteśmy w stanie tego odrzucić żyjąc w mieście i chcąc funkcjonować w społeczeństwie. Ale tak, kiedyś miałem taki epizod, gadałem chwilę z Paprodziadem i właśnie on mi powiedział taką ciekawą rzecz, że nie ma nic lepszego niż stanie na bosaka na mchu w lesie jak pada deszcz. Nie ma lepszego uczucia. Jak on mi to powiedział, to ten tok myślowy dotarł do mnie tak głęboko, że sobie pomyślałem: spoko, czuję co myśli gościu. Nie miałem takiej fazy, że dobra, szybko gdzie jest las, jadę. Kurwa zdejmuję skarpetki i wiesz muszę stanąć i spróbować nie? Ja wiedziałem o co mu chodzi, to była taka metafora na pewno nie? Tylko fajnie się to wpisuje w ten proces twórczy, oderwania od technologii. I myślę, że u niego, w jego muzyce też jest to słyszalne, to połączenie z naturą. Cała koneksja.

M.F: Coraz częściej słyszę to od raperów, że po prostu – zwłaszcza od chłopaków, którzy wychowali się na wielkich gęsto zabudowanych dzielnicach, bo to czy to Góral czy Zeus mówią takie rzeczy, że już bez lasu to już nie, nie, nie. Gdzieś ten reset umysłu jest niezbędny.

H: Ja bym się chciał przenieść najchętniej – ale podejrzewam, że to najwcześniej na stare lata – do domku w górach. Góry to jest w ogóle spoko opcja.

M.F: Nie zwariowałbyś po dwóch tygodniach?

H: Myślę, że nie. Myślę, że prędzej ci, których bym ze sobą zabrał by zwariowali.

M.F: śmiech

H: Bo oni mają takie podejście do tematu, że to musi być miasto jednak, a ja jestem trochę inny, nie?

M.F: To się też z wiekiem zmienia.

H: Na pewno. Ale ja od zawsze tak miałam – od dzieciaka lubiłem gdzieś wyjechać, zaszyć się. Teraz już kolejną płytę zacząłem robić i pierwsza moja myśl: to jak ją będę nagrywał, jak ją będę pisał. Gdzie tu się udać? Ten las już trochę wyeksploatowałem. Stwierdziłem że wynajmę sobie jakiś domek na wsi, daleko od cywilizacji, zamknę się tam na tydzień, dwa i będę sobie działał. Chciałbym zrobić kolejną płytę już szybciej niż poprzednią. Mam do tego warunki, już sobie stworzyłem całą  infrastrukturę, więc mogę po prostu pisać i działać.

M. F: Jak na indywidualistę, to też sporo masz płyt nagranych w duetach, bo to Sokół – wiadomo, bo to O.S.T.R., wcześniej Diox w HiFi Bandzie?

H: Ktoś zauważył z moich znajomych kiedyś, że największe sukcesy odnosiłem zawsze w duetach. Nie?

M.F: To później myślę nam gdzieś wypłynie, ale na razie chciałbym się skoncentrować na tym, że skoro tworzenie jest dla ciebie czymś osobistym, że to jest zawsze pójście własną twórczą drogą, to te zderzenia różnych punktów widzenia przy wspólnych albumach mogły nie być dla ciebie najłatwiejsze?

H: Wiesz co, ja lubię współzawodnictwo i może dlatego właśnie było odwrotnie niż mówisz, bo jest element współzawodnictwa jeśli pisze się z ziomkiem jakiś numer i chcesz mieć zawsze lepszą zwrotkę. Wiadomo. Czy to będzie O.S.T.R. czy to będzie Sokół, czy to będzie ktokolwiek, każdy pisze jak najlepszą zwrotkę, bo wie, że druga zwrotka nie będzie jego tak?

M.F: śmiech

H: I starasz się na maksa wtedy. Przynajmniej ja tak mam. To samo z feat’ami, zawsze staram się żeby to było lepsze niż to co dostałem. Nie? Nie chce nikogo tu dyskredytować czy coś, bo te numery finalnie, wszystko się dostosowuje poziomem do siebie ale jeżeli się starasz być lepszy od tego co masz, no to wychodzi poziom OK.

M.F: Ja uwielbiam takie podejście. To jest czysty hip hop przecież.

H: Musi być competition trochę. Ja nie lubię takiego bezpośredniego współzawodnictwa na zasadzie beattle’owania się na scenie, freestyle’i, jechania sobie po członkach rodziny, to jest dla mnie bzdura ale taka forma współzawodnictwa jest dla mnie zajebista. To jest zdrowe.

M.F: Abstrahując od HiFi, czy Sokóła czy O.S.T.R.a, to byli goście którzy byli od ciebie starsi. Wiadomo nie jesteś tu od wczoraj ale też typy jednak z większym stażem, większym doświadczeniem i pamiętam, że też jesteś z takiego pokolenia gdzie ta hierarchia wciąż jeszcze była ważna. Że podchodziłeś do nich trochę jak do kolegów ale też ludzi od których można się czegoś nauczyć, może trochę autorytetów.

H: Jasne, wiesz nie zawsze to jest tak, że to współzawodnictwo sprawia, że ja zrobię coś lepszego. Często jest tak, że samo myślenie żeby zarobić coś lepszego sprawia, że zrobisz coś lepszego dla siebie samego. Przeskakujesz swój level. Chcąc przeliczyć kogoś, przeskakujesz swój level, a niekoniecznie jesteś lepszy od tej drugiej osoby i nie koniecznie musisz do tego aspirować. No nie? Ale fajnie jest to robić.

M.F: A czujesz, że się czegoś od Wojtka albo Adama nauczyłeś?

H: Oczywiście! Na maksa! To są w ogóle nauczyciele moi wielcy. Najwięksi. Adam dużo rapu mnie nauczył, z Sokołem znowu ta płyta „Różewicz interpretacje” nie była jak wszyscy wiemy typową rapową płyt,ą więc nie wyglądało to tak jak zazwyczaj. Natomiast jeśli chodzi o Sokoła, to on dużo mnie nauczył myślenia o muzyce, o biznesie, o wszystkich dookoła, o tym jak to działa i jak powinno pracować w mojej głowie, żebym czuł się dobrze. Żeby to nie zżerało mnie od środka i sama rozkmina.

M.F: No tak, to są też kolesie którzy mogą nauczyć dystansu.

H: Dokładnie.

M.F: Ani jeden ani drugi nie jest typem, który by robił aferę codziennie na social mediach, żeby być na językach.

H: A Adaś warsztatowo bardzo dużo mnie nauczył, podejścia do samej muzyki już stricte. Tego jak być dobrym człowiekiem dla wszystkich innych dookoła.

M.F: Czytałem jak wspominał wasze koncerty, że to była dzika energia.

H: Nigdy tego nie trenowaliśmy, nie mieliśmy specjalnych prób poza takimi typowymi, dźwiękowymi próbami w audio gdzie po prostu każdy siedział na swoim fotelu, gdzie każdy patrzył w ścianę, czy tam w podłogę i sobie nawijał swoje teksty. Później podbijał kolegę. Ale na scenie jak stawaliśmy to wychodziła z nas zwierzyna czysta. Skakaliśmy, odbijaliśmy się od siebie, zamienialiśmy się czapkami, no jazda. Chciałbym to kiedyś powtórzyć mam nadzieję że będzie taka okazja.

M. F: Jak wiesz dwa alfa samce w jednej klatce może dlatego tak to…

H: Właśnie nie wiem czy alfa do końca, bo myślę że u nas tam nigdy nie było wyścigu kto…. Wiesz o co chodzi. Nie będę teraz tu opisywał ale w tej relacji między mną i Adamem nigdy nie było takiej akcji, że ktoś kogoś próbował w jakiś sposób przeskakiwać. W innych kolaboracjach to się zdarzało częściej bądź rzadziej ale tutaj w ogóle tego nie było.

M.F: A wyobrażasz sobie taką kooperację z młodszym raperem, który od ciebie mógłby się dużo nauczyć, ty mógłbyś być w pozycji sensei ,a on w pozycji kogoś, kto może lekko w ciebie wpatrzony, uzupełnia tę twoją wizję.

H: Spoko. Chętnie. Można byłoby zrobić coś i się też nauczyć czegoś od kogoś młodszego. Bo to nie jest tak, że zawsze musisz się uczyć od starszych. Myślę, że nauczycielem Twoim może być ktoś, kto ma pięć lat i powie ci coś takiego, że cały dzień chodzisz i się zastanawiasz nad sensem życia. Moja córka potrafi powiedzieć czasami coś takiego, że jestem wbity w szok. To nie ma zależności takiej. Teraz mam taką współpracę z Barto’cut12 , który jest ode mnie sporo młodszy i jakby wiesz, często się gdzieś tam to ściera fajnie. To ciekawe doświadczenie.

M.F: Trochę inna płaszczyzna bo tutaj nie rapuje.

H: Tak tutaj nie rapuje ale muszę powiedzieć, że udzielał się wokalnie na tej płycie robił sporo ad-libów. Nauczył mnie jak się robi ad-liby, tak naprawdę, jak to powinno działać i że to powinno w ogóle być. Zwłaszcza na takiej płycie jak ta. Więc też się od niego czegoś nauczyłem, też to jest doświadczenie nabyte. Fajnie. I też myślę, że on ode mnie się czegoś nauczył jakiegoś… No nie wiem może niech on powie jak będzie miał okazje.

M.F: Myślę, że ta okazja miejmy nadzieję będzie. Barto’cut lat ma może nie dużo ale jako producent brzmi jak doświadczony koleś. On po prostu ma swój styl już.

H: Tak, ma swój styl, ma warsztat. Kiedyś z nim gadałam, to mi powiedział, że robi od 11 roku życia beaty. To było z pięć lat temu, może cztery. Nie planowaliśmy nawet współpracy jeszcze, to byłem w szoku. Jest gościem który potrafi siebie dobrze sprzedać, to znaczy pod względem pozytywnym, zareklamować może tak. Często to robi. Ale ma ku temu podstawy, naprawdę jest dobry w tym co robi. Ma bardzo duże doświadczenie jeśli chodzi o produkcję muzyczną ale też parę razy przypropsował jak mu powiedziałem stary to powinno być inaczej. On mówi nie. To powinno być właśnie kurwa tak. Ja mówię, nie stary powinno być inaczej.

M.F: śmiech.

H: I później po godzinie przykładowo zdejmował jedną ścieżkę z numeru i: no miałeś rację Hades, miałeś racje. Ja mówię – no widzisz stary.

M.F: To chyba teraz niezbyt częsta rzecz u młodego producenta, żeby umiał się przyznać do błędu.

H: Tak, na maksa. Wszyscy są tak pewni siebie. To jest kurde niezdrowe. Z młodymi raperami nie mam takiego doświadczenia, ale producenci młodzi to jest kurwa masakra. Jakby była rola odwrócona, to raczej byłbym gościem który mówi spoko, tak, masz rację. Nawet jak uważam, że ktoś nie ma racji, to jak jest starszy ode mnie 10 czy 12 lat i robi to co ja, 12 lat dłużej, to siłą rzeczy jego zdanie jest top. Nie?

M.F: To z internetem chyba przyszło. Kiedyś tego dystansu było znacznie więcej, szacunek do starszego, właśnie ta hierarchiczność była czymś odruchowym, a teraz w internecie etykieta jest taka że z każdym jesteś na ty, dystansu ma nie być, typ który widział cię przed chwilą na koncercie za chwilę klepie cię po łopatkach i jest twoją najlepszą mordeczką.

H: Wiesz spoko, nie neguje tego, nie przeszkadza mi to. Czasami mnie to po prostu dziwi i mogę sobie to komentować tak jak teraz ale spoko, wiesz, rozwijamy się nie?

M.F: Lubisz ludzi chyba nie?

H: Lubię, lubię. Nie wszystkich ale…

M.F: śmiech

H: Wolę zwierzęta. Wiesz mam sporo słabych doświadczeń z ludźmi i jestem ostrożny ale jak już kogoś poznam i wiem czego mogę się spodziewać, na co mogę liczyć to tak. Lubię takich ludzi. Lubię swoich ludzi.

M.F: Właściwie jak to się stało ze twoje drogi z Barto’cutem się przecięły? Bo to jest świetny producent i w paru miejscach się pojawił ale chyba cały czas można nazwać go producentem undergroundowym jeśli chodzi o skalę dotarcia.

H: Wiesz co, zajarałem się kiedyś jego beatami – ze cztery, pięć lat temu. Nie pamiętam czy chciałem od niego jakieś beaty wyciągać – w każdym razie się do niego odezwałem i okazało się, że on zaraz potem grał koncert w Warszawie, na który pojechałem, zobaczyłem jak on sobie gra, poznaliśmy się pogadaliśmy i od tamtego czasu gdzieś tam mieliśmy kontakt, który był dosyć słaby ale jednak mieliśmy. Robiłem tę obecną płytę „Combo”, chciałem jakieś beaty od ziomali uzyskać i zastanawiałem się do kogo napisać. I nagle on wpadł mi gdzieś w autobusie. Mówię dobra piszę do niego i napisałem wiadomość wysłał mi dwa czy trzy beaty, link do soundcloud’a, beaty które gdzieś tam wisiały na necie. Chyba na sprzedaż były. Sprawdziłem sobie. Jeden beat od razu zażarł i nagrałem pod niego kawałek który miał być singlowym numerem, tytułowym numerem. To był pierwszy numer, który nagraliśmy razem. Puściłem to w wytwórni. W wytworni wszyscy się zajarali żebym zrobił z nim coś jeszcze. Przekazałem tę informacje, wysłał mi pakę beatow. Później przyjechał do Warszawy. Siedzieliśmy w studio, nagrywaliśmy i tak krok po kroku powstała płyta.

M. F: Bo to chyba trochę inne rzeczy was kształtowały. Hades kojarzy się ze starym Nowym Jorkiem z kolei Barto’cut bardziej z Kalifornią. Puszczonymi tak wolno, lekko jazzującymi, kwaśnymi beatami Madliba.

H: To się teraz nazywa low…????

M.F: Tak. Takimi, jakby to brzmienie było celowo niedoskonałe, gdzieś w tym wszystkim mega fajne. Musieliście pracować nad tym żeby jakoś połączyć wasze gusta czy zupełnie harmonijnie to wyniknęło.

H: Nie, to była iskra. Tak jak mówię, ten numer nagraliśmy i od razu zażarło i jak kolejne rzeczy jak on już przyjechał i stacjonarnie sobie siedzieliśmy i działaliśmy na bieżąco, to w ogóle ten przepływ informacji między nami był bardzo w porządku i wiesz pierwsze dwa numery, które nagraliśmy od razu to weszły na płytę. Trzeci numer, który zrobiliśmy razem odpadł i cała reszta też weszła. Może tam ze dwa jakieś odrzuty były naprawdę na koniec. Wiec współpraca jak najbardziej udana, chciałbym ją kontynuować, mam nadzieje, że będzie taka możliwość, tym bardziej, że Bartek się przeprowadza w moje rejony. Będziemy blisko siebie i będziemy mogli częściej współpracować.

M.F: Duży komplement na ustach typa, który lubi robić każdą płytę inna i tych producentów jednak do tej pory…

H: Tak, ale wiesz, też taka myśl chodzi za mną od dłuższego czasu, że może zrobić płytę z kilkoma producentami. Więcej niż dwoma.

M.F: Tak, bo to ciekawe, tylko spójność może być…

H: Nie mam doświadczenia i boje się tego. Bo właśnie chodzi o tą spójność, o dogadywanie ludzi. Wiem, że niektórzy wyślą ci master zanim zdążysz o niego zapytać a innych trzeba pomęczyć naprawdę sporo i te logistyczne tematy, tego się obawiam. Zawsze starałem się też dobierać takich ludzi do współpracy muzycznej, na których wiedziałem, że mogę polegać, bo to bardzo istotne w momencie kiedy zamykasz płytę i gonią cię deadline. Musisz coś dostarczyć i dobrze jest mieć kogoś, na kogo można liczyć, a nie kogoś, kto ma wypięty telefon i go nie ma przez pięć dni. Wtedy jest lipa. To jest bardzo ważne, bo wszytko możesz stracić w ten sposób. Czasami jest termin, którego się nie da przesunąć dalej. Nie?

M.F: Tak gdzieś jest kres przesuwania terminów niestety. Wiem coś o tym. Barto’cut wydawał się idealny też dlatego, że on jest w ciekawy sposób zawieszony między szkołami, a to gdzieś było ideą „Combo”, żeby się nie łapać na podział na stare i nowe, a Barto’cut potrafi mieć podziałki absolutnie współczesne ale ducha absolutnie ninetisowego w tym wszystkim.

H: To jest właśnie paradoks Barto’cuta. On, tak jak mówiłem, od 11 roku życia robi beaty. Robił je długo analogowo. I nadal je robi. W zasadzie tutaj jest element spalający tę jego starą szkołę i nową – to jest sampling. On cały czas używa sampli. Na tej naszej płycie nowej też są sample. Nie są oczywiste, bo to nie są sample z jakichś soulowych czy funkowych kawałków z lat 60/70 do czego zdążyliśmy przywyknąć w hip hopie, tylko raczej są to sample z gier: z Segi, z Nintendo, z rzeczy które gdzieś tam podświadomie każdy z nas może kojarzyć ale to było dawno temu i teraz taki throwback muzycznie może być… Przynajmniej ja miałem tak momentami, kiedy coś usłyszałem jakiś dźwięk, przeszkadzajkę – kurde gdzieś to już słyszałem, czuję się jakbym znów był 11 latkiem. To zabawne.

M.F: Fajne uczucie. Aczkolwiek „Combo” wydaje mi się znacznie bardziej patrzeć w przyszłość niż w przyszłość. Dużo jest na tej płycie takiego klimatu – dystopia. Jest takie zaniepokojenie tym, co może nas czekać i wizji – no może nie takich postapokaliptycznych ale gdzieś powodujących, że czujemy się gorzej myśląc o tym co się stanie.

H: Ja mam dużo teraz takich rozkmin bo mam 6-letnie dziecko i wiesz, nie myślę już co wydarzy się za 15 lat czy 20 lat, tylko co się wydarzy w trakcie jej życia. Z jednej strony chciałbym dożyć i zobaczyć co będzie ale z drugiej strony boję się. Jestem trochę przerażony efektami, tym co się może wydarzyć za jakiś czas. Docelowo się uśmiecham, mam maskę dobrej myśli ale wewnętrznie – co słychać pewnie na płycie – jest obawa o tą naszą przyszłość, przyszłość planety, cywilizacji, społeczeństwa, ludzi, mentalności, sposobu myślenia i wiesz… Wszystko się tak na maksa teraz rozwija, taka kula śnieżna.

M.F: Właśnie taka świadomość, że ta kula śnieżna, jak to kula, nabiera tego śniegu i że po prostu nie da się jej za bardzo zatrzymać. To musi przygnębiać. Jak pozwalam sobie na myślenie o takich rzeczach, to łapie się na tym, że niespecjalnie chce mi się wstawać, zaczynać kolejne dni. Ciężko. Ciężko sobie poradzić z tym fatalizmem. Zastanawiam się, czy gdzieś w dużej mierze ci młodzi raperzy nie są tacy wygrzani, zblazowani, podchodzący do tych nagrań jakby każde było ostatnim. Jakby trzeba było to życie cisnąć na maksa, bo jest świadomość, że tu nie będzie szczęśliwego zakończenia.

H: U nich często smutek jakby pierwotnie jest. Punktem wyjścia jest smutek, taki dół. Ja jestem raczej pozytywnym człowiekiem. Tak mi się wydaje. Tak siebie oceniam. Wszytko co mnie otacza, co do mnie dochodzi to wywołuje we mnie takie poczucie tej nostalgii. Ale po młodych twórcach widzę że oni są nostalgiczni, a jeszcze próbują się w drugą stronę  uśmiechać. Przez łzy tak naprawdę. Wydaje mi się, że ludzie którzy urodzili się w latach 90-tych, dorastali z myślą, że już jest chujowo. Nie wiedzą jak to było kiedyś, jak wyglądała rzeczywistość. Ja też dorastałem w latach 90-tych, wczesnych ale rzeczywistość moja wyglądała kompletnie inaczej niż dziś małolatów. Wiem, że to jest trochę trywializm ale cały czas o tym gadamy w tej chwili. Tak jest… Każda era rządzi się swoimi prawami. Mój ojciec mógłby powiedzieć to samo ale wydaje mi się, że teraz to tak narosło wszytko i tak się skompresowało, że to jest ciekawe zjawisko odrębne. Zjawisko społeczne.

M. F: Tak, chociaż też z drugiej strony wśród małolatów pojawiają się goście tacy jak Barto’cut – tylko pytanie czy to nie są wyjątki potwierdzające regułę. Ok. Przeskoczymy może do wątku, że patrząc tak kategoriami liczb – twoja kariera to trochę huśtawka. Czy rzeczywiście są te projekty dwuosobowe które rozbudzają oczekiwania, dobrze żrą, potem przechodzą eksperymentalne formy solowe, które są chwalone, ale ich przyjęcie czysto sprzedażowe może już podcinać skrzydła. W związku z tym pytanie, jak ci się na takiej sinusoidzie funkcjonuje?

H: Dosyć ciężko wiesz… Zdążysz się przyzwyczaić, że jest spoko, są koncerty. Też materialnie w pewnym momencie jest jakiś sosik z tego, a za chwilę nie ma. To jest dziwne. Musisz sobie zapracować z powrotem na to, żeby zarobić, żeby mieć odbiór. Ale ja nie stawiam tego w pierwszym rzędzie, tych korzyści materialnych i staram się – tak jak zauważyłeś – eksperymentować. To jest najistotniejsze i robienie kolejnych albumów, innych od poprzednich – to jest najistotniejsze. Sam proces i możliwość. Może inaczej. To, że zrobiłem coś, co pykło daje mi możliwość zrobienia czegoś gdzie będę mógł sobie poeksperymentować, popróbować. To jest taki komfort i spoko sobie z tego korzystam. Myślę, że to jest w porządku wobec samej muzyki i gdzieś tam w ten sposób spłacam taki dług.

M. F: Mam wrażenie że duża część raperów boi się pracy, po prostu.

H: Dużo raperów boi się eksperymentować wiesz dlaczego? Bo jak raz zrobią swoje przysłowiowe „Tylko ty”, to już będą robić tylko ja, ona i tylko z nią. Ja spoko, nagrałem ten kawałek, to jest tylko mój przykład. Miałem dużo takich myśli żeby zrobić drugi numer w takiej stylistyce, trzeci, nawet napisałem, mam takie numery gdzieś na dysku ale nie chce żeby to było jakimś punktem odbicia. Wolę robić kolejne rzeczy, a potem sobie może wrócę do tego tematu. Nie chcę atakować jednym i tym samym.

M. F: Jesteś tym typem który woli pójść do fizycznej pracy niż zrobić muzykę wbrew sobie?

H: No na pewno, na pewno.

M.F: Zresztą pamiętam jak wspominałeś – mówiłeś, że miałeś taki epizod pracy jako stolarz.

H: Bardzo krótko. Ale zajebista robota.

M.F: To musiało być fajne uczucie, że czułeś, że coś konkretnego wychodzi z twoich rąk. Wydaje mi się, że to sen dla ludzi którzy siedzą w biurach pracują i mają poczucie, że to co robią jest zupełnie po nic.

H: Ja pracowałem w takiej firmie budżetowej – to była jednostka, która zajmowała się wdrażaniem programów europejskich. Dokładnie robiłem to co mówisz. Wpisywałem numerki i literki do Excela. Tworzyłem bazę danych. Po czym odszedłem z tej firmy na rok przed jej kompletnym zamknięciem, bankructwem czy cokolwiek. Wszystko co zrobiłem przez trzy lata pracy tam, zostało w jeden dzień zniszczone, zutylizowane… Przestało istnieć. To mnie… Nie robiłem nic ciekawego ani nic istotnego ale sam fakt, że coś co robiłem przez trzy lata jest po nic… Miałem już wcześniej jakieś doświadczenia, bo pracowałem w jakichś jednostkach, w firmach gdzie musiałem chodzić pod krawatem. Ale to jest nie dla mnie. Jestem takim typem człowieka, który prędzej pójdzie na budowę nosić worki z cementem niż będę korzystał z tego swojego wykształcenia, które mam. Niestety mam wykształcenie, które sugeruje prace za biurkiem niż prace fizyczną. Ale jeśli będę miał taką sytuacje to wybiorę raczej pracę fizyczną – będę robił stoły cokolwiek. Teraz zająłem się pracą fizyczną, zacząłem rysować. Dużo rysować. Chce się wkręcić w robienie tatuaży. Gdzieś to jest zajawa, która sprawia, że twoja praca zostaje na wieki, na zawsze dopóki dany człowiek żyje i chodzi. Inni ludzie na to patrzą, oceniają, rozmawiają o tym. Funkcjonuje to w mentalności i świadomości grona ludzi. Jest to praca, którą wykonujesz i która jest.

M.F: Zwłaszcza, że czasy dla takiej działalności dobre.

H: Muzyka jest bardziej nieśmiertelna ale to wydaje się też trochę nieśmiertelne.

M.F: Fajne jest to myślenie kategoriami chęci pozostawienia czegoś po sobie.

H: To jest dla mnie najważniejsze, żeby zostawić cząstkę siebie, bo wiem, że moja obecność na tej planecie jest chwilowa i mogę coś zostawić po sobie, zrobić coś co zostanie na tym stole, a mnie już nie będzie i ktoś będzie wspominał moje imię przez to że to dalej tu leży. To wydaje mi się spoko. Samo istnienie nie ma sensu.

M.F: To też nie jest coś, co się pojawiło u ciebie niedawno. Podkreślałeś, że masz poczucie bycia tu na chwilę, bycia trochę spoza. Znajdzie się też takie rozkminki na temat skąd się wzięły piramidy, że jesteśmy częścią jakiejś większej całości. To też pomaga, żeby wyjść z siebie, stanąć obok i trochę w tych tekstach popłynąć w inne rejony.

H: Tak, to też jest powód tej abstrakcji takiej rozkminki. Zawsze tak myślałem i gdzieś to jest ugruntowane we mnie. Ludzie dziwią się jak z nimi rozmawiam, jak ja mogę w ogóle tak myśleć. Przecież jesteśmy tacy ważni. Ludzie, jesteśmy na tej planecie od jakiegoś czasu, robimy swoje ale tak naprawdę jesteśmy tu chwilę. Przez sekundę. Nawet nie… To jest pstryknięcie palca. Mam wrażenie, że to iluzja, to co się dzieje i tak naprawdę jest. To jest jakaś forma iluzji. Wiem, że traktujemy to wszytko bardzo rzeczowo i ciężko jest to zrozumieć co mówię ale wydaje mi się – wewnętrznie – że tak jest. Nie mam też potrzeby, żeby to tłumaczyć swoją jazdę wewnętrzną, bo to moja historia jeśli ktoś będzie chciał intymnie pogadać i na podobnych częstotliwości odbiera i nadaje, to zawsze może przyjść na koncert i o tym pogadać, a takie mówienie tego wszystkim, którzy oglądają ten wywiad czy tam… Jest trochę takie… Mogę to mówić na płytach – taka jest moja rola przez to, że jestem raperem. Muszę swój światopogląd wyrażać ale poza tym wydaje mi się to trochę…

M.F: Ludzie sobie tłumaczą to na miliony sposobów. Jedni przez fizykę kwantową inni przez religię, a trzeci przez twórczość artystyczną. Ale myślę że paru osobom zrzedła mina jak się pojawiły doniesienia o tym że Amerykanie mają zdjęcia dziwnej formy latającej i wojsko tego nie zdementowało.

H: Potwierdziło wręcz. Masakra. Ja te nagrania widziałem i ten wywiad z generałem czy porucznikiem pułkownikiem tuż po tym jak to się pojawiło w necie, cztery lata temu, pięć, i pokazywałem wszystkim to wszyscy traktowali to jako wiesz, kolejny filmik: spoko, spoko. Jak zaczęli o tym mówić na TVN, czy tam gdzieś to mina zrzedła. Rzeczy się dzieją wokół nas.

M.F: Tak i dopiero trzeba jakiegoś dowodu, którego już nie można odeprzeć żeby nagle zmusić ludzi do myślenia trochę inaczej, szerzej. Co bardzo, bardzo trudno im przychodzi.

H: Ten film, o którym mówisz, to też wielu ludzi nadal traktuje temat bekowo. Po obejrzeniu tego mówią – co ty stary. Nie są w stanie przyjąć do wiadomości faktu, że może coś istnieć poza, może istnieć życie poza ziemskie.

M.F: Za chwile będzie można sfabrykować każą treść deepfake’mi. To jest przerażająca perspektywa, że już w tej chwili odróżnienie ściemy od prawdy jest trudne.

H: Ogromna jest skala dezinformacji w tej chwili to prawda. A za 10 lat to będzie masakra jakaś.

M.F: powoli jest problem z tym żeby dotrzeć do źródła. Jak u Goebbels’a powielenie w miliony, bo też skala powielenia tych informacji jest zupełnie inna, prowadzi do totalnej dezinformacji.

H: Ciekawe kto będzie wpływać na ludzi za jakiś czas, gdzie będzie… Wszystko dookoła będzie dezinformacją i ludzie w stosunkach międzyludzkich ciekawe jak będą się zachowywać. Czy też będzie dezinformacja, że będę tobie mówił, że będę tu i tu a wcale mnie tam nie będzie. Bo przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że się okłamujemy albo mówimy prawdę. Nie wiadomo. Czy cię okłamuję teraz czy mówię ci prawdę.

M.F: Rzymianie wiedzieli, że żeby ludźmi rządzić trzeba ich dzielić i polaryzować. Smutne jest też to, że ludzie nie chcą wiedzieć. Szukają potwierdzenia swojego punktu widzenia. Nie chcą różnicować punktów widzenia tylko chcą mieć myślących jak oni w swojej bańce internetowej.

M.F: Tak, nie przyjmują w ogóle do wiadomości innych zdań innych ludzi i to też jest rażące. Boje się takich ludzi, którzy nie są w stanie otworzyć głowy i rozmawiać tylko prowadzą monologi. To jest smutne i straszne. Coraz więcej takich rzeczy obserwuję zwłaszcza u nas w kraju.

M.F: A ty pracujesz nad tym żeby ta twoja głowa była otarta. Zmieszasz się to wychodzenia poza strefę komfortu?

H: Staram się też myśleć – jak przed chwilą gadaliśmy- mój sposób myślenia i obserwacji rzeczywistości jest rozległy i też jak spotykam kogoś kto ma odwrotny punkt widzenia, to staram się go zrozumieć i wysłuchać. Przeanalizować i wziąć do siebie te najciekawsze rzeczy które ta osoba mówi i wykorzystać.

M.F: Jakiś czas temu zaskoczeniem dla ludzi było zobaczyć cię u Piernikowskiego. Teraz na nowym klipie nastąpiła rewizyta i to jak wspominałeś o tej abstrakcji to jest chyba facet od którego na temat abstrakcyjnej twórczość sporo można się dowiedzieć. Miałem przyjemność z nim rozmawiać. Długo się do niego przekonywałem ale chyba koniec końców się przekonałem. Nawet nie do końca umiem to wyrazić słowami ale zacząłem to czuć mocniej.

H: Mi się bardzo podoba jego dzikość. Mam wrażenie, że po prostu, może to nie brzmi tak ale impulsywnie pisze swoje teksty, że nie zastanawia się do końca nad tym jak to ubrać, żeby dobrać odnowienie słowo w danym momencie ale to ma być ekspresyjne, tu i teraz. I to jest zajebiste u niego i śmierdzi mi to starą szkołą taką w dobrym znaczeniu tego słowa. Ale ta nowa jego płyta to już – gdzieś te efekty wokalowe, które zastosował idą w drugą stronę. Fajnie bo jest to taki wiesz, też gościu na pograniczu starych – nowych rzeczy i nie dzieli tego, nie kategoryzuje tylko robi swoją jazdę kompletnie. To jest super. I to doceniam. Poza tym też jest producentem nie? Może sobie pozwolić na trochę więcej.

M.F: Na bardziej świadome używanie głosu.

H: Tak.

M.F: I to też kiedy ktoś taki sięga po auto-tun’a – nawet śmiał się że zdarzają się słuchacze którzy mu wyrzucają że Piernikowski się sprzedał, i że auto- tune – to wiesz auto – tune’a też można używać bardzo różnie.

H: Swiadomie i nieświadomie

M.F: Swiadomie i nieświadomie, ironicznie i nieironicznie. To jest narzędzie i nie ma co go demonizować. Niepotrzebnie.

H: Dokładnie. Instrument.

M. F: Co zdecydowało o tym że „Smog” został singlem ?

H: Tak naprawdę zrobiliśmy w AsfaltRecords takie małe przesłuchanie wpadło parę osób i sprawdzało te kawałki. Ze trzy, cztery kawałki puściliśmy ludziom przedpremierowo, zrobiliśmy małą grupę i ludzie wybrali ten kawałek. Nie miałem za bardzo komu tego puszczać, bo numery które robiłem przez cały czas puszczałem Sugarowi, mojemu ziomkowi i on był z tym wszystkim na bieżąco i mówił, że coś jest spoko, że nie jest spoko ale też tak jak ja tracił obiektywizm nie? Szukałem kogoś kto będzie mógł to ocenić na czysto. Wytwórnia też… Pół roku byłem w tej wytwórni, od pół roku słyszeli szkielety kawałków i też nie do końca potrafili umiejscowić czy to jest lepsze czy gorsze. Ja siłą rzeczy nie potrafiłem tego zrobić, Barto’cut też nie. Wybieranie singli to trudna rzecz. Warto kogoś zaprosić kto ma duże doświadczenie i dać mu posłuchać płyty. Najlepiej jak to będzie kilka osób. Albo randomowo komuś puścić . Totalnie z ulicy. Komuś kto słucha rapu, żeby jakiekolwiek miał pojęcie ale komuś dać to do oceny, tzn. do powiedzenia co jest najlepsze jego zdaniem, żeby dać ten singiel. W przypadku płyty „Światło” mieliśmy tak, że siedzieliśmy u Kebsa w studio i ja kończyłem swoje nagrania i przyjechał Wojtek Sokół – akurat miał chwilę. Pogadaliśmy sobie trochę. Mówię Wojtek – może puszczę Ci swoją płytę? Spoko. Wojtek posłuchał płyty przesłuchał wszystkie kawałki i mówi: stary to musi być singiel. Ja mówię ale stary ja ten numer chciałem wywalić z płyty – mówię o „Tylko ty” – miało go nie być na płycie. Ten numer był chyba z sześć razy  nagrywany pod rożne beaty, zmieniany był tekst, bardzo dużo było pracy przy tym kawałku. Do tego stopni,  że miałem go dosyć nie? Ale Wojtek mówi – kurde stary jak wyrzucisz to z płyty, to popełnisz największy błąd swojego życia, jak nie dasz tego na singiel to będzie też drugi błąd największy życia. Ja ci radzę, żebyś to po prostu wrzucił jako singiel. Tak zrobiłem. Posłuchałem rady starszego kolegi. Wracając do tego, o czym mówiliśmy wcześniej. I miało to odpowiedni poziom efektu. Zadziałało po prostu.

M.F: Absolutnie nie chcę się mądrzyć, myślę że masz o wiele lepszych ludzi w otoczeniu od tego, ale tak po przesłuchaniu, nie było tych przesłuchań wiele jeszcze.

H: Myślisz ze dobry singiel wybrałem?

M.F: Tak! Absolutnie. Bardzo fajnie, że żaden smutny gość w garniturze nie stuknął cię w ramie i nie powiedział ci że stary, z tymi kościołami żeby ich nie budować tylko szkoły, to nie jest dobry czas, żeby z takimi treściami wyskakiwać, że jest ta wolność i zależy label’om i gdzieś chyba brak kalkulacji. To jest spoko.

H: A Co mówiłeś wcześniej że „OMG”?

M.F: Tak, to jest gdzieś taki psycho benger śmiałem się wczoraj do siebie jak tego słuchałem. Złapał mnie chyba tak na szybko najbardziej.

H: My chcieliśmy go dać z Bartkiem jako singiel i to był nasz faworyt – jeden z trzech numerów takich naszych zdaniem singlowych. Ale weryfikacja, wiesz była trochę inna.

M.F: Singiel nie jest jeden.

H: Dokładnie

M.F: Zobaczymy co przyszłość pokaże. A to jest tak, że pisałeś rzeczy pod beaty Barto’cuta? Bo ty zdaje się często pisałeś pod instrumentale pod cudze rzeczy i dopiero potem..
.
H: Sporo pisałem pod instrumentale. Dużo miałem nagrane pod instrumentale, bo to jest dla mnie już jakiś zapis emocji chwili. Później jak dostaje beaty to sobie to edytuje, poprawiam i finalnie wygląda to inaczej niż w wersji demo. Ale tak robię to często. Głównie robię to żeby nie stracić klimatu na jakiś beat, który dostałem i którym się jaram. Chce się nim jarać jak najdłużej, a nie że ja teraz będę pisał dwa czy trzy dni zwrotki refren, a później będę musiał robić do tego klip, będę to wałkował sto razy, a potem jeszcze na koncertach sto razy i koniec końców będę miał tego dosyć. Staram się ograniczyć do minimum słuchanie beatów, którymi się jaram.

M.F: Jesteś typem który szybko nudzi się swoją muzyką?

H: Tak bardzo szybko. W zasadzie jak – ale to chyba większość tak ma raperów – jak wydaje jakąś płytę, to już dla mnie zamknięty etap oddzielam grubą krechą i najchętniej to bym już tego w ogóle nie słuchał. Tylko na koncertach, ewentualnie jakiś klipy. Ale nie lubię słuchać swoich kawałków, chyba że jest proces twórczy. To tak bo muszę i jest to dla mnie nadal interesujące bo mogę coś zmienić. Ale jak kawałek jest zamknięty to niech inni teraz tego słuchają. Sto razy, ja już posłuchałem swoje sto.

M.F: Wydajesz się takim typem, który zrobi płytę i najbardziej nudzącą częścią wszystkiego jest etap jej promocji, gdzie wypadałoby żeby na socjalach się pokazywać, bo takie czasy, że jak cię tak nie ma to cię w ogóle nie ma. Żeby chodzić na wywiady i odpowiadać na dziesiątki takich samych pytań. Chyba też musiałeś nauczyć się cierpliwość w tej kwestii?

H: Tak jest to cierpliwość. Aczkolwiek jak teraz mówisz bardziej się skupiam już na robieniu kolejnych rzeczy, bo potrzebuję tego. Wiem po sobie, po ostatnich dwóch płytach, że jestem tak uzależniony od robienia muzy że to jest jakiś koniec. Po „Czasoprzestrzeni” próbowałem zrobić sobie jakąś przerwę miesięczną. Mówię pojadę, odpocznę czy coś. Pojechaliśmy na wakacje na  dwa tygodnie, to już po tygodniu już miałem ciśnienie. Wróciłem z wakacji i miałem już dwa teksty gotowe nie? Żeby tylko wejść do studia i nagrać. Po kolejnej płycie mówię też: dobra zrobię sobie przerwę. Zrobiłem sobie może tydzień docelowo i nie byłem w stanie już nie tworzyć więc teraz też skończyłem zrobiłem sobie pięć dni przerwy na zasadzie żeby nic nie robić, siedzieć w domu oglądać Netflixa i się chillować. Po pięciu dniach wstałem, pojechałem do studia i robię kolejne rzeczy bo mam głód. Jestem cały czas głodny robienia.

M.F: „Combo” dlatego, że to sekwencja uderzeń, która jest nie do zatrzymania?

H: Nie wiem tak naprawdę. „Combo” jest to tytuł, który spaja numery klamrą, jest to synonim wielokrotności, multiplikacji i powielania w dobrym tego słowa znaczeniu i ta płyta trochę taka jest. Pewne rzeczy się powtarzają. Nie na zasadzie kopiowania własnych akcji ale jakie follow up’y muzyczne i liryczne. Takie rzeczy. Dużo jest rzeczy, zabiegów, tematów które zamykają się w tym słowie combo i wydaje mi się, że to dobre słowo, które dobrze odzwierciedlać całość albumu.

M.F: Pasuje też do tych ośmiobeatowych ciągotek Barto’cuta. Do świata ogólnie rzecz biorąc gier.

H: Dokładnie.

M. F:  Miałeś takie poczucie kiedyś, że chciałbyś nie być uzależniony od muzyki ?

H: Nie wiem o jakie pytasz? Czy o takie jak mówiłem przed chwilą czy o takie finansowe, że muszę iść zrobić kawałek, żeby mieć coś jeść , nie?

M.F: Nie, o to drugie nie bo już pokazałeś, że w odróżnieniu od wielu innych raperów, którzy byłoby skłonni zrobić raczej słaby numer niż iść do pracy, ty myślisz na ten temat inaczej. Myślę o tej twojej pierwszej definicji.

H: Trochę mnie to z jednej strony denerwuje jakby patrząc na to globalnie – z perspektywy mojej rodziny. Moja żona ma dosyć tego, że ja wychodzę i nie ma mnie na noc. Ja mówię idę nagrywać, a ona weź już mi nawet nie mów. Nie chce słuchać. Skończyłem płytę teraz i już powiedziałem jej: kochanie kończę płytę. Wypiliśmy sobie małego drinka, żeby to gdzieś uczcić, po czym po czterech   dniach: jadę do studia. Po co? Nagrywać. Nawet nic mi niemów – taki był komentarz. I tu jest problem. A wewnętrznie spoko, mnie to cały czas jara i nie mogę się doczekać, kiedy będę znów w tym studio. Jest na moim karku dreszcz emocji za każdym razem jak leci nowy beat, który dostałem, jak sobie wyobrażam jak będzie wyglądać kolejna płyta i jak ją zrobię. To jest zajebiste uczucie, jak możesz sobie kształtować, jak jesteś na tym etapie tak jak teraz. Na wczesnym etapie tworzenia i wizualizujesz swoją jazdę, którą masz w głowie. I wiesz, że ten pierwszy numer, który napiszesz tak naprawdę jest bardzo ważny, bo będzie odnośnikiem do kolejnych numerów,  stworzy jakiś szkielet i nakieruje całą płytę. To jest fajne. Ten początkowy proces jest zajebisty. Najfajniejszy, taki najbardziej stymulujący mózg.

M.F: A miałeś to poczucie, że musisz przyzwyczaić bliskich do tego żeby traktowali twoją pracę twórczą na równi z tym, że  wychodzisz do biura i przepracowujesz osiem godzin?

H: Nadal musze to robić, to jest bezustanne, bezustanna akcja. Cały czas muszę mówić, że to moja praca. Wiele ludzi z mojego otoczenia, którzy pracują od 8-16 już się przyzwyczaili do tego, jak ja działam. Jest niedziela i oni muszą jutro iść do pracy, a ja nie muszę. Wiadomo, że muszę a może nie… A może wczoraj byłem albo dziś rano? Ale oni patrzą na to: o ten to ma zajebiście nie? Jutro poniedziałek a on nie musi iść do pracy. Nadal to funkcjonuje. Nikt mi nie mówi już tego prosto w ryj ale czuję to na plecach i jest to cały czas.

M.F: Mi też nie mówią ale też kątem ucha udaje mi się usłyszeć moją matkę, która mówi : a Marcin to podobno coś tam robi.

H: Dokładnie.

M.F: To jest chyba coś z czym po prostu trzeba się pogodzić . Dziękuje bardzo. Moim gościem był Hades. Sprawdzajcie „Combo” i sprawdzajcie kolejne Flintesencję.

H: Dziękuje bardzo. Do zobaczenia.

Polecane

Share This