Włodi – „Wszystko z dymem”

Dym nestora.

2014.09.19

opublikował:


Włodi – „Wszystko z dymem”

Powiedzieć, że przyjemnie jest obserwować drogę Włodiego, to nie powiedzieć wszystkiego. W końcu nie tylko o przyjemność tutaj chodzi. Warszawski MC mógłby być wzorem dla wszystkich tych zakochanych w sobie weteranów, którzy są święcie przekonani, że swoimi drewnianymi mieczykami będą w stanie odbić hip-hopową królewnę z rąk złych trendów, a wspomnienie o jakimkolwiek rozwoju i otwarciu na nowe równa się w ich oczach z wywieszeniem białej flagi. Ścieżka Włodiego nie jest pod tym względem równie spektakularna jak np. Tedego, ale na pewno konsekwentna i logiczna. Jasne, można na niej wskazać momenty mniej („Jak nowonarodzony”) lub bardziej („Nigdy nie mów nigdy”) przełomowe; co jest istotne, to fakt, że członek Molesty ani myśli się zatrzymywać. Tak jakby, w przeciwieństwie do wielu podobnych mu wiekiem, kapitulację utożsamiał raczej z biernością.

Na „Wszystko z dymem”, swoim trzecim solowym krążku, subtelnie więc daje do zrozumienia, że orientuje się w dzisiejszych modach i potrafi z nich czerpać. Nawet jeśli nie zawsze mu to wychodzi, nawet jeśli raz czy dwa trafi mu się jakiś czerstwy hasztag (można je zresztą policzyć na palcach jednej ręki), nikt go nie powinien za te potknięcia rozliczać. Bo nie mamy tu do czynienia z młokosem, który całą swoją energię koncentruje na pisaniu kąśliwych, niby-to-błyskotliwych wersów i często czyni z nich jedyny swój atut. Świadomość trendów i okazjonalne z nich korzystanie są w rapie Włodka ledwie naddatkiem; siła jego stylu leży gdzie indziej. Gdzie? Powiedziałbym, że najzwyczajniej w świecie – w mądrości. Proszę wybaczyć patos, ale „Wszystko z dymem” jest po prostu bardzo inteligentną, inspirującą płytą. Doświadczenie Włodiego po raz kolejny zaprocentowało. Trzeba było przeżyć takie historie jak ta opisana w „1996”, by móc zdobyć się na napisanie „W słońcu” czy wersów otwierających „Proces spalania”: „Znów mogę być tu, tysiąc wniosków wysnuć / Kilka deklaracji, jakie dałem, wziąć w cudzysłów / Gorzkich słów nie mam też, żalu ani grama / Świat uniewinniony w twórczym procesie spalania”. Łagodne, dobroduszne spojrzenie warszawskiego rapera nie oznacza jednak, że można wejść mu na głowę – wystarczy posłuchać tylko, jak jasno stawia kwestię „chodzących reklam” w „Guzikach”. Gdzieś na przecięciu opanowania i niezależności rysuje się wizerunek tego MC. Profesorska postawa.

„Wszystko z dymem” można chwalić nie tylko za etos. Te dziesięć utworów spięto konceptualną klamrą: tu rzeczywiście wszystko kojarzy się z dymem. Całe szczęście, pomysł jest na tyle luźny, że nie dusi pojedynczych nagrań, które brzmią równie dobrze, gdy słuchać ich osobno oraz w ramach spójnej całości. Zresztą, od której strony nie podchodzić do tego albumu, za każdym razem wzbudza on podziw. Szukasz konkretnych opowieści? Proszę bardzo: „1996”, „W słońcu”, „W drodze po towar”. A, nie o narrację ci chodzi? Chcesz tylko kilka plastycznych obrazów? Takie impresje znalazły się w „Chmur drapaczach”, po których w pamięci zostają nie tylko śródmiejskie eskapady gospodarza na dachy wieżowców, ale też „puste boiska, wytarte linie, siatki wiszące na obręczach” ze zwrotki Weny. A może lubisz Włodiego, u którego mniej malowania słowem, a więcej eseistycznego zacięcia, osobistej i branżowej refleksji? Tu wybór też jest szeroki: od „T&T” przez „Guzik” i „Zapałki” po „Detektor dymu”.

{program-muzyczny}

Gdyby wywołać do tablicy producentów, równie trudno byłoby ogarnąć tę płytę pojedynczymi przymiotnikami. Podczas gdy Evidence i The Returners dostarczyli zanurzone muzykę zanurzoną w klasyce, Stona mocno zakręcił gałkami w konsolecie, zagęścił aranż i w konsekwencji dostarczył podkład niemalże perfekcyjny: zaawansowany technicznie, ale dalej bujający. Większość bitów to jednak robota DJ`a B, którego trudno zamknąć w jakichś stylistycznych szufladkach. Z jednej strony mamy mroczny, klaustrofobiczny, wyjęty z najlepszych lat D.I.T.C. Bit do „Pod numerem trzecim” oraz jazzujący, melodyjny „W drodze po towar”, z drugiej dzieją się tu rzeczy bliskie popularnemu ostatnio nurtowi cloud/smoke – „Zapałki”, „Detektor dymu”.

Wyliczam te nagrania nie tylko po to, by uchwycić różnorodność albumu przy jego jednoczesnej spójności. „Wszystko z dymem”, w porządku, zostawia poczucie niedosytu, ale nikt mi nie powie, że Włodi nie wykorzystał tych trzydziestu dziewięciu minut. Facet przekazał tu więcej treści niż niejeden MC produkujący się w piętnastu-siedemnastu utworach – nawet jeśli nie daje więcej niż dwóch zwrotek na utwór. Być może ta świadomość wagi słowa oraz szacunek dla pracy DJ`ów, producentów i zaproszonych gości – to kolejne elementy, które czynią ten album tak wspaniałym. Jeśli hip-hop jest religią, to „Wszystko z dymem” ma charakter głęboko ekumeniczny. To coś, czego należy oczekiwać od nestora sceny, który „wśród raperów fanów ma najwięcej”, a sam potrafi i ładnie nawiązać do klasyki, i pochwalić Te-Trisa czy Bisza.

Włodi – „Wszystko z dymem”

Step Records

1. T&T

2. 1996 ft. Molesta Ewenement

3. Pod numerem trzecim

4. Chmur drapacze ft. W.E.N.A. i Mielzky

5. W słońcu

6. Guzik ft. Małpa

7. Zapałki

8. Proces spalania ft. Danny

9. W drodze po towar

10. Detektor dymu

Polecane