foto: mat. pras.
„AŁA.” jest trudną płytą. Na szczęście Mes przygotował odtrutkę, który przez hejterów może być traktowany jako odkupienie.
Raper porzuca nie do końca zrozumiały koncept i wraca do klimatów znanych m.in. z „Zamachu na przeciętność” i „Trzeba było zostać dresiarzem”. „RAPERSAMPLER” to trochę hustlerki, która najbardziej widoczna jest w kilku wersach z „Mody na palenie sziszy” (numer, który skutecznie pozwala odróżnić prostotę od prostactwa – mega szacun) i inteligentnych osiedlowych opowieści z lokalnym patriotyzmem w tle. Wszystko imponuje już od pierwszych sekund, ba, mocno chwyta. Ten Typ Mes zaczyna z grubej rury w momencie, kiedy przemyca autobiograficzne wątki. Naładowane potężnymi emocjami wersy uderzają w otwierającej „Odporności”, a podobne wątki rodzinne pojawiają się jeszcze kilka razy, m.in. w „Krzyczał na synka” i „Kulach z bukszpanu” (gdzie radzę zwrócić uwagę na końcówkę numeru). Aha, „P1ĘTR0” też wydaje się być kluczowe w „nowszej” historii rapera.
Z poprzednią płytą nie mam problemu, ale fakt faktem, musiałem się z nią oswoić. Tutaj jest zupełnie inaczej, bo „RAPERSAMPLER” wali sierpowymi od razu. Tak mocno, że ciężko się podnieść. Co więcej, nie wymaga wielkiego zaznajamiania się, żeby w końcu nastąpiło polubienie. Album przedstawia do bólu szczerego Mesa, momentami zupełnie innego, niż znanego do tej pory MC. Człowieka, który jest bardzo blisko przeciętnego Kowalskiego i jego problemów, kupującego zwykłe produkty, stojącego w kolejce i wydającego kupę kasy na kawalerkę. Przyzwoitym streszczeniem jest „Jeszcze”, które większej wyjątkowości nabiera dzięki wpadającemu z wizytą Emilowi Blefowi. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że „RAPERSAMPLER” jest też jego najbardziej osiedlową produkcją. Nie tylko ze względu na to, że jest małym hołdem dla pewnej części Mokotowa. Patriotyzm lokalny daje się poznać m.in. w „Nie bądź kurwą” i „Wyględowie”, a przywoływanie konkretnych nazwisk i miejsc, jeszcze skuteczniej idealizuje to miejsce.
Na „Hołd up” znalazł się jeden z kluczowych wersów na płycie – „Adam Makowicz on stworzył mnie”. Przywołując naszego wielkiego pianistę, nie mam na myśli tylko miękkiego i bardzo charakterystycznego klawisza Mesa. To również bardzo charakterystyczne brzmienie, chociaż nie zawsze ciepłe. Chłód dominuje w syntetycznych „Nie bujaj się na krześle” i „Underground Poland” oraz mechanicznym „Po tę tu” (doskonały przykład, jak pisać i śpiewać refreny).
Całość tylko początkowo może wydawać się bardzo oszczędna, a nawet minimalistyczna. Właśnie, początkowo, bo wystarczy tylko posłuchać dęciaków, które pojawiają się w „Wyględowie”, które wprowadzają sporo ożywienia. Tego typu smaczków jest tutaj naprawdę sporo, bo nawet najbardziej hołdujące klasyce – „100 wymówek” i „Jeszcze” – skrywają za prostymi samplami kilka niespodzianek. W dodatku ten talkbox Głośnego, w najbardziej west coastowym numerze – „Zimie”, wnosi sporo ożywienia.
„RAPERSAMPLER” jawi się jako spełnienie marzeń wszystkich fanów Mesa z początku tej dekady. Dla przeciwników ostatniej płyty, będzie mocnym liściem na odmułkę, natomiast dla ogółu czymś więcej. I nie mam na myśli zagwarantowanego miejsca na podium w dyskografii Typa. Ten projekt to przykład na to, jak powinna wyglądać w pełni autorska, rasowa rapowa płyta. W dodatku pierwsza w karierze, na której goście nie obniżają poziomu, bo nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo Lena Osińska ubarwia „Underground Poland”. Wielka płyta.
Dawid Bartkowski
Ocena: 4,5/5
Tracklista:
1. Odporność ft. Justyna Święs
2. Krzyczał na synka
3. Moda na palenie sziszy
4. Kule z bukszpanu
5. Nie bądź kurwą
6. Zima ft. Głośny
7. Piętro
8. 100 wymówek
9. Jeszcze [Flexxip]
10. Po tę tu
11. Hołd up
12. Underground Poland
13. Dawaj na stację
14. Nie bujaj się na krześle
15. Wyględów
16. Rudy Kurniawan