Te-Tris – „Dwuznacznie”

„Dwuznacznie” na pewno nie wywoła jednoznacznej reakcji.

2009.09.13

opublikował:


Te-Tris – „Dwuznacznie”

Trudno jest znaleźć obecnie na rodzimej scenie hip-hopowej postać, która bardziej zasługiwałaby na legalny krążek niż Te-Tris. Pochodzący z Siemiatycz raper przyjął postawę nader honorową i dla wielu pewnie niezrozumiałą. Począwszy od nielegalnej, w wielu kręgach klasycznej już epki „Naturalnie”, przez zdobycie uznania w środowisku freestyle’owców aż po mixtape „StickToMyNameRight” – swój wizerunek na scenie stworzył od podstaw, drogą okrężną, momentami karkołomną, która niejednego pewnie prędko by zniechęciła. Debiutancki album, „Dwuznacznie”, miał się ukazać na rynku już przeszło rok temu, zaś pierwsze wzmianki o nim pojawiły się dużo wcześniej. W końcu trafił na półki – jak na ironię, w niektórych sklepach na kilka dni przed oficjalną premierą. Warto było tyle czekać?

„Mam punchline’y, ale nie tonę w konwenansach / Tu hierarchia to najpierw prawda, potem punchline”, rymuje Tet w otwierającym „Obudź się”. Rzeczywiście, wszyscy ci, którzy oczekiwali ze strony gospodarza przechwałek znanych z bitew wolnostylowych czy kawałka „Prawo do bragga”, mogą się po przesłuchaniu „Dwuznacznie” poczuć zawiedzeni. Na płycie ze świecą szukać technicznych ataków w stronę wyimaginowanego wroga czy peanów pod własnym adresem. To prawdopodobnie najdojrzalszy debiut w polskim hip-hopie od czasu Flexxipu. Świadczy już o tym drugi numer, „Na Tacy”. Te-Tris bez oporów przyznaje bez oporów, że urodził się w rejonie, gdzie „powietrze pachnie przemycanym spirytusem”, ojciec zmarł mu na raka, a weekendy sprowadzały się często do „kursów po zaocznych bzdurach”. Nie ma w tym taniego pozerstwa lub wydumanych póz – słuchaczowi cały czas towarzyszy uczucie, jakby mówił do ciebie ziomek z osiedla, któremu udało się wybić, ale mimo to nie wstydzi się on swoich korzeni. „Hip-hop nie powinien, on musi być blisko ludzi”, rapuje zresztą sam gospodarz. Święte słowa.

Emocje i ekshibicjonizm dawkowane są jednak stopniowo, by słuchacz nie przejadł się światem Teta. Druga strona albumu to dużo więcej frajdy. „TeTrock” czy „Bez wazeliny (każdy wers)” to gwarancja dziesiątek rąk w górze podczas koncertów. „Portfimao”, „Chemafi”, „Tam i z powrotem” czy „Nieodwracalnie” pokazują z kolei Te-Trisa jako mistrza gier słownych, skojarzeń i wszelkiego rodzaju konceptualnych nagrań. Mnogość poziomów, warstw tych tekstów tylko utwierdza w przekonaniu, że „Dwuznacznie” to zły tytuł tego albumu. O wiele lepiej pasowałoby „Wieloznacznie”.

Te-Tris to nie tylko świetny tekściarz, ale również bardzo utalentowany beatmaker. Wiele z beatów na „Dwuznacznie” wyszło spod jego ręki. Mają one brzmienie, ciepło, głębię i na dodatek są podszyte funkową wibracją, która tylko napędza Teta. W niczym nie ustępują tym dostarczonym przez O.S.T.R.’a (niektóre brzmią jak odrzuty, ale i tak trzymają poziom), Qćka, Creona czy Urbka.

Niestety, pomimo ogromu zalet, płyta ma kilka błędów, które mocno zaniżają końcową ocenę. Na ogół są one drobiazgowe, ale należy je wytykać tym bardziej, że materiał powstawał długo i jak na taki czas oczekiwania powinniśmy otrzymać produkt dopracowany „od A do Z”. Tymczasem mastering i miks nie powalają. Wokale są często za cicho w stosunku do podkładu, a gdy po kozackim, samplowanym „Autorytecie”, pojawia się bazowany na żywych instrumentach „Jeden świat”, człowiek ma wrażenie, jakby w przerwie filmu pojawiła się kilka razy głośniejsza reklama. Nie jest to miłe, szczególnie dla pozostałych domowników.

Można się również przyczepić do flow Te-Trisa. Co tu dużo mówić, raper z Siemiatycz po prostu często nie płynie po beatach. Trafiają się niezrozumiałe przyspieszenia, za długie wersy, źle rozłożone akcenty, które mimo wszystko odbierają nieco przyjemność ze słuchania.

„Dwuznacznie” na pewno nie wywoła jednoznacznej reakcji. Jednych rozczaruje, innych zachwyci, znajdą się też tacy, dla których taki rap będzie za grzeczny (co jest po części prawdą). Jedno trzeba jednak Te-Trisowi oddać – wreszcie trafił się debiutant, który ma coś do powiedzenia, umie sobie dobrać beaty i nie daje sobie ukraść utworów przez uznanych gości (Łona, O.S.T.R.). Mimo wszystko warto to docenić. A ja wierzę, że opus magnum Teta jeszcze przed nami.

Tagi


Polecane

Share This