Ciekawe jest to, że choć muzycy podkreślają surowość i garażowość materiału; opowiadają o tym jak to poszczególne ścieżki nagrywane były w domowych warunkach i niejednokrotnie takie surowe ślady trafiły na płytę, to całość ma bardzo szlachetny posmak. Czy to ręka Adama Toczko czy inne diabelskie moce? Co za różnica. Liczy się to, że przy użyciu często akustycznego arsenału otrzymujemy coś, co faktycznie po podłączeniu prądu byłoby czymś bliskim grunge`owi. Ale więcej prądu tu nie potrzeba.
Muzyka, choć na „Brzasku” chyba nieco bardziej wypchnięta do przodu, wcale nie jest jedyną siłą tej płyty. O wiele ważniejszym aspektem wydaje mi się tu pewien intrygujący sposób wrażliwości Skubasa (i Basi Flow Adamczyk). Tak jak dał nam się poznać przy okazji debiutu, tak i tu przyciąga uwagę tym co w wersach i między nimi – ot, choćby w „Placu Zbawiciela”. Atrakcyjność tekstów oparta jest na nienachalnej, lekkiej poetyckości, zupełnie inaczej niż u koronowanego mistrza storytellingu – Pablopavo (cóż to byłby za duet!). Jednak w chwilach kiedy poetyckość ustępuje miejsca emocjom, utwory nic nie tracą. Słyszeliście już „Nie mam dla ciebie miłości”, więc wiecie o co chodzi.
Bałem się tej płyty. Bo Skubas porwał mnie w całości pierwszym albumem, bo ten wstrętny syndrom drugiej płyty, bo poprzeczka cholernie wysoko, bo to, bo tamto. Bo jak nie on, to kto? I co? Żałuję, że tak dobrze znam debiut Skubasa. Przez to „Brzask” nie zaskoczył i nie oczarował mnie tak bardzo, jak mógłby przy pierwszym spotkaniu ze Skubasem. Tylko tego żałuję. Pierwszy raz może być tylko raz. Chwilowa amnezja na zawołanie to byłoby coś. Wszyscy, którzy pokochali Skubasa, dostaną to, na co czekali. Szczęściarzami są ci, co go dopiero poznają.
P.S: okładka mistrz!
Skubas – „Brzask”
Kayax
Tracklista:
1. Diabeł
2. Plac Zbawiciela
3. Kołysanka
4. Rejs
5. Nie mam dla ciebie miłości
6. Brzask
7. Kosmos
8. Wyspa nonsensu
9. Ballada o chłopcu
10. Wątpliwość