Shamboo + Muniek – „Tata”

Nie wysłana pocztówka z przeszłości.

2013.09.06

opublikował:


Shamboo + Muniek – „Tata”

Historia zespołu sięga 1982 roku. Wtedy z inicjatywy Św.P. Jacka „Miksera” Półtorniaka powstało Shamboo w którym ma basie zapierniczał Muniek. Formacja grająca znacznie ciężej niż to, co dziś proponuje, targana ciągłymi zmianami personalnymi przetrwała pięć lat, co i tak jest niezłym wynikiem jak na owe czasy.

W 2009 roku Muniek doprowadził do powrotu kapeli i Shamboo pojawiło się na jego urodzinowym koncercie. Coś musiało zażreć, bo już dwa lata później formacja przetoczyła się przed polskie kluby w towarzystwie T.Love, a rok później u boku bliskiej stylistycznie Kobranocki. A stąd, jak się okazało, był już tylko krok do narodzin „Taty”. Płyty trochę nie z tej epoki; płyty nagranej i zrealizowanej zbyt dobrze jak na coś, co tkwi po pas, po szyję w latach osiemdziesiątych (część nagrań faktycznie zrealizowano w MDK!). Płyty, która jest jak nie doręczona pocztówka z przeszłości zapisana często bardzo współczesnymi tekstami, jak choćby tytułowy i przebojowy „Tata”.

„Tata” to nie jedyny potencjalny przebój na tej płycie. Taka „Armata”, która kojarzyć się musi ze słynnymi słowami „mamo kup mi karabin” będzie stuprocentowym hitem koncertowym. A może i znajdą się rozgłośnie, które będą to gały, wbrew zabawnej deklaracji na koniec „nie była to rewelacyjna piosenka”?

Płyta jest niestety nierówna, ale nie brakuje tu błyskotliwych momentów, jak choćby zagranej z rock’n’rollową lekkością pieśni „Palikot się pali” czy nawiązującej z pełną świadomością do dokonań wczesnej Brygady Kryzys „Policji”. Jeśli materiał przepadnie gdzieś w pustym bębnie maszyny losującej krajowego rynku muzycznego, to właśnie tych kawałków będzie mi żal najbardziej.

O ile występujący tu w sumie gościnnie Muniek dodaje przebojowości całemu materiałowi, o tyle już wokale Macia Maślikowskiego i Jacka „Konia” Śliwczyńskiego i ich estetyka wprowadzają typowo garażowy brud i sprowadzają słuchacza na punkowy grunt. Ziemię, na której jednak (na szczęście?) nie ma miejsca dla radykałów. Jest za to miejsce (niestety) dla słabszych numerów, bez których płyta mogłaby się swobodniej obejść, jak „Jazz jest bezlitosny” czy „Bronek Demokratyczny”. Ale zostawmy to, to nie jest jakiś wielki grzech, bo „Tata” to w sumie ponad godzina grania!

Na płycie nie znajdziemy jakiejś wyszukanej wirtuozerii ani błyskotliwych patentów, nie o to tu chodzi. Siłą płyty jest za to klimat i szczerość, z które kiedyś pokochaliśmy punk rocka, a które zatraciły się gdzieś w zalewie wykalkulowanych i świetnie sprawdzających się w roli dzwonka w komórce współczesnych „przebojów” jednego sezonu. Więc jeśli bliska jest ci punkrockowa estetyka a dość już masz wciąż tych samych evergreenów i koncertów ostatnich niedobitków dawnej sceny, swoich idoli sprzed dwóch czy trzech dekad, to Shamboo z Muńkiem i ich „Tata” będzie zaskakująco dobrym wyborem. Serio.

Nie znaczy to, że mamy to do czynienia z martyrologią i odcinaniem kuponów (bo niby od czego?). Jest tu sporo aktualnych i często prześmiewczych, niepoprawnych tekstów. Takie „Podróże powietrzne” spuszczające powietrze ze smoleńskiego balonu nie przeszłyby w ogóle przez cenzurę, jeśli ta jakimś cudem wróciłaby nad Wisłę. Jeszcze lepszym przykładem jest „Rewolucja 2013”, gdzie nie tylko data świadczy o aktualności tego numeru. Tu, do na wskroś punkowego tekstu dorzucono bardzo świeże punkowe granie. Tak właśnie chciałoby brzmieć co najmniej pół współczesnej, garażowo-emdekowej sceny 😉

I choć nie ma na tej płycie zadziorności Nancy Regan, nie znajdziecie tu podskórnej złości Analogsów, to wciąż jest to płyta dla tych, którzy w młodości byli punkowcami a dziś zasuwają w roboty w wygodnych samochodach, jak ten tytułowy „Tata”. Z resztą nie tylko dla nich.

Jest to płyta, jak mało która ostatnio, nagrana ewidentnie z potrzeby radochy wspólnego muzykowania, bez oglądania się, co też dziś chodzi w radiach i ile da się wycisnąć z zaiksów. Odkrywcza nie jest, na kolana nie rzuci krytyków i szefów muzycznych stacji. Nie o to w tym wszystkim chodzi. „Tata” za kilka lat będzie pozycją trudno dostępną, będzie ciekawostką. Dlatego warto ją mieć. Poza tym, to bardzo przyzwoita płyta.

Polecane