grafika: mat. pras.
„Czarna Pantera” może być dla wielu „zaledwie” kolejnym filmem ze stajni Marvela. Coraz częściej jednak zwraca się uwagę na to, jak ta produkcja związana jest z duchem czasu i nastrojami panującymi w amerykańskim społeczeństwie. Bardzo sugestywny opis tego splotu zaprezentował „New York Times”. „Żaden film od czasu ‘Malcolma X’ Spike’a Lee z 1992 roku nie był tak wyczekiwany przez afroamerykańską publiczność jak właśnie ‘Czarna Pantera’”, pisze jeden z redaktorów gazety. Powód? Czarna Pantera jest pierwszym czarnoskórym superbohaterem w wielkim świecie komiksu, a film o niej – produkcją zdominowaną przez uznanych czarnoskórych aktorów (wśród nich m.in. Forest Whitaker) i wyreżyserowaną przez Ryana Cooglera, autora m.in. „Creeda”.
W świecie, w którym jeszcze niedawno zażarcie dyskutowano o rasizmie Oscarów i pochylano się nad kolejnymi Afroamerykanami zastrzelonymi przez białych policjantów, „Czarna Pantera” nie mogła być więc „tylko” kolejnym filmem o superbohaterze. Napływające z różnych źródeł informacje o ścieżce dźwiękowej tylko sprzyjały tej atmosferze. Rolę producenta wykonawczego powierzono w końcu Kendrickowi Lamarowi, facetowi, który jak mało kto potrafił pogodzić komercyjny sukces z rasową świadomością. Ba, jeśli wskazać by kogoś, kto w największym stopniu przyczynił się do powrotu zaangażowanego społecznie rapu, byłby to właśnie Lamar ze swoim wybitnym albumem „To Pimp A Butterfly” z 2015 roku.
Sam raper wielokrotnie już udowadniał, że jest świadom odpowiedzialności spoczywającej na nim jako na mainstreamowym artyście. Nie inaczej jest na soundtracku do „Czarnej Pantery”. Już w pierwszym, tytułowym utworze słychać, jak świetną, a jednocześnie naturalną decyzją było powierzenie mu pieczy nad tą ścieżką dźwiękową. Lamar, wcielając się w postać głównego bohatera filmu, T’Challi, rapuje równocześnie jakby o sobie, zakorzenionym w tradycji „królu optymistów i tych, którzy niosą nadzieję”, zgrabnie łącząc tematykę filmu z rzeczywistością showbizu. Jeszcze ciekawiej się robi w „King’s Dead”, gdzie Kendrick przemawia głosem głównego antagonisty T’Challi, Erika Killmongera. Tu wersy również pobrzmiewają znajomo, jakby rozchodziło się nie o filmową rzeczywistość Wakandy, ale pełne frustracji, żalu i osierocenia osiedla Compton, w których przyszło dorastać wielu przyszłym gwiazdom hip-hopu.
Soundtrack do „Czarnej Pantery” daje więc okazję Lamarowi, by rozwijać te wątki, które były osią jego poprzednich, samodzielnych wydawnictw: dumę z afroamerykańskich korzeni połączoną z poczuciem winy, kompleksami i artystyczną odpowiedzialnością. Niniejsza ścieżka dźwiękowa pozwala jednak sprawdzić się raperowi w innej roli niż zwykle. Tu, choć rapuje w wielu utworach, jest jednak w pierwszej kolejności producentem wykonawczym. I z tych zadań, jak sądzę, wywiązał się bardzo dobrze. Przede wszystkim trafną decyzją było zaangażowanie tak wielu wykonawców z wytwórni TDE, z którą Lamar też jest przecież związany. Ci artyści bardzo często dzielą bardzo podobną wizję hip-hopu – pełnego duszy, soulującego, ale otwartego na nowoczesne, elektroniczne rozwiązania – dzięki czemu płycie udało się zachować spójność także pod względem brzmieniowym. Tak, słuchając tej płyty, nie miałem poczucia, że w gruncie rzeczy obcuję ze składanką. A że dobór wykonawców odbył się tu na nieco nepotycznych zasadach, czyli po znajomości? Cóż, chciałoby się więcej takiego „kolesiostwa” w muzyce.
Niniejszy soundtrack wygrywa na jeszcze jednej płaszczyźnie, umiejętnie balansując między popowymi ambicjami a surowością brzmienia. Z jednej strony mamy więc cukierkowy, niezobowiązujący wokal The Weeknda w zamykającym płytę „Pray For Me”. Z drugiej strony zimne, wydrążone „Oops” z obłędną frazą „You’re dead to me” w refrenie. Ten numer to w ogóle jeden z highlightów tego albumu. Ale czy mogło być inaczej? W końcu odpowiadają za niego dwaj najwięksi wizjonerzy współczesnego hip-hopu: Vince Staples i Lamar właśnie.
Czy soundtrack do „Czarnej Pantery” zapisze się jakoś w historii ścieżek dźwiękowych? Czas pokaże. Póki co cieszmy się pierwszym naprawdę mocnym hip-hopowym krążkiem w tym roku.
Karol Stefańczyk
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. Kendrick Lamar – “Black Panther”
2. Kendrick Lamar & SZA – “All the Stars”
3. Schoolboy Q, 2 Chainz & Saudi – “X”
4. Khalid & Swae Lee – “The Ways”
5. Vince Staples & Yugen Blakrok – “Opps”
6. Jorja Smith – “I Am”
7. SOB X RBE – “Paramedic!”
8. Ab-Soul, Anderson .Paak & James Blake – “Bloody Waters”
9. Jay Rock, Kendrick Lamar, Future & James Blake – “King’s Dead”
10. “Redemption Interlude”
11. Zacari & Babes Wodumo – “Redemption”
12. Mozzy, Sjava & Reason – “Seasons”
13. Kendrick Lamar & Travis Scott – “Big Shot”
14. The Weeknd & Kendrick Lamar – “Pray for Me”