Roisin Murphy – „Hairless Toys”

Luksusowy pop.

2015.05.27

opublikował:


Roisin Murphy – „Hairless Toys”

Zdziwią się ci, którzy czekali na kontynuację „Overpowered”. Bo choć wydany przed pięcioma laty luźny singiel „Momma`s Place” pokazywał, że artystka wciąż chce być królową parkietów, to na „Hairless Toys” znajdziemy ledwie szczątkowe ślady „starej” Roisin. Trudno się dziwić, na przestrzeni ośmiu lat życie byłej wokalistki Moloko wywróciło się do góry nogami. Pierwsze dziecko, rozstanie z partnerem, potem nowa miłość i drugie dziecko. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Roisin ma już czwórkę z przodu. Spokojnie, nie starzeje się. Raczej dojrzewa. Wystarczy na nią spojrzeć – stylowa, elegancka, dostojna. Choć jej muzyce nie zawsze wychodzi to na dobre.

Zapał związany z latami oczekiwań na nową płytę mocno ostudziła udostępniona na początku roku piosenka „Gone Fishing”. Roisin Murphy, niegdyś gwiazda klubów w całej Europie, dziś siada w kącie i niemrawo nuci pod nosem na tle dubowego podkładu. Przez moment czujemy rozczarowanie, przeradzające się stopniowo w obojętność względem przezroczystego utworu. Na szczęście po chwili Roisin wyrywa nas z letargu pulsującą przyjemnym funkiem, kołyszącą piosenką „Evil Eyes”. Utwór ma w sobie coś z ducha ejtisowego wcielenia Grace Jones, jednej z największych idolek Murphy.

Rozczarowuje za to znany z singla „Exploitation”. Podjeżdżające pod muzykę latynoską gitarowe zagrywki może i intrygują w korespondencji z house`owym bitem, ale w żaden sposób nie zachwycają. Poza tym Roisin i współpracujący z nią producent Eddie Stevens (pracował z Murphy przy płytach Moloko i jej solowym debiucie) rozciągnęli wersję albumową do ponad dziewięciu minut. Niestety, wraz z „Exploitation” ugrzęźniemy na dłużej, bowiem kolejnemu w zestawie, „Univited Guest” brakuje finezji i niestety nie zmieni tego nawet rozmarzona, dreampopowa wstawka w drugiej połowie utworu. To druga na „Hailress Toys” wycieczka w dubowe klimaty i druga nieudana. Jeszcze gorzej robi się w „Exile”. Rozpoczyna się ładnym brzmieniem rhodesa, ale potem wchodzi nieco knajpiana gitara i dryfujemy w stronę bluesa, którego Roisin ewidentnie nie czuje. Brytyjski klub to jedno, ale śmierdząca whisky i papierosowym dymem amerykańska knajpa to zupełnie inna historia. I tę drugą Roisin powinna pozostawić dla geniuszy pokroju Toma Waitsa.

„House of Glass” to z kolei minimal podbity gitarowymi zagrywkami a la Nile Rodgers i mocą hi-hatów. To kierunek, w którym powinno iść wcześniejsze, przekombinowane „Exploitation”. Po serii koszmarów wracamy więc na właściwe tory z nadzieją na szczęśliwy koniec.

No i proszę – na deser dostajemy dwie perełki. Utrzymana w konwencji walca tytułowa ballada z pięknie narastającym refrenem i nastającym po nim wyciszeniem to nie tylko najmocniejszy punkt „Hailess Toys”, ale też jedna z najbardziej urokliwych piosenek tego roku. Finał niewiele gorszy. I znów wspaniały refren, w którym nieco wyciszona na całej płycie Roisin wreszcie śpiewa głośniej wparta brzmieniem gitary akustycznej.

Po takim zwieńczeniu przez moment chce się zapomnieć o wszystkich złych rzeczach słyszanych na tej płycie, ale omyłkowo włączona opcja „repeat” sprowadza na ziemię. Nie wszystko się Roisin udało. Dwubiegunowość „Hairless Toys” – obecność utworów bardzo dobrych, ale też boleśnie słabych sprawia, że z perspektywy czasu będzie się o nowej płycie Murphy mówić, że „ma momenty”. Trzecia solowa płyta artystki to taki wysublimowany, luksusowy pop. Bogato zaaranżowany, ale czasami niestety pusty w środku.

Roisin Murphy – „Hairless Toys”

Play It Again Sam

Tracklista:

1. Gone Fishing

2. Evil Eyes

3. Exploitation

4. Uninvited Guest

5. Exile

6. House of Glass

7. Hairless Toys (Gotta Hurt)

8. Unputdownable

Polecane