foto: mat. pras.
“Zwiastuję urodzaj, dostatku talizman / w czarnych karocach jeździ moja dywizja / Nadchodzi schizma, choć mocną mam wiarę / bo wielu z tej sceny to pedalski harem” – rapuje Paluch w otwierającym album kawałku tytułowym i już wiemy, czego możemy się spodziewać. Aczkolwiek do tego nie trzeba było raczej nawet włączać płyty, bo przy częstotliwości wydawania przez poznaniaka płyt, siłą rzeczy pewne schematy powtarzać się muszą.
A tempo Paluch sobie narzucił zabójcze. “Złota owca” to jego trzeci longplay na przestrzeni 20 miesięcy. Dwa poprzednie – “10/29” i “Ostatni krzyk osiedla” – sprzedały się łącznie w nakła blisko 100 tys. egzemplarzy, co na rodzimej scenie muzycznej jest wynikiem rewelacyjnym. Paluch uczciwie i konsekwentnie wypracował sobie na naszej scenie taką pozycję, której zazdrościć może mu bez mała 95% konkurencji. I on ma tego świadomość, o czym często na nowym krążku nawija.
“Złota owca” łączy wszystkie elementy, które w twórczości szefowi Biura Ochrony Rapu wysuwały się na czoło. Dostaje się reprezentantom polskiego hip-hopu, z którymi Paluchowi niezbyt po drodze (“Pamiętam, w rapie szambo wybiło parę lat temu / Wtedy też dla hajsu kurwa z Verby robili raperów” w ciekawym syntetyku od Julasa “Biohazard”), jest sporo linijek o wygrywaniu życia oraz długiej drodze przebytej w drodze po spokój i materialne bezpieczeństwo („Jebany know-how na życie, ziomek, mam w małym palcu / Wyjebane w listę zasług, to nie kolekcjoner laurów / Nadal nic nowego, rozwój, w jedną stronę ticket / Droga z zimnych klatek do salonu, przed kominek”), po rozkminki na temat tego, jak łatwo dać się porwać pustemu, nocnemu życiu w wielkomiejskiej rzeczywistości („Sumienie ledwo dyszy, nie spojrzy w oczy dziecku / Noc polarna w jego życiu, sępy mówią dobry wieczór” to fragment naprawdę mocnego “Placu zabaw”).
Czyli tak naprawdę Paluch na “Złotej owcy” żadnej nowej drogi nie wytacza, gładko poruszając się po dobrze mu znanych rejonach. Biorąc pod uwagę jego doskonałe ucho do bitów (tutaj te najmocniejsze kąski to zasługa WhiteHouse Records, Enzu i Julasa), świetne flow i energię – jego się po prostu dobrze słucha i nie trzeba być fanem ulicznej konwencji czy ultrasem poznańskiej szkoły rapowej. Paluch to prostu jedna z wizytówek naszej sceny, człowiek, który może spokojnie pozwolić sobie na zaproszenie na płytę Sariusa, Quebonafide czy Kobika i wkomponowanie ich idealnie pod swoją stylówkę (chociaż “Sterylnie” z Quebo chyba lepiej by wypadło bez kombinowania z wokalami – panowie rzucają tam mocne linijki i wszystko i bez tego bangla elegancko).
Szkopuł jedynie w tym, że nawet ulubiona potrawa spożywana za często (może poza pizzą) w pewnym momencie zaczyna się nudzić. Ze “Złotą owcą” trochę tak jest – wszystko rozłożone na czynniki pierwsze się zgadza, bo też Paluch nie pozwala sobie na zejście poniżej pewnego poziomu. Ale może przydałby się jakiś dłuższy urlop, by odbiorca nabrał na nowo głodu wobec jego nowych linijek?
Andrzej Cała
Ocena: 3,5/5
Tracklista:
1. Złota owca
2. Kontrola jakości ft. Szpaku
3. Głód
4. Krótka piłka ft. Sarius
5. List w butelce
6. Mam ten luksus ft. Gedz/Kobik
7. Cardio
8. Plac zabaw
9. Dym
10. Sterylnie ft. Quebonafide
11. Biohazard
12. Zły sen
13. Zimne ognie
14. Za blisko