W informacji prasowej o Otsochodzi pisze sie jako największej zagadce polskiego rapu. A właśnie że nie. Młody warszawskiraper unika jakiejkolwiek kreacji – artystowskiej otoczki, maniery, aury tajemnicy. Chłopak jest na zupełnych antypodach tego, o co zabiegają podobni stażem koledzy po fachu: usilnego kombinowania, tekstów pisanych pod Geniusa, nikomu niepotrzebnych eksperymentów. „Slam” jest ostentacyjnie staroświecki, niedzisiejszy.Otsochodzi – znany też jako Młody Jan – buduje klimat warszawskich blokowisk przełomu wieków. Człowiek słucha go i chce odpalić stare krążki: pierwszy Płomień, Stare Miasto, OMP, „Opowieści z podwórkowej ławki” RHX. Właściwie to historia zatacza piękne koło – oto gość z rocznika 1996, zakontraktowany w Asfalcie, przywołuje na myśl wczesne pozycje z katalogu tej wytwórni (i nie tylko).
Ktoś może uznać, że to hip-hop przewidywalny, napędzany tylko sentymentem. Może i tak, ale nie w przypadku Janka. Za chłopakiem stoi oczywiście bardzo wyraźna tradycja – Nowy Jork lat 90., wspomniana już warszawska scena (w bardziej „jasnym” wydaniu). Nie można jednak powiedzieć, że gospodarz „Slam” wyczerpał wszystkie swoje możliwości już na debiucie. Ten w stosunku do ubiegłorocznej EP-ki „7” wydaje się bardziej urozmaicony. Wprawdzie ton nadaje znów produkcja inspirowana Da Beatminerz, D.I.T.C. czy A Tribe Called Quest, ale nie robiłbym z Otsochodzi kolejnego trueschoolowca. Te ciężkie podkłady kilkukrotnie przełamane są lżejszymi momentami – przyspieszonym wokalnym samplem w nagraniu otwierającym (wyprodukowanym przez Ostrego) czy wygrane na syntezatorach, a jak różne od siebie „A&K” i „Więcej ruchów, mniej…”. „Kwestia nastawienia” to też już nieco inny, bardziej Outkastowy lot. Dobór tego typu podkładów skutecznie chroni Janka przed zarzutami o granie na jedno kopyto. A jeśli wątpicie w to, czy ten raper odnajdzie się na bardziej nowoczesnych podkładach, sprawdźcie choćby jego zwrotkę na ostatnich Młodych Wilkach.
Jeśli coś można zarzucić „Slam”, to tekstową wtórność. Słychać, że Otsochodzi już teraz walczy ze swoim wizerunkiem i za nic nie chce się złapać w schemat (zobacz chociażby drugą zwrotkę o gibonach w „Bon Voyage”), ale tę narrację opartą na codzienności trzeba jeszcze doszlifować. Opowieści o zwykłym życiu ujmują bezpretensjonalnością, jednak trzeba najpierw umieć tę rzeczywistość obserwować i wychwytywać znaczące szczegóły. Tej tekstowej błyskotliwości Jankowi trochę brakuje. Co z tego, skoro „Slamu” – za sprawą charyzmatycznego, wszechstronnego gospodarza – zwyczajnie chce się słuchać.