Honoru pierwszej płyty bronią przeboje. „She Wants To Move” N.E.R.D., „Shut Up And Let Me Go” Ting Tingsów i „Stop Me” duetu Ronson/Merriweather to parkietowe killery, przy których kończyny same zaczynają się uginać. Obok nich krzykliwe Gossip, patetyczne Glasvegas, reggae’ująca Maria Sadowska oraz gitarowe koszmarki pokroju Good Charlotte i Apotygmy Berzerk. Na tej płycie warto natomiast dłużej zatrzymać się przy numerze 9. Stellastarr* to znakomita i niemal kompletnie nierozpoznawalna w Polsce kapela z Nowego Jorku. Rockowo – new wave’owe inklinacje ich piosenki „Sweet Troubled Soul” każą przypuszczać, że Amerykanie świetnie sprawdziliby się na polskim koncercie obok, dajmy na to, The Rapture. Włodarze Orange Music Festivalu, dlaczego nie zaprosić ich za rok pod Pałac Kultury i Nauki?
Na drugiej płycie rzuca się w oczy wysoki poziom polskich nadziei muzyki elektronicznej. I Skinny Patrini i Plastic to marki sprawdzone – także przez widzów festiwalu, na którym obie formacje wystąpiły we wrześniu. Ubiegłoroczną edycję imprezy przypomni „Perfect Gentleman” Wyclefa Jeana, jest też coś dla starszych fanów elektroniki (Groove Armada, Kosheen), licealistów, zazdroszczących rodzicom młodości, przypadającej na lata 80. (Calvin Harris) oraz najlepszy na krążku hymn minionego roku, „Kids” MGMT. Jest też łyżka dziegciu w postaci fatalnego utworu The Crystal Method, zespołu, którego twórczość wywołuje dziś rumieńce wyłącznie u stałych bywalców osiedlowych bud z grami video.
Idąc tropem składanki „Orange Warsaw Festival Sounds” możemy spodziewać się, że w przyszłym roku do sklepów trafi jej kolejna część, tym razem podsumowująca trzecią edycję imprezy. Kto na niej może się znaleźć? To może ja nieśmiało podam swoje typy: Beck, TV On The Radio, Mos Def, Platinum Pied Pipers…