grafika: mat. pras.
Dawno tytuły piosenek nie były tak pomocne w pisaniu recenzji. Weźmy tylko kilka pierwszych z brzegu: „Hole in the Universe”, „In the Middle of the Rainbow”, „Summer Waves”, „Happy Pills”, „Galaxy Sounds”. Czujecie te kosmiczne, narkotykowe obrazy, które wyzierają z tych fraz? Nie? To spróbujmy inaczej.
Z debiutanckim albumem niXes, nowego projektu Ani Rusowicz i Kuby Galińskiego, związany jest termin „neopsychodelia”. To słowo-klucz, które dobrze opisuje to, co dzieje się na omawianej tu płycie, ale jest to jednocześnie słowo na tyle pojemne, że jego znaczenie w kontekście „niXes” zrozumiecie w pełni dopiero po odsłuchaniu krążka. Czyli: „neopsychodelia” na początku nic Wam prawdopodobnie nie powie, ale po zaznajomieniu się z albumem złapiecie się za głowę i przyznacie, że w tym określeniu jest schowana jakby esencja.
Na „niXes” Rusowicz wypada poza orbitę oczekiwań wielu słuchaczy. Na upartego znajdziecie nić powiązania z jej big-bitową przeszłością, ale bez przesady. Ten projekt jest w ogóle trudno jednoznacznie sklasyfikować. Użycie syntezatorów, to, w jaki sposób osiągany jest efekt kosmicznego, olśniewającego brzmienia, przywodzi na myśl sugerowane już przez innych recenzentów Tame Impala, ale proszę nie stawiać znaku równości między niXes a TI. W końcu zespół Kevina Parkera wypracował w ostatnich latach na tyle oryginalny styl, że każda próba przejęcia go byłaby właściwie plagiatem. niXes są tego świadomi, więc zbliżają się do Tame Impala ostrożnie, biorąc tylko pewne kolory ich dźwięków.
Nasz rodzimy duet jest jednak bardziej selektywny w brzmieniu, oszczędniejszy w elektronice, nie tak masywny, gęsty i klubowy. Niektóre motywy są wprawdzie oczywiste (np. te w refrenach „Galaxy Sounds” czy „Paper Plane”), ale w większości przypadków rdzeń utworów leży gdzie indziej. Na „niXes” dają o sobie znać mimo wszystko fascynacje Rusowicz rockiem przełomu lat 60. i 70. Szczególnie konwencjonalny i bardzo retro jest środek płyty. „Exorcism”, „Missing at Sea” czy „Happy Pills” z charakterystycznym, brudnym brzmieniem są tego najlepszymi przykładami. To rzeczy z gatunku tych, które w ostatnich latach próbowali uprawiać m.in. Blues Pills.
Psychodelia lat 70. nadaje ważnego rysu „niXes”, ale wydaje mi się, że jest też pewnym gorsetem, ciężarem dla tego projektu. Wierność dawnym wzorcom może i jest jasnym drogowskazem, jednak nie pozwala postawić kropki nad „i” oraz nazwać tego projektu w pełni innowacyjnym. Szkoda, bo potencjał jest bardzo duży. Gdy wchodziły pierwsze dźwięki „Hole in the Universe”, byłem pewien, że dostanę coś w stylu „You’re Dead!” Flying Lotusa, zupełny odlot w poprzek gatunków, podróż na drugą stronę lustra. Tymczasem niXes, owszem, nie raz i nie dwa po drugiej stronie lustra są, ale zbyt często podążają tam ścieżkami wytyczonymi przez poprzedników. Psychodelia musi być w stu procentach własnym lotem, jeśli chce pozostać psychodelią. Inaczej jest opowieścią o cudzym tripie.
Karol Stefańczyk
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. Hole in the Universe
2. Circles
3. In the Middle of the Rainbow
4. Summer Waves
5. Don’t You Wanna
6. Exorcisms
7. Missing at Sea
8. Happy Pills
9. Galaxy Sounds
10. Paper Planes