Motörhead – „The Wörld Is Yours”

Świat należy do Motörhead

2011.02.17

opublikował:


Motörhead – „The Wörld Is Yours”

6 grudnia ubiegłego roku panowie z Motörhead przedstawiając teledysk do utworu „Get Back In Line” ze zbliżającej się, dwudziestej już, studyjnej płyty „The Wörld Is Yours” zabawili się w świętych Mikołajów. Sama piosenka jak i teledysk, będące kwintesencją stylu wypracowanego przez lata i uwielbianego na całym świecie, zaostrzały apetyty na najnowszy krążek Brytyjczyków. Charakterystyczny, przepity głos Lemmy`ego Kilmistera, pędząca sekcja rytmiczna, uzależniające riffy, buntownicze hasła (jak chociażby „Fuck The Establishment” w klipie, w którym członkowie zespołu robią niezłą zadymę) – to przecież znaki firmowe autorów „Iron Fist” czy „Ace Of Spades”.   

Wszyscy, którzy czekali na nowy album dziadków (chociaż za to określenie Lemmy i spółka pewnie daliby w zęby) z Londynu już po pierwszych dźwiękach „The Wörld Is Yours” mogą poczuć się usatysfakcjonowani. Otwierający krążek „Born To Lose” ma w sobie wszystko, co w Motörhead najlepsze. Bo unikatowym talentem panów z Londynu jest przekuwanie wtórności w nową jakość. Już patrząc na artwork czy tytuły utworów można mieć wrażenie, że to wszystko już gdzieś widzieliśmy a Lemmy i spółka z braku pomysłów kopiują swoje stare patenty. Nic bardziej mylnego. Zamiast odcinania kuponów dostajemy efekt konsekwencji dojrzałych twórców. Utwory nawiązują do klasyki, jednak brzmią świeżo i z pazurem. Z pewnością niemała w tym zasługa producenta – Camerona Webba, który współpracował z Motörhead już przy czterech wcześniejszych albumach.

Teksty wpisują się w przyjęta przez Motörhead konwencję – Lemmy śpiewa o wyjętych spod prawa („Outlaw”), o muzyce rockowej która urosła do rangi religii („Rock`n`Roll Music”) czy naszpikowane hasłami i skojarzeniami „Born To Lose”, najbardziej przywołujące na myśl stare czasy. Rewelacji ani rewolucji nie ma, ale przecież nie o to chodziło.

„The Wörld is Yours” to szybki, bo trwajacy niecałe 40 minut strzał w zęby. Dzięki swojej spójności krążek cały czas trzyma w napięciu. Trudno jest wyróżnić konkretne utwory, ponieważ albumu – jako zwartej całości – słucha się na raz. Warto jednak zwrócić uwagę choćby na motyw gitarowy z „Waiting For The Snake” – wbijający się w głowę i kojarzący się bardziej z Queens Of The Stone Age niż „Overkill”. Słychać, że muzycy Motörhead to doświadczeni, sprawni instrumentaliści, którzy od solówkowych napinek wolą solidne, masywne brzmienie podparte dobrą zabawą.

„Bye Bye Bitch Bye Bye”, ostatni i najbardziej przebojowy numer na płycie, to wyraźny sygnał, że Lemmy Kilmister, Phil Campbell i Mikkey Dee nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. A patrząc na tempo nagrywanych przez Londyńczyków albumów (w ciągu ostatnich dziesięciu lat panowie wydali pięć albumów z premierowym materiałem), następcy „The Wörld Is Yours” możemy spodziewać się całkiem niedługo.

We wkładce znajdziemy wypowiedź Lemmy`ego, który (bez udawanej skromności) przyznaje, że udało mu się osiągnąć swój cel tworząc niezapomnianą kapelę rockową. Trudno się z nim nie zgodzić. Ze świecą szukać drugiej takiej załogi, która od ponad 35 lat, wierna swoim ideałom, nie bacząc na zmieniające się mody jest inspiracją dla rzesz coraz to młodszych zespołów. A „The Wörld is Yours” to dobre potwierdzenie tezy Kilmistera, że kiedy nadejdzie dzień, w którym zabraknie Motörhead, pojawi się przestrzeń nie dająca się nijak zapełnić. Dlatego cieszmy się, że podczas zbliżającej się trasy koncertowej jedna z najgłośniejszych i ostatnich prawdziwych kapel rockowych zagra również w Polsce!

Tagi


Polecane