Niestety, media branżowe przegapiły premierę trzeciej, solowej płyty katowickiego rapera Miuosha. Wolały w tym samym czasie rozpisywać się o przehype`owanym krążku Mesa czy fryzurze Zeusa. A szkoda, bo gdyby jutro w kalendarzu pojawiła się kartka z datą „31 grudnia”, to tytuł najlepszej płyty w 2011 roku trafiłby bezdyskusyjnie do Miuosha. W końcu Śląsk, czyli tytułowa „Piąta Strona Świata”, obudził się z kilkuletniej śpiączki i powoli wraca do czasów, gdy jeszcze mógł równać się z obecnie niedoścignioną warszawską sceną.
Choć to młodszym słuchaczom wyda się nieprawdopodobne, ale kiedyś – jeszcze za czasów, gdy cukier i benzyna niewiele miały wspólnego z pięciozłotówką – śląscy raperzy szli łeb w łeb ze swoimi kolegami z Poznania i Warszawy. Przemilczeć zawiść, animozje i zwyczajny pech, jaki pogrążył południową scenę w letargu, nie sposób. Śląsk to cmentarz talentów. Wystarczy wyobrazić sobie, jak dobra byłaby druga płyta HST, gdyby ten najpierw był w stanie ją nagrać…? Ale o tym, mam nadzieję, jeszcze kiedyś się przekonamy. Póki co, mamy GrubSona, Skorupa, Miuosha i paru innych, którzy nastawiają pozytywnie, co do przyszłości śląskiego rapu. A na tym Śląsku, nie jest tak źle, jak to przedstawia Miuosh na swojej płycie…
Płycie wyprodukowanej w sposób rewelacyjny – trudno o tym nie wspomnieć, słuchając szesnastu równych utworów zawartych na „Piątej Stronie Świata”. W podkładach słychać doświadczenie Bob Aira oraz wyobraźnię Emdeka. Mnóstwo barwnych sampli porozrzucanych po kawałkach niczym puzzle, stworzyło niezapomniany, wprost fenomenalny klimat albumu. Aby była jasność; na tej płycie nie ma słabych kawałków, zapychaczy czy niepotrzebnych skitów. Mamy 16 utworów, z których każdy równie dobrze mógłby być singlem. Rozpoczynając od tytułowej „Piątej Strony Świata” z zapożyczonym fragmentem wokalu Jana Skrzeka, śląskiego bluesmana, po drapieżnym „Pluję na to” z gościnnym udziałem Onara i Młodego, czy wzruszającym „Ta ziemia” z ciekawym, samplowanym motywem. Strona muzyczna to coś niewiarygodnego.
Z kolei warstwa tekstowa krążka, mimo, że nieco monotonna i już oklepana, nie ustępuje w niczym pozostałym mainstreamowym wydawnictwom. Oprócz problematyki rodzinnych stron rapera, teksty ukazują także progres, jaki zaliczył artysta od premiery „Pogrzebu”. Trafne spostrzeżenia nawinięte oryginalnym flow, mają odzwierciedlenie w starannie dobieranych wersach. Bez moralizatorstwa, naiwnych przemyśleń czy zbędnego patosu; za to szczerze o ludziach i muzyce. Gościnnych zwrotek na albumie jest parę, jednak gospodarz gra tu pierwsze skrzypce, i ostatnią rzeczą na „Piątej Stronie Świata”, jaka powinna Cię zachęcić do sprawdzenia albumu, to lista gości.
Ktoś kiedyś powiedział, że Śląsk to miejsce, gdzie zacierają się granice, a historia bawi się ludźmi i narodami. Na „Piątej Stronie Świata” słychać to wyraźnie. Na koniec pozostaje pytanie, czy słuchacze z różnych, polskich miast, docenią „lokalny” album Miuosha? Mam nadzieję, że tak. Zasłużona, maksymalna ocena.