Mac Miller – „Circles” (recenzja)

Pożegnalny list z zaświatów.

2020.01.21

opublikował:


Mac Miller – „Circles” (recenzja)

fot. mat. pras.

Pracując nad swoją ostatnią, wydaną za życia płytą „Swimming”, Mac Miller myślał już o kolejnym, w zamyśle bliźniaczym krążku. Dlatego nagrał jeszcze kilkanaście innych, nowych ścieżek wokalnych, do których Jon Brion dograł w ubiegłym roku podkłady. W ten sposób powstał album „Circles” – poruszający w warstwie tekstowej, ale lekki jeśli chodzi o brzmienie – pożegnalny i bardzo emocjonalny muzyczny list Maca do bliskich i fanów.

9 stycznia 2020 roku Mac Miller obchodziłby 28. urodziny. Niestety nie doczekał ich. Zmarł 7 września 2018 roku w swoim domu w San Fernando Valley – po tym, jak zażył śmiertelną dawkę narkotyków, alkoholu i leków. Śmierć rapwera i wokalisty wstrząsnęła nie tylko jego fanami, ale i całym światem muzyki. Jesienią 2019 roku po ponad rocznym śledztwie amerykańska policja zatrzymała trzech mężczyzn związanych z branżą narkotykową. To oni mieli dostarczyć Mac Millerowi podrobione narkotyki zawierające fentanyl, który jest jedną z najbardziej niebezpiecznych substancji narkotycznych. Cała trójka usłyszała już zarzuty prokuratorskie. Niesety wyroki, które otrzymają dilerzy nie przywrocą życia Millerowi. Nie wiem również, czy pośmiertny album artysty, który ukazał się w muzycznych serwisach cyfrowych w przededniu jego urodzin, będzie dla jego fanów jakimś pocieszeniem. Warto jednak posłuchać go dokładnie. I chyba nie tylko z szacunku dla autora, ale przede wszystkim dlatego, że ta wyjątkowa płyta ma – mimo wielu bardzo smutnych momentów – pozytywne przesłanie.

Wcześniej jest jednak bardzo gorzko. Bo raper, którego związek z Arianą Grande rozpadł się właśnie z powodu uzależnienia od narkotyków, sporo śpiewa o samotności. „Sometimes I get lonely. Not when I’m alone. But it’s more when I’m standin’ in crowds. That I’m feelin’ the most on my own. And I know that somebody knows me. I know somewhere there’s home. I’m startin’ to see that all I have to do is get up and go” – słyszymy w „Surf”. A takich wyznań jest na „Circles” znacznie więcej. Również w warstwie dźwiękowej – sporo utworów utrzymanych jest w klimacie nowego soulu, R&B czy wręcz popowej ballady, a nad całym materiałem unosi się „snujowaty” nastrój („Good News”, „Surf”). Jest więc refleksyjnie i melancholijnie i przede wszystkim bardzo ascetycznie. Gitara, klawisz, żywa perkusja, jakiś prosty (ale nie prostacki) bit – Jon Brion nie przeładował tych aranży, dzięki czemu na pierwszym planie jest Mac i jego historia. Poruszająca zwłaszcza w momentach, kiedy sięga po takie wersy, jak: „Everybody’s gotta live and Everybody’s gnna die. Everybody’s just wanna have a good, good time – I think you know the reason why” („Everybody”).

W tym morzu smutku jest jednak kilka jasnych momentów, beztroskiego oddechu, promieni słońca, miłości, a wreszcie nadziei na lepsze jutro. „Wake up to the moon, haven’t seen the sun in a while. But I heard that the sky’s still blue, yeah” – śpiewa Miller w „Good News”. A w zamykającym całość „Once a day” oświadcza, że: „Don’t ask me what I think. It never really mattered what I had to say. I just keep waiting for another open door to come up soon”, by chwilę później zakończyć z nadzieją: „Once a day, I rise. Once a day, I fall asleep with you. Once a day, I try, but I can’t find a single word”. Tę dobrą energię znajdziemy również we wspomnianym, neo-soulowym „Everybody” czy równie fajnie bujającym – w duchu revival – „Hand Me Downs”, który mógłby wziąć na warsztat na przykład George Porter. To najlepsze muzycznie momenty tej udanej, ale przede wszystkim prawdziwej płyty, która jest znacznie więcej, niż tylko pośmiertnym „non omnis moriar” (zbyt) wcześnie zmarłego artysty.
Artur Szklarczyk

Ocena: 3,5/5

Tracklista:

1. Circles
2. Complicated
3. Blue World
4. Good News
5. I Can See
6. Everybody
7. Woods
8. Hand Me Downs
9. That’s on Me
10. Hands
11. Surf
12. Once a Day

Polecane