foto: mat. pras.
No i wrócił. Po dwóch latach. W sam raz żeby zatęsknić? No nie wiem. Ja nie czekałem. Nie, żebym nie lubił, ale… Kortez to taki artysta, o którego naśladowcach powiedziano by w programach typu „Mam talent!”, że… już nas niczym nie zaskoczą. No właśnie – to jak to widzicie? Zaintrygował was singlem „Dobry moment”? Zaczarował całą płytą „Mój dom”? Jestem cholernie ciekawy! Bo ja jestem – jak to mówią – w kropce. Nie wiem, czy za tę płytę postawić mu dużą wódkę, czy opier… niczyć z góry na dół.
No właśnie. Swoim debiutem rozkochał pół Polski („Bumerang” był jedną z najchętniej kupowanych płyt w 2015 i 2016 roku, a jej nakład przekroczył 90 tys. egzemplarzy). Ale też – podobno – drugie pół rozśmieszył, może nawet wkurzył. Bo Kortez to taki zawodnik, którego albo się kocha, albo… nienawidzi. – Daj nam Panie Boże (jeśli istniejesz) tylko takie skrajne reakcje – chcieli by pewnie powiedzieć ci artyści, którzy żebrzą o lajki swoich (nielicznych) fanów. I wciąż czegoś im brakuje – albo talentu, albo repertuaru. A Łukasz Ferderkiewicz ma to wszystko! A już na pewno to coś, co niektórzy nazywają Iskrą Bożą.
No bo wchodzi koleś na scenę, siada przy fortepianie, światła gasną, on uderza palcem w pierwszy klawisz i… dzieje się magia. Facet działa niczym czarna dziura – pochłania energię, skupią na sobie uwagę słuchaczy. Wciąga po uszy, serce i duszę. A wiem, co mówię, bo byłem już na kilku takich koncertach. Czyli on plus pianinko. Czasem gitara. I spróbuj odetchnąć głośniej! Spróbuj zakaszleć! (Psycho)fani obok niechybnie cię ukamieniują. Przynajmniej wzrokiem.
No ale nie dajmy się zwariować. Albo „oczadzić” – jak mówią mądrzy w słowie. Bo totalną ignorancją byłoby nie zauważenie drugiej strony barykady. Czyli tych, którzy mają… alergię na frazę Korteza. Na te kluchy w buzi. I że u niego wszystko jest tak samo zaśpiewane. Czy raczej… wymruczane. Murmurando zbitego psiaka. Ej, Łukasz, nie obrażaj się chłopaku, ale ja wiem, że charyzmę masz odwrotnie proporcjonalnie wielką do swojego mikrego warsztatu wokalnego. I wiesz, co ci powiem? Mnie to wcale nie interesuje. Nie wkurza. I nie boli. Ale dopóki opowiadasz fajne historie. Sęk w tym, że na „Moim domu” z tymi opowiastkami jest może tylko trochę lepiej niż średnio…
Jak mówi sam wokalista, jego „Mój dom” to obrazowa, osadzona w czterech ścianach i dziewięciu aktach historia rozpadu związku. Płytę tworzyli ludzie z najbliższego otoczenia Korteza, a praca nad nią zajęła 18 miesięcy. Producentem, podobnie jak wypadku „Bumeranga”, był Olek Świerkot – genialny gitarzysta i muzyk sesyjny (m.in. Daniel Bloom czy projekt Męskie Grarnie Orkiestra). Większość partii instrumentalnych Kortez nagrał z kolegami ze swojego zespołu: Krzysztofem Domańskim, Kubą Galińskim, Lesławem Mateckim i Marcin „Ułanem” Ułanowskim. Za teksty odpowiedzialna była Agata Trafalska, która pracowała nad nimi z Kortezem. Pomogli im: Roman Szczepanek (znany z „Bumeranga”), Mateusz Dopieralski (Bitamina – jestem ich wielkim fanem) i Maks Kucharski (były współlokator Korteza z duetu Max Fiszer). Całości obrazu płyty dopełnia okładka, inspirowana frontem kultowej płyty „Blues” zespołu Breakout z 1971 roku. A proste, ale piękne, realistyczne zdjęcie okładkowe zrobił Konrad Prajsnar, najbliższy przyjaciel Korteza.
I wszystko OK. Tylko wspomnianej magii tu mało…
A może inaczej – to po prostu – prócz (pozytywnie) „wystającego” z całości, świetnego, „trójkowego” singla „Dobry moment” jest płyta tylko (lub aż – biorąc pod uwagę fatum tzw. drugiego albumu) poprawna. Czyli wszystko się tu zgadza, nic nie boli, ale jednak ciarek nie ma. Słychać za to, że zarówno Łukasz, jak i Olek Świerkot robili wszystko, żeby „dwójka” nie przypominała debiutu. Stąd psycho-popowa stylistyka „Wyjdź ze mną na deszcz”, czy lekko francuski klimat „We dwoje”. Albo lekki, przestrzenny aranż (i gwizdanie) w „Dobrze, że Cię mam”.
A teksty? Wiadomo – wiwisekcja (przegranego) związku, szukanie odpowiedzi na pytania, dlaczego tak się stało, co zrobiliśmy źle, jak żyć dalej. Itepe, itede. Nie wiem jak wy, ale ja czuję się trochę niezręcznie słuchając tych wynurzeń. To jednak trochę intymna sprawa – takie rozliczenia. Ale może wam teksty z „Mojego domu” pomogą podjąć tę, jedną z najtrudniejszych decyzji. Lub pozbierać się po rozstaniu. W końcu dwa miliony widzów klipu do „Dobrego momentu” (w miesiąc od premiery) nie mogą się mylić…
Artur Szklarczyk
Ocena: 3/5
Tracklista:
1. Pierwsza
2. Dobrze, że Cię mam
3. We dwoje
4. Film przed snem
5. Dobry moment
6. Nic tu po mnie
7. Dziwny sen
8. Trudny wiek
9. Wyjdź ze mną na deszcz