Kamil Pivot – „Tato Hemingway”

Tato, co to jest zwykły rap?

2018.01.10

opublikował:


Kamil Pivot – „Tato Hemingway”

foto: mat. pras.

Każdą lukę trzeba zapełnić, a to, że najczęściej muszą to robić niszowe i trafiające do maksymalnie drużyny piłkarskiej (wraz ze sztabem szkoleniowym, bo prezesa takie rzeczy nie obchodzą) projekty, to już zupełnie inna sprawa.

Nie inaczej jest z Kamilem Pivotem, którego „Tato Hemingway” jest nie tylko najbardziej rozczulającą polską hip-hopową płytą 2017 roku, ale również… tą najbardziej zwyczajną. Taką, która nie ma nic wspólnego z przebierańcami opowiadającymi ściemnione historie o niezliczonych autach, basenach, narkotykach i sztucznie napompowanych żywych imitacjach Barbie. Powoli rozpoczynając futbolowe porównania, aż się ciśnie na usta możliwość parafrazy legendarnych słów Grzegorza Skwary po pewnym meczu. Jesteście dziadami. To właśnie Pivot pod sam koniec roku wyszedł na prowadzenie i skończył sezon w czubie tabeli.

Niektórym wystarczą błyskotliwe i chwytająca opowieści o refleksyjnym wpisywaniu magicznej frazy „apteka” w systemie bankowym. Niby to głupie, ale jakże bliskie i prawdziwe każdemu, kogo nie do końca interesują puste przechwałki i minimalistyczna produkcja. Ta tutaj też jest kluczowa, bo wypada zacząć dość nietypowo i najpierw mocno pochwalić Urba, producenta całości, za skuteczne przypomnienie tego, co było najfajniejsze ponad dekadę temu w rodzimym undergroundowym rapie. Jego prześliczne soulowe „Tylko po chleb”, „Mandarynki” i „Niezgon”, czy leciutkie „Sny o Intertoto” to już połowa materiału, a przecież wypada jeszcze wspomnieć o dęciakach, które nieźle ubarwiają closer „Który Rocznik?”. Wielka, wręcz wspaniała robota faceta, którego od niepamiętnych czasów ciągle jest za mało w tej grze, podobnie jak… samego Pivota potrafiącego wykorzystać wszystkie dobrodziejstwa zaoferowane przez beatmakera.

Napisać, że „Tato Hemingway” to najlepszy materiał Pivota, to tak, jakby napisać, że Górnik Zabrze w tym sezonie jest bardzo fajną i ciekawą drużyną. To oczywiste, nie tylko dlatego, że dorobek artystyczny rapera nie należy do tych najbardziej okazałych, ale na swój fejm w podziemiu też trzeba sobie zapracować. Gdyby nie genialne „Yyy, Eee”, najjaśniejszy punkt „Materiału Producenckiego” Quiza, o „Tacie…” zapewne byśmy nie rozmawiali, a to byłaby duża strata nie tylko dla tych, którzy uważnie śledzą polską scenę.

Pół godziny wypełnione chwytliwą (i czasami pełną dwuznaczności – „Chciałem być mega raperem / ale wyszło jak z Rooneyem” – jak w „Który Rocznik?”) treścią, która u wielu powinna zamknąć się w raptem jednym numerze. Bez technicznych fajerwerków, bezsensownych szpilek wbijanych w konkurencję (ekhm, takiej to też trzeba się dorobić), z lichym głosem, który na dłuższą metę potrafi zmęczyć tak samo, jak całe płyty dziwnych jegomości ze skrótowcami w ksywce. „Tato Hemingway” to jednak coś innego – to świadectwo wystawione własnej odpowiedzialności bycia tatą. Trochę takie Q & A dla nieświadomych dorosłego, fajnego i ciepłego życia, nawet z dużym kredytem na głowie. Ba, nawet sprytnie rozpoczęcie od tego, „od czego to wszystko się zaczęło”, czyli od „Mandarynki”, które na upartego można uznać za „duchową” kontynuację „Yyy, Eee”, zmusza Pivota do pójścia za ciosem zadawanego raz za razem. Nie tylko storytellingiem, ale i celnymi puentami, z których ciężko wybrać jednego faworyta.

To nie jest stadion z pięcioma gwiazdkami. „Tato Hemingway” to najładniejsze i najbardziej zadbane boisko w okolicy, gdzie po jednej stronie siedzi niewielka grupka najwierniejszych fanów, natomiast po drugiej rodzice ze swoimi pociechami. To nie tylko sport, ale i styl życia. I brawa dla Pivota.

Dawid Bartkowski

Ocena 4/5

Tracklista:

1. Mandarynki
2. Siódmy sezon
3. Mapa Chile
4. Tylko po chleb
5. Niezgon
6. Sny o Intertoto
7. Pogoda na bluzę
8. Który rocznik?

Polecane