Bardzo się cieszę, że obaj producenci wyszli z takiego założenia. I tym bardziej się cieszę, że udało im się dotrzymać słowa. „HV/Noon” to rzecz w istocie bezpretensjonalna. Balansuje między różnymi rejestrami, nigdy jednak nie popadając w nieznośny patos. Z jednej strony brzmienie jest do bólu miejskie, zakorzenione w betonowym konkrecie i ulicznej materii. Z drugiej, pulsuje to wszystko cholernie wyraźnie, oddech tej muzyki jest szeroki i głęboki, jakby wbrew gąszczowi wieżowców, wśród których powstała.
Zwróćcie choćby uwagę na częste brzmienie perkusji i basów: nisko zawieszone, szorstkie, są jak gad, który pełznie i ociera się o płyty chodnikowe („Wilk”, „Nadważkość”). Słychać w tym styl Noona, znany od czasów mniej więcej „Muzyki poważnej”. Z drugiej strony mamy całe elektroniczne zaplecze aranżacyjne, tło pełne rozmywających się plumkań, rozbijających się o horyzont pogłosów i pojedynczych, migotliwych próbek: gitarowych, wokalnych, hi-hatów. Słucham tych podkładów i towarzyszy mi przyjemne schizofreniczne uczucie. Jakby Noon zacieśniał przestrzeń, dusił ją, a odbiorcę oswajał z klaustrofobią; HV zaś wprost przeciwnie – otwierał drzwi i wypychał nas na otwartą przestrzeń (posłuchajcie tylko zamykającego całość „Haffner”, „KIK”). To, czym zajmował się każdy z producentów, jest tylko hipotezą przyjętą na potrzeby tego tekstu, ale w kilku numerach można wyczuć, kto dłużej nad nimi siedział.
Na takich podkładach osadzono zaproszonych gości. Mamy Misię Furtak (chciałoby się więcej i dłużej, szczególnie że bogaty aranż dusi się w tych niecałych trzech minutach), ale przede wszystkim raperów. Słyszalny jest klucz w ich doborze, tak jakby kryterium nie był ani staż (mamy przynajmniej dwa pokolenia), ani popularność (choć znalazły się tu same pierwszoligowe nazwiska), ale coś, o czym na ogół polscy odbiorcy zapominają przy ocenie – głos. Taki, który odnajdzie się w tego typu muzyce i będzie potrafił się w nią wkleić. Eldo, Jotuze czy Hades dysponują wokalami odpowiednio chropowatymi i niskimi, by wtopić się w tę jesienną aurę, ale też Małpa za sprawą swojego stosunkowo wysokiego głosu potrafił złapać kontakt z rozedrganym, błąkającym się bitem.
Głos to jedno, ale zwróćcie też uwagę, że wszyscy zaproszeni MC`s piszą w sposób zupełnie niedzisiejszy. Pozbawiony kontrowersji, hasztagów, tanich linijek pod publiczkę. Z jednej strony proponują w zamian konceptualny warsztat, w którym kładzie się nacisk bardziej na pełne zwrotki aniżeli pojedyncze wersy (jeśli przeżywacie brak Asha na tym albumie, posłuchajcie „Jakbym nie miał celu” i zobaczcie, jak świetnie Małpa rekompensuje nieobecność trzeciego MC z Grammatika); z drugiej ciąg luźnych refleksji, obrazów konstruowanych na zasadzie zbliżenie/oddalenie, z których przebija zupełnie własna wizja świata, bez względu na to, czy tym światem jest własny dom (Jotuze), czy kosmos (Hades).
Jeśli coś powstrzymuje mnie od wystawienia maksymalnej oceny, to w pierwszej kolejności jest to „99” z Ostrym, który – mam wrażenie – nie do końca wyczuł kameralny, oszczędny podkład i podszedł do niego aż nazbyt inwazyjnie, energicznie. Inna sprawa, że z punktu widzenia recenzenta (ale też zwykłego słuchacza, bo to po prostu kłuje w uszy) trudno jest przymknąć oko na potwornie klejoną i szytą zwrotkę Juzka. Te zarzuty musiały więc paść. Poza tym jednak wracam do słuchania, a HV i Noonowi życzę kolejnych wspólnych projektów.
HV/Noon – „HV/Noon”
Nowe Nagrania
Tracklista:
1. 1%
2. Wilk
3. Europa Centralna
4. Mono
5. Heimat
6. Nadważkość
7. Jakbym Nie Miał Celu
8. Dysk
9. 99
10. Haffner
11. Kik