Znalazło, bo „7 Sinners” to najcięższy album, jaki Niemcy nagrali do tej pory. Co prawda, można to uznać za kontynuację stylu poprzednika, czyli świetnego „Gambling With The Devil” z 2007 roku, nie ulega jednak wątpliwości, że tutaj momentami jest jeszcze szybciej, jeszcze mocniej. Nawet produkcja Charliego Bauerfeinda wydaje się być nieco bardziej „surowa”…
Otwierający całość, powolny i bujający „Where The Sinners Go” niby zwiastuje, co czeka nas przez następne kilkadziesiąt minut, nie jest to jednak agresywne łojenie na miarę początkowego „Kill It” z poprzedniego albumu. W roli otwieracza tej płyty o wiele lepiej sprawdziłby się następny kawałek, notabene będący singlem, nośny hymn „Are You Metal?”. Tutaj już nie ma taryfy ulgowej, a dalej panowie praktycznie nie spuszczają z tonu, czego najlepszym przykładem poświęcony zmarłemu niedawno Ronniemu Jamesowi Dio, pędzący „Long Live The King”, oparty na ciętych riffach „You Stupid Mankind” i wzbogacony partią… fletu „Raise The Noise”. Ciekawostką dla fanów jest tu nieco mniej udany niż reszta utwór „Who Is Mr. Madman?”, który nawiązuje melodią i fabułą do „Perfect Gentleman” z 1994 roku. O tym, że Helloween nie zapomina o swoich korzeniach, przypominają także przebojowe „World Of Fantasy” oraz „The Sage, The Fool, The Sinner” z charakterystycznym, „zaciąganym” wokalem Derisa w zwrotkach i wysoko śpiewanym refrenem. Wszystko to okraszone melodyjnymi solówkami, tych zresztą nigdy gitarzyści Helloween nie skąpili – po raz kolejny naprawdę świetna robota.
Znalazło się też miejsce na jedną balladę. Opartemu na delikatnych klawiszach „The Smile Of The Sun” bliżej jednak poziomem i klimatem do zapomnianego „Don’t Stop Being Crazy” z 2003 roku, niż bardziej znanego przeboju grupy, jeszcze wcześniejszego „If I Could Fly”. Miły przerywnik z niepokojącymi zwrotkami i bardziej optymistycznym refrenem, choć bez rewelacji.
O ile początek płyty może specjalnie nie porywać, to jednak im dalej, tym jest coraz lepiej. I tak już do samego końca. Niewiele jest miejsca na złapanie oddechu – najpierw agresywne, w warstwie tekstowej krytykujące współczesne społeczeństwo „You Stupid Mankind”, później rewelacyjne „If A Mountain Could Talk”, typowe dla współczesnego wcielenia Helloween – lekko nie jest, co wcale nie znaczy, że mało przebojowo. Warto też zwrócić uwagę na przejmujący tekst… nawiązanie do „Paint A New World” z poprzednika ewidentne.
Najlepsze, a na pewno nie mniej dobre, zostawili jednak na koniec. Najpierw rozrywający, miejscowo wzbogacony chórami i orkiestracjami, potężny „My Sacrifice”, a na finał, zaraz po krótkim, niepokojącym wstępie, uderza oparty na świetnym riffie, monumentalny „Far In The Future” – najdłuższa i najbardziej rozbudowana kompozycja na płycie. Zmiany tempa, przeplatające się solówki, galopady perkusji, chrypliwy wokal i wrzaski Derisa… Lekkie bałaganiarstwo, które wdziera się tu w kilku momentach, to jedyna i nie tak wielka wada tego epickiego, ale też posępnego zwieńczenia płyty.
Helloween nadal ma się świetnie i ostro (dosłownie!) zagrał na nosie tym, którzy po wypuszczeniu przez zespół rocznicowej składanki i dziwnych eksperymentach z własną klasyką spisali go na straty. Cóż, jeśli po przesłuchaniu „7 Sinners” ktoś zadałby mi pytanie brzmiące „Are You Metal?”, bez wahania odpowiedziałbym mu: „Yes I Am!”