Dla części fanów zakończenie numerowanej trylogii oznaczało jednocześnie koniec Billy Talent. Inni dopiero z nadejściem czwartej, wydanej przed czterema laty płycie „Dead Silence” docenili zespół za doprecyzowanie tego, czym chce być. Mogłoby się więc wydawać, że od tego momentu Billy Talent będą nagrywać płyty na autopilocie, podobnie jak Michael Bay tworzy kolejne części „Transformersów”. Kanadyjczycy udowodnili jednak, że choć choć mają jasno wytyczoną ścieżkę, nie trzymają się jej kurczowo pozwalając sobie na ucieczki poza schemat.
Przed nagraniem „Afraid Of Heights” grupa stanęła przed trudnym wyzwaniem zastąpienia bębniącego w niej od samego początku Aarona Solowoniuka. Problemy zdrowotne sprawiły, że Solowoniuk nie był w stanie odbywać z zespołem prób i wejść z nim do studia. Billy Talent znaleźli idealne zastępstwo w postaci gwarantującego nie tylko odpowiednią prędkość, ale i moc brzmienia Jordana Hastingsa z Alexisonfire i to właśnie z nim nagrała piąty krążek w karierze. Aaron wciąż jest członkiem grupy, więc formalnie Billy Talent funkcjonują jako kwintet. Obecność Hastingsa odrobinę „dociążyła” Billy Talent, dodając mu tu i ówdzie nieco więcej posmaku charakterystycznego właśnie dla Alexisonfire. W utworze tytułowym czy „Ghost Ship of Cannibal Rats” Kanadyjczycy brzmią nadzwyczaj ciężko jak na swoje standardy. Oczywiście wysoki głos Bena Kowalewicza i jego nieco licealna maniera sprawiają, że Billy Talent wciąż pozostają sobą, niemniej warto podkreślić, że pojawiające się od zawsze w kontekście grupy określenie post-hardcore tutaj po raz pierwszy nie zostaje użyte na wyrost.
Kanadyjczycy lubują się przede wszystkim w punkowych hymnach i tych znajdziemy na „Afraid Of Heights” pełno. Począwszy od „Big Red Gun” przez „Louder Than the DJ” czy „Time-Bomb Ticking Away” aż po „This Is Our War” Kowalewicz i spółka dają fanom kwintesencję Billy Talent, czyli swoją niepodrabialną mieszankę energii i przebojowości, stworzonych do chóralnego śpiewania refrenów i melodii zapadających w pamięć już po pierwszym przesłuchaniu. Na nowej płycie grupa chętnie flirtuje również z hard rockiem, czego efekty słyszymy choćby w skandowanym „The Crutch” czy w zamykającej krążek repryzie „Afraid Of Heights”, tym razem nie tylko wolniejszej od podstawowej wersji, ale też zagranej z wykorzystaniem klawiszy i wzbogaconej o zaskakującą gitarową solówkę będącą popisem umiejętności Iana D’, który – podobnie jak w przypadku „Dead Silence” – zdecydował się samodzielnie wyprodukować płytę swojego zespołu.
„Afraid of Heights” w naturalny sposób kontynuuje drogę wytyczoną na poprzedniej płycie, dlatego jej indywidualna percepcja będzie uzależniona od tego, czy polubiliście „Dead Silence”. Na piątym krążku Kanadyjczycy pokazują, że wciąż mają ambicję, by zaspokajać nie tylko potrzeby fanów, ale także własne. W grudniu Billy Talent wystąpią w Poznaniu i Warszawie. Oby zagrali wówczas jak najwięcej nowych piosenek, bo są zwyczajnie jednymi z najlepszych w ich karierze.