Biffy Clyro – „Ellipsis”

Żadnych ofiar.

2016.08.11

opublikował:


Biffy Clyro – „Ellipsis”

Okładka „Ellipsis”, w zależności od tego jak na nią spojrzymy, powie nam o płycie całą prawdę lub też będzie jej antytezą. Oto bowiem po ambitnym i skomplikowanym „Opposities” siódmy krążek przynosi powrót do prostych form manifestowanych minimalistyczną ilustracją zdobiącą okładkę. Z drugiej jednak strony fotografię przedstawiającą nagich muzyków można interpretować jako chęć zaprezentowania czegoś naturalnego. A to z kolei nijak ma się do upstrzonej  produkcyjnymi bajerami zawartości nowej płyty Szkotów.

Na dziesięć piosenek nagranych przez Michaela Jacksona na płycie „Bad”, aż dziewięć ukazało się na singlach. Być może Simonowi Neilowi i braciom Jamesowi i Benowi Johnstonom przyświecała myśl pobicia tego rekordu, bo na nowej płycie umieścili wyłącznie utwory, które aż proszą się, by wybrać je na single. Dotychczas ochoczo flirtujący z mainstreamowymymi rozgłośniami Biffy Clyro, tym razem zatrzymali się w połowie drogi między U2 i Foo Fighters, nagrywając płytę, która niby wciąż pozostaje rockowa, ale jednocześnie spełni wymagania dystyngowanych młodych dam i ich matek.

Szkoci zawsze mieli talent do pisania przebojów i tym razem wydają się być pod tym względem w szczytowej formie. Sęk w tym, że ich nowe piosenki są często przeprodukowane i niebezpiecznie zahaczają o tandetę spod znaku choćby 3 Doors Down. Ilość aranżacyjnych smaczków w trącącym nieco najntisowym r&b „Re-arrange” przyprawia o mdłości, słuchając „Friends of Enemies” mamy wrażenie, że piosenka ma swój początek na taśmie produkcyjnej w fabryce hitów, a nie w garażu, w którym trójka młodzieńców kombinuje, jak podbić świat. Plastikowa produkcja w „Flammable” sugeruje, by wyciągnąć z mrocznych odmętów piwnicy stare płyty Alanis Morrissette czy pamiętanej głównie za sprawą przeboju „Ready to Go” formacji Republica.

Jeśli jednak przymkniemy oko na fakt, że „Ellipsis” jest bardziej wyprodukowana niż nagrana, to da się nową płytę Biffy Clyro nie tylko zaakceptować, ale nawet polubić. Mimo iż Simon Neil śmiał się, że „nikt nie chce już starego, poczciwego Biffy Clyro”, grupa chętnie dostarcza również taki produkt. W mocniejszych „Wolves of Winter” czy „Animal Style” słychać zaangażowanie, w „Medicine” Simon imponuje zróżnicowaną linią melodyczną wokalu, w „Small Wishes” grupa puszcza oko bawiąc się muzyką country. Do tego dochodzi zamykająca płytę ballada „People”. Akurat w tym przypadku bogata aranżacja nie przeszkadza, bowiem odpowiedzialny za produkcję krążka Rich Costey, odpowiedzialny choćby za „The Great Escape Artist” Jane’ Addiction czy „Absolution” Muse nie szarżuje, a dostosowuje środki wyrazu do nastroju piosenki.

Trudno nie docenić Szkotów za chęć kombinowania i nieustanne próby odświeżania swojego stylu. W laboratorium Biffy Clyro nieustannie coś się dzieje. Oczywiście nie każdy eksperyment musi przynieść przełom. Tym razem nie ma mowy o sukcesie, ale przynajmniej obyło się bez ofiar, więc nie ma nad czym rozpaczać.

 

Polecane