Agyness B. Marry – „Agyness B. Marry”

Więcej takich debiutów, proszę.

2015.04.01

opublikował:


Agyness B. Marry – „Agyness B. Marry”

Kiedy niecały rok temu niepozorna dziewczyna wychodziła na jedną ze scen poznańskiego festiwalu Spring Break, nikt chyba nie przypuszczał, że nie tylko zostanie okrzyknięta „odkryciem” tej debiutującej w sumie imprezy. Jej elektryzujący set został zauważony nie tylko na tym festiwalu, a był to dopiero drugi koncert tego „projektu”. Niewiele zabrakło, by wygrała konkurs w Jarocinie, świetnie zaprezentowała się w kilku innych ważnych dla rockowej sceny miejscach. Jej młodzieńcza i kobieca bezczelność elektryzowała i przyciągała uwagę. Jednocześnie wszyscy (mam na myśli zaprzyjaźnionych dziennikarzy muzycznych) jak stado baranów porównywaliśmy jej garażową estetykę i jakąś wrodzoną wrażliwość do Patti Smith czy PJ Harvey.

Co ciekawe, sama Agnieszka podkreślała – te pomniki rockowego kobiecego grania nigdy mnie nie inspirowały. Pokochała gitarę, jak usłyszała Led Zeppelin, zamiast szlochać do jakiegoś boysbandu dla dziewczynek, chciała być jak Kurt Cobain. To jej korzenie.

W marcu pojawił się wreszcie jej debiut. Jeden z niewielu, o którym można było spokojnie i bez obciachu mówić „oczekiwany”. Bo wszyscy debiutanci piszą o swoich dokonaniach, że są „najbardziej oczekiwanym debiutem roku”. Agyness ich wszystkich zawstydziła i skosiła. Debiut płytowy rzucił też na nią nieco inne światło. Znając ABM tylko z koncertów opowiadałem o niej nadużywając określeń typu: garaż, brud, bezczelność. Ok, na płycie to wszystko jest („Dirty Water”, „Break Up Breakdown”), ale są też inne światy. Łagodniejsze, szersze, cieplejsze („Among Lights”).  Numery znane z występów na żywo zyskały więc nowe (jeszcze lepsze!) oblicze. Niewątpliwie to zasługa Maćka Cieślaka (Lenny Valentino, Ścianka), który wziął na siebie realizację nagrań. Nie wiem czy to nie była jedna z najlepszych decyzji w dotychczasowej karierze Agyness. Poza tą, by zająć się muzyką 😉

Jak przystało na post-punkowo-rockowy materiał całość nie jest przesadnie długa. Spokojnie zmieści się na winylu. 12 charakterystycznych tracków ma kilka wspólnych mianowników. Poza wspomnianym garażowym brudem i potężnych pierwiastkiem kobiecości, to – o dziwo – również rzadko już spotykane na tej scenie połączenie przestrzeni z oszczędnością. Chwilami zadawałem sobie pytanie, która z płyt Joy Division jest ulubioną płytą muzyków… może to przez te nie zawsze przesterowane gitary, jak w przebojowym „Dirty Water”?

Zresztą, numerów, na które koniecznie powinniście zwrócić uwagę, jest więcej. Jeśli koledzy radiowcy przegapią takie kompozycje jak „Rainbow”, „My Name Is New” czy którykolwiek ze wspomnianych powyżej, to nie zasłużą na premię świąteczną ani na żadną inną.

Agyness B. Marry – „Agyness B. Marry”

Kayax

Tracklista:

1. Intro

2. Hard to Die

3. Dirty Water

4. Among Lights of Fireflies

5. She Says She Needed a Friend

6. My Name is New

7. Rainbow

8. Home

9. All My Little

10. Break Up Breakdown

11. Vaccine

12. You Live by the Sea

Polecane