Cały świat komentuje zwrotkę Kendricka Lamara, a w Polsce…
Lawina komentarzy (i utworów), jaką wywołała zwrotka Kendricka Lamara w „Control” Big Seana, wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, zaproszony do wspólnego numeru raper w sposób możliwie najbardziej perfidny i bezczelny zostawia gospodarza daleko w tyle. I robi to z premedytacją, zapowiadając to w swojej zwrotce. Po drugie, tenże raper przez kilka dobrych wersów wymienia ksywki innych raperów z branży i – zapewniwszy, że jest w nimi w koleżeńskich stosunkach – ogłasza, że ich zamorduje. Oczywiście chodzi tu o morderstwo muzyczne, chęć rywalizacji.
Mamy więc taką sytuację i cały świat wariuje. Co z tym zrobić? Na ogół sprawa jest jasna – raper A nie lubi rapera B i go dissuje. A tutaj? Kendrick niby zapewnia, że przyjaźni się z wymienionymi MC`s, a jednocześnie im grozi. Część słuchaczy i muzyków podeszła do takiej deklaracji dość topornie i jednostronnie – doszukują się ukrytych konfliktów, a u samego Lamara upatrują złe intencje, jakoby na nowo chciał poróżnić Wschodnie i Zachodnie Wybrzeże. Inni z kolei twierdzą, że ta zwrotka to nic nadzwyczajnego, a cały szum jest zupełnie bezzasadny.
W obu przypadkach błąd. Po pierwsze, tę zwrotkę trzeba nagłaśniać. Jeśli raperzy nie zinterpretują jej jak ćwierćinteligenci i nie zaczną się nawzajem dissować (a u niektórych – np. Joella Ortiza – widać takie zacięcie), może zrozumieją, że chodzi tu o dobro wspólne, jakim jest kultura hip-hop, która tylko na polu zdrowej rywalizacji może się rozwijać. Może dopiero teraz, gdy ktoś wypowiedział tę kwestię jasno i głośno, dojdzie do tego, że – jak wieszczył lata temu Hirek Wrona – „wygra hip-hop”, a nie poszczególni raperzy.
{reklama-hh}
Po drugie, jeśli ktoś ma się czuć sfrustrowany, obrażony, wykluczony itp., to na pewno nie wymienieni w „Control” raperzy, ale właśnie ci, których tam nie ma. Talib Kweli, Fabolous, Cam’ron i inni – wszyscy ci nowojorscy weterani, którzy lata temu byli bliżej lub dalej tronu królewskiego, a obecnie nagrywają syf.
Po trzecie – może słowa Kendricka wezmą sobie do serca polscy raperzy, którzy albo się kochają, albo nienawidzą. Na ogół. Zdrowa rywalizacja na pewno istnieje – co do tego nie ma wątpliwości. Często jest ona jednak rzeczą ukrytą, marginalizowaną. Może przyszła pora, by ktoś głośno ją wyraził?
Póki co jednak z taką deklaracją się nie spotkałem. A przynajmniej sobie jej nie przypominam. W oczekiwaniu na ruch ze strony polskiego środowiska – dzień, w którym raperzy podadzą sobie ręce i powiedzą sobie: „step your game up” – proponujemy ranking nagrań, w których jeden z raperów zdystansował wszystkich pozostałych. W sumie, gdy się spojrzy na tę listę, wychodzi z niej całkiem ładne notowanie kapitalnych zwrotek w polskim hip-hopie.
Ten Typ Mes w „Życzeniu Śmierci” Fabuły
To nie było łatwe zadanie – ukraść numer trzem gospodarzom w sytuacji, gdy podobnego skoku chcą dokonać inni utalentowani raperzy. Tymczasem to nie Pihowi i nie Erosowi udała się ta sztuka, ale Mesowi właśnie. „To wszystko było jak sen” – początek zwrotki brzmi znajomo? Nic dziwnego. Przez kilka dobrych wersów członek 2cztery7 błyskotliwie nawiązuje do słynnego „Juicy” Notoriousa B.I.G. I tak Mes nie czytał magazynu „Word Up”, ale Klan; nie wieszał plakatów, ale chciał zdobyć świat, a na limuzynie nie stał Heavy D, tylko Ceubina.
Ras w „Jestem Sam” Weny
Podobna sytuacja jak w przypadku Fabuły – ukraść numer Wenie mogli równie dobrze Małpa lub Jinx z Proximite, a mimo to wygrał Ras. Dlaczego? Bo w konwencji krótkich, 12-wersowych zwrotek to on najlepiej się sprawdził. Bodaj żadnemu raperowi w tak ograniczonym czasie nie udało się przemycić tylu emocji i precyzyjnych wersów. „Moje życie to instrukcja, jak się przebić bez koneksji” czy typowo Rasowe „spoko Zubilewicz, słońce świeci, gdy odeszli” będą jeszcze cytowane w cutach, zobaczycie. No i dwuwers: „Każą mi trzymać wrogów blisko – nie wiem na chuj / U mnie się nie patrzy na nich – nie wiem jak tu”, który brzmi szczególnie ironicznie, gdy zestawi się go z innym fragmentem z tego samego albumu, gdzie Wena rapuje: „Dlatego trzymam wrogów bliżej od przyjaciół”.
Laikike1 w „Absurdzie” Łoza
„Absurd” Łoza przypada na czas, gdy Laikike1 zaczął popadać w nieznośną niezrozumiałość – na tyle gęstą, że, jak dobrze pamiętamy, musiał samemu tłumaczyć swoje teksty w Internecie. Na szczęście ten piekielnie utalentowany raper ma już ten okres chyba za sobą (czego dowodem może być płyta Szopsa), a „Absurd”, całe szczęście, również nie należy do grafomańskiej części dorobku Laika. To facet, który nie wiedzieć czemu lubi mącić, podczas gdy jego warunki – głos, akcentacja, pewne, a jednocześnie trochę, hm, straceńcze flow – stworzone są jakby do czego innego: celnych, precyzyjnych wniosków, które zostają w głowie. W „Absurdzie” tego nie brakuje – polityczna zwrotka Junesa, jak cała polityka, podatna jest na przedawnienie, a wersy Laika o korporacji, wierze czy miłości mają w sobie coś z uniwersalnej frustracji. No i jak to jest złożone… Polski odpowiednik „Uncommon Valor” R.A. The Rugged Mana.
Fokus w „Zimnejfuzji” Pezeta
Skoro już jesteśmy przy karkołomnych próbach łączenia słów, w zestawieniu tym nie może zabraknąć klasycznej „Zimnejfuzji”. Pezet w 2002 roku składał rymy jak mało kto, tyle że technika nie przekładała się wtedy na pewność siebie – stąd Paweł z Ursynowa brzmiał trochę jak uczeń, który do klasówki co prawda jest przygotowany, ale trochę się boi, co mu zrobią po szkole koledzy, jeśli nie da im ściągnąć. I na tym polu przegrał z Fokusem, w którego głosie rzeczywiście można było usłyszeć chłód i wyrachowanie. Zresztą członek Pokahontaz chyba wybrał też lepsze rozwiązanie tekstowe. No bo co dziś pamiętamy z „Zimnejfuzji”? Zagęszczone rymy Fokusa czy porównania Pezeta? „Cięcie, na wstępie, elokwentnie zjem cię / A następnie Twoje zdjęcie”? Czy „Wpierdalam tylu słabych MCs jak tacos”?
Tede w remiksie „Uderz W Puchara” Sokoła i Pono
TDF kradł numery gospodarzom przynajmniej kilkukrotnie – Ostremu w „Ziom za ziomem”, Hardkorowemu Brzmieniu w „Tu się wychowałem”, HiFi Bandzie w remiksie „Puszera”… Nigdzie jednak nie zdystansował pozostałych raperów tak jak w nowej wersji „Uderz w puchara”. „Teraz to Marysia dopiero będzie w szoku”, wjeżdża Tede na mocarny bit i już od początku wiadomo, że będzie dobrze. Warszawskiego weterana najlepiej się słucha w trzech sytuacjach: gdy rapuje o swoim mieście, gdy wspomina stare czasy i gdy nawiązuje do innych raperów. Wielbicieli follow-upów mamy w Polsce wielu, ale nikt nie robi to tego z takim luzem i polotem jak Tedunio. OK, do wersów z „Wiedziałem, że tak będzie” powracało dobrych kilkudziesięciu raperów, ale czy ktoś brał na warsztat słowa Jana Pawła II? Tylko Tede może sobie pozwolić na tak nonszalancko rzucone linijki jak: „”Choć niejeden wątpił, ten moment nastąpił / I odmieni oblicze sceny, tej sceny”.
Pezet w „U Ciebie W Mieście 2”
W numerze tym formalnie nie ma gospodarza. Ot, kilku prominentnych raperów zebrało się, by promować trasę koncertową – wszyscy więc prezentują się w nagraniu na równych prawach. Czy to przeszkodziło Pezetowi, by ukraść kawałek pozostałym MCs? W żadnym wypadku. Lauru zwycięstwa nie przekazujemy Pawłowi z Ursynowa z litości, jako nagrody pocieszenia za porażkę w „Zimnejfuzji”. To nagroda jak najbardziej zasłużona, która powinna do niego trafić już chociażby za samo wejście, perfekcyjnie nawinięte: „Ej, wiesz, że widzę w tobie odbiorcę / Powiem ci, co było, kiedy nie chodziło o forsę jeszcze”. To chyba też pierwszy numer, gdy ktoś używa schematu: „dupy robią z dupy…”. Sformułowanie to tak bardzo spodobało się Pezetowi, że kilka lat później „talizmany na szczęście” zostały zastąpione przez „receptę na flotę”.
Joka w „Reprezent” Miuosha
Na czym polega unikalność raperów? Na tym, że jesteś w stanie ich rozpoznać po przeczytaniu zwrotek. Wersy Miuosha w „Reprezent” mógłby napisać każdy inny raper pochodzący z Katowic. Zwrotkę Joki – tylko on sam. Przez wiele lat nieobecny na scenie, składa rymy jak nikt inny – w staroszkolnym, nośnym, melodyjnym stylu. No i ma za sobą bogatą biografię – lata podróży, pobyt w Stanach… Geniusz tego gościnnego występu – występu cholernie konsekwentnego, poprowadzonego według pewnego konceptu – jest właśnie wypadkową tych dwu elementów: życiowego doświadczenia i rapowej świeżości. Tak, tak – Joka brzmi jak przed laty i nie brzmi zarazem. Na tym polega kunszt weterana, który potrafi połączyć zdobyte umiejętności z pragnieniem rozwoju.