W tamtych czasach Pabianice mogły służyć za scenografię do filmu o braku nadziei, frustracjach zagubionego pokolenia obserwującego upadek wielkoprzemysłowej filozofii socjalistycznej gospodarki. Pokolenia, które albo nie chciało, albo nie umiało wsiąść do rozpędzającego się pociągu postkomunistycznego, transformacyjnego komunizmu. Z całą jego dzikością i łóżkami polowymi na ulicach.
Nagrody, które Proletaryat przywoził z pierwszych swoich festiwali w Jarocinie dowodzą, że trafiali w sedno. Podobali się i publiczności i dziennikarzom. Co nie zawsze idzie w parze. To wtedy (choć nie tylko) powstawały najważniejsze utwory grupy.
Jeszcze w 1989 roku ukazuje się kaseta „Revolt”. To na niej pojawiają się utwory „Do dna”, „Zostanę żołnierzem” czy „Proletaryat”. Jednak za pełnowartościowy debiut uznaje się (i słusznie) płytę „Proletariat” z 1990 roku. Na niej pojawia się chyba najważniejszy dla zespołu hymn „Hej naprzód marsz” i kilka innych numerów, które już na stałe trafią na koncertową setlistę Proletaryatu.
Rok później pojawia się płyta „Proletaryat”. Dla porządku nazywana czasem „Proletaryat II”. Płyta tylko potwierdza pozycję zespołu na krajowej scenie i przynosi kolejne ciosy, jak „Pokój z kulą w głowie” czy „Szybko o życiu”.
Potem następuje seria płyt koncertowych, przeplatanych albumami studyjnymi i wznowieniami nagrań, których próżno było do tej pory szukać na płytach CD. Na szczęście Proletaryat nie stracił ani tej swojej charakterystycznej iskry. Oparł się też pokusom eksperymentowania i pozostał wierny sobie i swojemu stylowi.
Zanim rozfoliujecie najnowszą płytę Proletaryatu „Oko za oko”, warto sobie przypomnieć, skąd zespół przyszedł i co przyniósł ze sobą. Najlepiej w bezstratnej jakości dźwięku na WiMP. Przygotowaliśmy specjalną (i nie zawsze oczywistą) playlistę.