Zaczniemy na Ostro, bo lud dociera powoli do „Kartaginy”. „Siła Marco Polo jako producenta niewątpliwie tkwi w szczegółach i wysmakowanych wstawkach, na które zwrócimy uwagę tylko wtedy kiedy dobrze się wsłuchamy. I tak we wspomnianym <Hip Hop Hooligans> są to bębny (…)” – pisze w recenzji Marta Mrowiec, „24-letnia studentka”, co to „unika przeciętności i tego co akurat modne”. Nie będzie beki, bo tak się (i to jeszcze na studiach!) wsłuchać w bit Marco Polo, żeby usłyszeć bębny, to jest naprawdę coś. „Marco Polo nie raz wrzuca Ostrego na bardzo szybki bit by za chwilę mocno przystopować. A co robi łódzki raper? Odpowiednio przyspiesza i zwalnia a w każdym wydaniu wypada bardzo dobrze” – pisze dalej Marta. Wyobraźcie sobie. Polo przyspiesza, to i Ostry przyspiesza. Marco zwalnia, to i Adam zwalnia. Nie ma bum bap, jest bum bap. Po prostu magiczne.
Emanuel Zasuń uważa z kolei w swoim tekście , że Marco Polo się nie postarał. Ale Polak dał radę. „Na szczęście warstwa wokalna drugiego z gospodarzy ratuje ten album. O.S.T.R. pokazał się z bardzo dobrej strony, ukazując swoje najlepsze strony (trudno oprzeć się tej żelaznej logice – MF), począwszy od technicznego i szybkiego rapu przez spokojny i emocjonalny rap” – pisze Emanuel. Niestety wysiłki Adama sabotują zaproszeni: „Z drugej zaś strony pojawia się warstwa wokalna gości która już tak kolorowa nie jest. Mimo dość znaczących gości jak Lil’ Fame z grupy M.O.P, Torae czy Hades, to warstwa ta odbiega znacząco od poziomu wyznaczonego przez gospodarza” – donosi Zasuń. Problem raperów amerykańskich psujących nasze, polskie płyty jest palący. Świadomy Słuchacz powinien się tym zająć.
{sklep-cgm}
Świadomy Słuchacz na razie „przedrukowuje” jednak stare rzeczy. Na Popkillerze znalazł się tekst roztrząsający kwestię tego, czy można podrobić czyjś głos (skracając do trzech słów: można ale trudno). Rozpoczyna się od słów: „Włączając pierwszy lepszy polski numer rapowy, chyba najczęściej spotykamy się z komentarzami typu: <chujowe, nie sprawdzałem>”. Zajrzałem z ciekawości, co piszą na przykład pod Ostrym, Mesem i VNM-em i… chyba nie. Ładnie to tak uogólniać i wychodzić od błędnych założeń? No, chyba, że to na nieświadomce.
Tymczasem wracamy do „Kartaginy”. „Niesamowite, że Ostry wciąż prze do przodu i zdobywa kolejne osiągnięcia – od teraz bowiem może się szczycić tym, ze nagrał pierwszą w polskim hip-hopie tak wysokoprofilową kooperację z zagranicznym producentem” – o mamo, naprawdę myślałem, że to z fragment jakiejś kanadyjskiej recenzji tłumaczonej w Google Translate, ale to tylko Kultura Podwórka w swoim tekście reformuje i wzbogaca język polski. No cóż, przynajmniej płyta się podoba, więc będzie linkowane. Chociaż nie wszystko przypasiło: „Ogólne wrażenie psuje jednak jak zwykle Hades. Jego średniawe wersy w <Hip Hop Hooligans> można by jeszcze ścierpieć, gdyby nie zakończył ich, jak następuje: <To mój teren, a ty pierdzisz w mikrofon bigosem/Co za syf… Spróbuj lepiej zatkać odbyt nosem>”. Rzeczywiście, co za syf…” – krytykuje recenzent. A ja się zastanawiam, czy gdybym spróbował zatkać odbyt nosem i coś sobie przy tym zrobił, to mógłbym Hadesa, zaś jeszcze lepiej wytwórnię, tak po amerykańsku pozwać? Kolejny wielki dylemat dla Świadomego Słuchacza.
Kartagina część któraśtam. Recenzja na Onecie : „Jest tak, że O.S.T.R. już wiele lat i kilkanaście (!) albumów temu obsadził się w roli Mojżesza, który z łódzkich bloków niesie ludziom tablice z dekalogiem”. Dokładnie tak było. Mówi jak jest ten Marek Fall.
„Sprawdźcie Jak Marco Polo uczy Chrisa z Killing Skills zawijać tortillę, gdy przy stole padają takie deklaracje, że matryca w Lumixie się poci. Poza tym kto ma wąsy latte, a kto cappucino. Co zamówił Piotr Hallmann (UFC) na śniadanie i dlaczego Marco Polo nie potrzebuje dużej wagi do walki…” – czytam zdziwiony na stronie wydawcy . Owszem, widziałem, że można robić różne zwierzątka z balonów (a nawet balony ze zwierzątek). Ale to? Pudelek z Asfaltu? Jak ten świat idzie do przodu.
{reklama-hh}
Cyckigate, vol. 1. „Dziś z rana w prezencie od któregoś z <fanów> dostałem zablokowane konto na FB, bo zgłosił nagość na jednym ze zdjęć. Ta oburzająca kogoś <nagość> to był kadr z filmu <Oczy szeroko zamknięte> ilustrujący mój wpis o analizie kawałka <Nie padnę> przez Trelawnego i to, że się spotkaliśmy i że zaprosiliśmy go do nas na dwa dni w kwietniu, do domu, pogadać, bo ciekawy z niego gość. Żenujące, że żyjemy w czasach jebanej poprawności politycznej, gdzie goły cycek gorszy, a codziennie w telewizji widzimy śmierć, morderstwa i cały ten zły model życia, wpajany nam od pokoleń. Nagość, która jest totalnie naturalna (przypominam idiotom, że nie rodzimy się w badejach, t-shircie i kaniołce) jest najbardziej ochoczo cenzorowaną rzeczą w pop kulturze. Absurd” – napisał Sokół na oficjalnym profilu swoim i Marysi. Rozumiem wszystko poza ujęciem fana w cudzysłów. Może ów fan tylko chciał swojego idola jubileuszowo wylogować do życia ?
Cyckigate, vol. 2. „Nie jesteśmy tu po to, by spełniać Wasze oczekiwania, tylko swoje wizje. Jeśli uważasz, że ten klip to tylko cycki (jak ja nie lubię tego słowa), to jestem trochę w szoku. Bez względu na to co przedstawia jest arcy estetyczny, dobrze zmontowany i z technicznego punktu widzenia mucha nie siada. Modelki, które w nim zagrały nie są „kumpelami z ośki” i każdy, kto ma choćby nikłe poczucie estetyki to widzi” – napisał MNIAINLSC (Mam Na Imię Aleksander I Nie Lubię Słowa Cycki), broniąc przed internautami ponad sześciominutowego, artystycznego podobno teledysku pełnego biustów. I niby „mucha nie siada” (na cyckach), ale na miejscu pojechanych mimochodem „kumpeli z ośki” chyba bym się obraził.
Jeżeli chodzi o to, co i jak mówić dziewczynom z dzielni, to najlepiej na rzeczy zna się Sobota, który na swoim profilu napisał tak : „(…) a wy drogie panie starajcie sie do końca zachować twarz:) nawet jak miały byście sie wypierdolić na szpilkach,obrzygać wygniecioną i rozciągniętą już sukienkę:) czy wypadły by wam cycki ze stanika:) no w ogóle jesteście DAMY to bądźcie DAMY a jak coś to niech nikt sie nie dowie” – doradza płci pięknej.
„Ksywa Wiola momentalnie każe nam myśleć, że chodzi o kobietę. Pozory jednak mylą, bo pod tą ksywą kryje się młody radomski raper, który dopiero zaczyna zaznaczać swoją obecność na hip-hopowej mapie Radomia” – wyjaśnia portal Radomski Rap. No proszę, wystarczyło, że KęKę na chwilę wyjechał, a w Radomiu rozpanoszył się GENDER.
„Po rozczłonkowaniu się Firmy okazało się, że jej członkowie zajęli się solowymi karierami w bardzo różnych kierunkach, kazdy w takim, o który byś ich nie podejrzewał” – informuje Polski Hip-Hop, jak widać w życiowej formie od pierwszego zdania. „Jakoś nie mogę sobie wyobrazić młodych ziomków, skandujących sobie <`ała dziewczynko z AK, nosisz tajne rozkazy, warkoczyki i sukienki>… Wiecie o co chodzi…” – recenzuje autor odwdzięczając się niewygodną prawdą za „Niewygodną Prawdę 2” Tadka. Ja szczerze mówiąc mogłem sobie wyobrazić, zwłaszcza po „Pannach Wyklętych”, ale teraz rzeczywiście mam problem. Dzięki, MNIA(INLSC). Dzięki, Sobota.
Jednak tej recenzji nie zostawię tak szybko, bo unikalna. „To wszystko jest na wskroś nowoczesnym rapem, bangerowym i syntetycznym, któremu oczywiście daleko do trapów i dubstepów, bo to nie jest publikacja komercyjna sensu stricto” – pisze autor. Czyli jeżeli trap czy dubstep, to od razu komercja. Panie bloger, za trapem potrafiło stać dużo ludzkich dramatów i desperacji, a z tym dubstepem to spróbowałby to pan powiedzieć Kode9 czy Digital Mystikz.
„Siemanko! Kiedy nad miastem zbierają się czarne chmury, wiatr piździ jak w Kieleckiem, a w telewizorze ogłaszają III Wojnę Światową – pierdolę system, bunkruję się w chacie i piszę recenzję. Co dziś na tapecie? Reprezentanci Białegostoku; NON Koneksja ze swoim ostatnim materiałem <Tylko dla prawdziwych>. Co prawda mądrzy powiadają <nie oceniaj książki po okładce> ale kto do licha wymyślił ten tytuł? Polska rapgra nie przestaje mnie zaskakiwać. Ale ok nie oceniajmy, zajrzyjmy do środka, posłuchajmy… Uwaga, będzie recenzja!” – pisze Tazz. No, przynajmniej nie można powiedzieć, że nie uprzedzał. Najciekawsze jest diagnozowanie, kto robi najbardziej prawdziwy folkowy rap w Polsce. „Staram się nie porównywać raperów/producentów bo każdy jest powinien być swego rodzaju indywidualnością. Ale Donatan ze swoimi Słowiankami na tle NON wypadają po prostu blado. Bardziej obrazowo, to jak zestawić ze sobą pastisz i autentyk brzmienie. Za przykład niech posłuży poniższy fragment refrenu: <Hej! Nie daleko pada jabłko od jabłoni / nie oddalaj się od jabłoni swej gdzie byś nie był, skąd pochodzisz nie zapomnij / droga w obie strony, nie zapomnij jej”. Szczerze mówiąc nie byłem pewien, ale brzmienie jabłoni mnie przekonało. I ta droga w obie strony. Szaaaaaleństwo.
„Szanuję bardziej tych, którym może brakować skilli, czy talentu, ale robią to wiele lat, pomimo, że to co dają nie wraca do nich” – pisze Szad na Facebooku. Niepotrzebnie się martwi. Brak skilli i talentu najczęściej wraca.
Incepcja Buczera, czyli piętnowanie afer rozdmuchiwanych przez Facebooka poprzez aferkę na Facebooku. Ale tak poza tym to po ludzku napisane, o zasadach, konfidentach, normalności i tym, że jak czuć kupę, to się niedobrze robi (nie tylko Ty tak masz, głowa do góry, stary). Czytajcie , bo tu tylko fragment: „Więcej nadmuchanych sztucznie afer wyjaśnianych po facebookach. Pokolenie małolatów, które myśli, że może na trackach obrażać bezkarnie ludzi, a potem na koncertach przy konfrontacji zwieszają łby, albo proszą organizatorów o ochronę bo się boją, czy też zwyczajnie nie są wpuszczani na backstage bo są nie mile widziani w towarzystwie normalnych ludzi (znam takie przypadki i zdziwili byście sie kurwa jak wasi najbardziej wyszczekani idole stoja jak pizdy ze zwieszonymi główkami, tłumaczą kolegom po fachu których zaczepiali, że to nie tak. Aż w oczy szczypie smród kupy, którą mają w portach przy tego typu sytuacjach). Rzygać mi się chcę od tego wszystkiego”.
{program-muzyczny}
Recenzja Radara. Blog Polski Hip-Hop. „Ta płyta to w sumie duet – o ile na majku jest Radar, to za konsoletą siedzi od początku do końca 7th Swordsman – pewnie zresztą stąd taka okładka, a nie inna. 7th Swordsman to członek kolektywu USSRM, czyli Universal Secret Society of Ronin Monks – coś w klimacie podziemnego, międzynarodowego dziecka Wu Tang. I taka to właśnie muza, jak określa ją nazwa. Ciężkie perkusje, sample pobrane z filmów o wojnie w Wietnamie i z różnych zadziwiających rzeczy i klimat toczących się czołgów i parujących lasów podzwrotnikowych, gdzie zatopione są szkoły wschodnich wojowników. Medytują, walczą, ruszają na zwiad w lesie – wszystkie te akcje łatwo dają się znaleźć na tej płycie, której słucha się nieco tak, jak ogląda dzieła azjatyckich mistrzów kina: świetna atmosfera, trochę dłużyzn, doskonałe momenty, idziesz po herbatę” – szczerze mówiąc nie wiem co robić. Wyławiać szkoły z lasu, szukać podziemnego dziecka Wu, czy po prostu rezać tę herbę.
Konkurs imienia Gonix, pod tytułem „używam trudnych słów i błyszczę”. Możecie wybrać sobie ulubiony i nagrodzić autora komplementem. „Swoją drogą, to przesympatyczny gość, który między trackami nie mówi dużo, a i tak potrafi zjednać sobie publikę, nieważne czy to krótkim zdaniem, czy też czarującym uśmiechem ukazującym jego diastemę” – pisze Szymek Muzykant w relacji z koncertu Wuzeta. #1 – Diastema, w dodatku czarująca.
Monika Zapisek w mailingu V6 na temat rapera Wirusa i jego utworu (nagranego z udziałem członków zespołu Pudelsi, krakowskiego chóru gospel Joyfu Voice i Tadeusza Woźniaka: „Całość ma charakter syntezy wielopłaszczyznowej refleksji muzycznej”. #2 – Synteza wielopłaszczyznowej refeksji muzycznej, przecież jeszcze przed przesłuchaniem wiadomo, że to musi być dobre.
„Lekki, wiosenny klimat, o którym wspominałem, z czasem ulega zmianie, głównie za sprawą bitów (kilka z nich bez bólu można byłoby wyrzucić) i już tak nie cieszy jak na początku, zwłaszcza, że zmiany następują zbyt nagle. Za sprawą tej niekoherencji album wyraźnie traci swój replay value” – Piotr Zdziarstek na Popkillerze w recenzji „Pięknej pogody” Skorupa. #3 – Niekoherencja. To by było fajne słowo na brak miłości, tak swoją drogą. Albo gatunek gruszki.
„(…) to utwór pod wieloma względami katastrofalny – banalny podkład połączony z rapem o ograniczonej rytmiczności, artykulacja, delikatnie mówiąc problematyczna” – narzeka Screenagers. Co to, to nie! Rapowa blogosfera i portale to jedno, ale nie będa nam hipsterzy bezkarnie ziomeczków glanować! Emocje wzrosły, zwałszcza, że ta charakterystyka pasuje przecież do kilku rapowych umerów z ostatniego tygodnia (tak właściwie to z każdego tygodnia), ale spokojnie. Chodzi tylko o „Chleb” Doroty „Mister D” Masłowskiej. „Dreszcze gwarantowane – choć mogą być one wynikiem zarówno zachwytu jak i zażenowania” – kończy recenzent. Popatrzcie, zupełnie jak z Rapwatch.