foto: mat. pras.
1. Święty Adam? Szymon, błagam
Szymon „Woźniak” Igoronco, który bez oporów deklaruje się jako hejter, właśnie raczył zwymiotować na Ostrego tym oto tekstem. I szybko nie poczuje się lepiej, bo karma wróci. Ja odchorowałem już pierwsze zdanie jego, opublikowanego zdecydowanie zbyt pochopnie, elaboratu. „W Polsce jest kilka świętości, których nikomu za żadne skarby nie wolno jest ruszać” – pisze Szymon. Że niby on, pierwszy odważny i ostatni sprawiedliwy. No cóż, to był 2003 r., gdy dziennikarze hiphopowego „Klanu” w twarz powiedzieli Ostremu, że jest hiphopowym Lepperem i że populistycznie steruje tłumem. Całe lata, zanim pytano Laika, jak rozkminiać „Glidera”, Pjus pytał Ostrego, jak rozkminiać „Komix” z „Jazzurekcji”, nawiązując do gorączki myśli i niekończącego się pasma dygresji. O „Jazzurekcji” właśnie, ukochanej płycie wydawcy Ostrego, Tytusa, recenzent branżowego Popkillera napisał zresztą – „Nie mogłem jej przetrawić”.
Skoro już wywołałem do tablicy Laikike1’a, scenicznego frustrata naczelnego, który przy okazji drugiego POE jechał na swoim facebookowym profilu: „Oester jak zwykle, czyli chujowo”, przypomnę, że nikogo to nie zdziwiło, bo cisnął łodzianinowi już lata wcześniej. Kaaban, przez moment gwiazda rapowej blogosfery, wyrokował w 2012 roku po płycie Tabasko: „O.S.T.R. jako mc ostatecznie ląduje na śmietniku polskiego rapu”. Łukasz Łachecki rok później wymieniał na natemat.pl Ostrowskiego w gronie najgorszych raperów sugerując, że „mógłby jednak od czasu do czasu coś udowodnić, bo od 10 lat nawija ciągle to samo”. Serio, już po premierze „Jazz, dwa, trzy” z 2011 r. większą odwagą było płytę chwalić, narażając się na ataki o lizusostwo i oportunizm, niż po niej jechać. Nie wiem, w którym lesie przebywał wtedy Szymon, publicysta wyklęty.
Robienie z Ostrego świętej krowy w 2018 r. ubawiło mnie tym bardziej, że w drugim Rap Podcaście CGM pojechaliśmy po nowym albumie i do głowy nie przyszło nam gryźć się w język. Ani to, że słabsza płyta może rzucać się cieniem na całą dyskografię Ostrowskiego. No dobra, powiedzieliśmy też, że Białas przerżnął beef ze Śliwą, ale nie stawialiśmy kuriozalnych tez, że jest słabym raperem. Płyta mu nie wyszła, zdarza się. Nierówne dyskografie to sól rapu, a O.S.T.R. to i tak rapowe dobro narodowe.
2. Ze zrozumieniem, nie na goronco
Wygrywanie życia bywa słuchaczowi rapu nie w smak. Tak jak wkurzał się, że W.E.N.A. i Te-Tris nie są już źli na cały świat, bredząc o klątwie Aptaun, tak pomógł wtaczać zachlanego i zaćpanego Bonsona czy wiecznie niezadowolonego z siebie, płonącego od wewnątrz Bisza na górę OLiS. Nic dziwnego, że Igoronco nie cieszy się szczęściem Ostrego, zwłaszcza że raperowi przydarzyło się na „W drodze po…” sporo wersów nieszczęśliwych. Ból zębów jest po nich spory, acz mimo wszystko wciąż nieproporcjonalny do bólu zadka Szymona, który nie może tylko wytknąć, musi wypalić i zaorać. Dowiadujemy się, że Ostry „miał w dupie słuchaczy” i „był przekonany, że i tak, tak naprawdę, nikt uważnie jego wypocin nie słucha”, ba, już w leadzie pada „hochsztapler, który oszukał”, choć do takiego sądu nie ma jakichkolwiek podstaw.
Igoronco z tanią ironią pisze o „zdolności kreatywnego łączenia faktów” i szydzi z „gimnazjalnego poziomu porównań”. Oczywiście blefuje, więc go sprawdzam, wracając do płyty. Słyszę w „mam przestylówę, inaczej powiem: przekrój / jak chcesz to zrozumieć, to mnie, człowiek, przekrój / masz myśli mojej przekrój, gdy w twojej głowie przestój” całkiem zgrabnie rozegraną wieloznaczność słowa. Włączam „Prędkość”, a tam „szczęście pompuje do żył endorfinę / podkręć turbinę / sekundy mieszają euforię z paliwem / moc, co określa emocje w kabinie”, niezłe wejście w konwencję wyścigu, stylizacja adekwatna do tematu numeru. Idę dalej uśmiechając się do zbitki „na plaży paść na wznak / wystawić garb na skwar”, literackiego „Podróż jak Verne’a, brzegiem kufli w tawernach”, idealnie oddającej amok koncertowy,lapidarnej sekwencji hasztagów i skrótów myślowych „Emocje, akcja #KenBlock / napadam miasta #facemob / Imprezy wandal #waveshock / Ekstaza i skandal #KateMoss” czy gęsto obsianego rymami fragmentu z instrumentacją głoskową w bonusie: „kilku myślało o cudzie, gdy zamiast po wodzie chodzili po wódzie / przy takiej pogodzie niejeden gatunek uwalnia w nas ogień i puszcza hamulec”. Popłynął Igoronco z hiperbolą i wyszło ultrasłabo. Gimnazjum, tak? Oj, to do dobrej szkoły Szymon musiał chodzić. Szkoda, że nie skorzystał, najwidoczniej – domniemam w jego stylu – musiał dużo chorować. Choć ma w sobie tego Ananiasza, parówę z pierwszej ławki, która jak ludzie krwią piszą, będzie im wytykać brak przecinków. Ostry jest w „Asomii” i „All My Life” krok od śmierci, rozpadu swojego małżeństwa albo mówi o rozejściu się rodziców, godzeniu się z ojcem – serio nie ma wtedy prawa do patosu? Jestem ciekaw czy pisania pod tezę, wyrywania słów z kontekstu nauczył Igoronco rap czy publikowanie w „Tygodniku Solidarność”? Nie wiem, co jest nie tak z wersem „nikt nie wymyślił tabletki na kwit”, ale żałuję, że warsztat dziennikarski Szymona jest po tabletce gwałtu.
3. Rap nie jest do czytania
Abstrahując od tego, jak Ostry obecnie pisze, to nie jest drugi Eldo czy Taco Hemingway, wersy nie są wszystkim, równie ważnie, o ile nie ważniejsze jest to, jak je artykułuje. Pisano – odsyłam do „Gazety Magnetofonowej” i opinii Tomasza Kukołowicza z NC, że dużą zasługą jest przepracowanie języka polskiego na potrzeby rapu i umuzycznienie go.
Ostrowski jest muzykiem, głos jest dla niego instrumentem, nie jedynym zresztą, co musi Szymona irytować, jako że dwukrotnie używa sformułowania „skrzypek z Bałut” tak, jakby chciał w ten sposób zdyskredytować i niezliczone ilości godzin spędzone na przeciąganiu smyczkiem po strunach były czymś złym. To przeciąganie struny jest czymś złym, panie Woźniak. Z muzykalności Adama wynika to, że przyspiesza rytmiczniej od absolutnej większości raperów, na poziomie Mesa, Abla z Mopsem i paru innych, a na bicie odnajduje się instynktownie. Nie podśpiewuje najlepiej, może dlatego, że nigdy nie musiał tego robić, ale to za mało, by pominąć kluczowe dla rapu Ostrego i hajpu na niego słowo – flow. „Czy jesteście w stanie przedstawić któremuś raperowi bardziej obszerny akt oskarżenia?” – pyta bałwochwalczo, dla mnie retorycznie, Igoronco. Czy jesteś w stanie przestać robić z polskiego rapu czytankę i żądać poezji, tam gdzie ma być muzyka? Czemu sprowadzasz krytykę płyty do poziomu intepretacji wierszyków? – o to mógłbym zapytać autora paszkwila. Nie zdziwiłby mnie dziesięciolatek piszący teksty na poziomie nowego Otsochodzi, tylko nie ma bachora, który mógłby je tak wykonać. To co, niby tekst robi wyświetlenia Hewrze, Young Igiemu, PlanowiBe, obecnemu Tedemu?
4. Waterloo marszałka generalizacji
Igoronco z lubością zarzuca Ostremu brak logiki, a sam zachowuje się, jakby erystyka była płytą Quebonafide. Delikatnie mówiąc, autor, upojony samozadowoleniem własnym, za dużo słuchał siebie, a za mało Łony (pewno dlatego, że lewak) i nie raczy mieć wątpliwości. Smutno się robi po kolejnym, kategorycznym, skrajnie przejaskrawionym stwierdzeniu w stylu: „średnio zapoznany z rapem słuchacz nie może mieć cienia wątpliwości, że”, „trudno o bardziej niedorzeczne stwierdzenie i popis większej ignorancji”, „niekwestionowany mistrz infantylności” czy „inteligentny człowiek wprawdzie nie ma przeważnie problemu ze zrozumieniem„. Wzruszające jest to, że Szymon pragnie przemawiać w imieniu społeczności ludzi inteligentnych, bo choć nie wątpię, że się do niej zalicza, to w swoim tekście bardzo dobrze to ukrywa. Desperackie, wręcz pocieszne jest to przejście od „W drodze po szczęście” do generalizowania na temat całej dyskografii Ostrego.
„Wiadomo, że te wszystkie chwytające za serce opisy podróży zwanej życiem w stronę szczęścia, słońca, stawanie na szczycie jak Harrier, unoszenia się ponad lądem (możecie wierzyć lub nie, ale to przykłady tylko z ostatniego albumu) to tak naprawdę wymyślne zabiegi poetyckie, ale trudno się wyzbyć wrażenia, że pasują one raczej do pamiętnika małej dziewczynki niż szanowanego muzyka, który mówi ludziom jak mają żyć. A niestety O.S.T.R. robi to. Od pierwszej, do ostatniej płyty” – pisze. No właśnie niczego nie wiadomo. Z ręką na sercu, ile jest perswazji i narzucania swojej wizji świata na ostatniej płycie? Szczerze mówiąc, w samym „Cesarzu” KęKę (pozdrawiam) znajdziesz tego więcej. O.S.T.R. zaczynał od niepoważnych wersów „W natarciu Ostrowski / dęba stają nawet na żelu włoski”, potem kojarzę go głownie z kontestacją i socjologią. W tekście pada opinia, nie fakt, niczym nieudokumentowana. Gdybym zresztą wnioskował w stylu autora, to to, że najtrafniejsze z całego tego tekstu jest zdanie o mefedronie, bardzo by mnie zaniepokoiło. Bo i tekst prezentuje się, jakby ulubionym zespołem Szymona był zespół odstawienny. Parafrazując: prawdziwym problemem polskiego dziennikarstwa jest to, że aż tak mocno upodobniło się do twórczości Igoronco.
5. Rapujesz? Nie pisz.
Od lat walczę ze stereotypem pismaka jako rapera, któremu nie wyszło. Raperzy są święcie przekonani, że dziennikarz marzy o dostosowywaniu treści pod małolatów, beznadziejnym żarciu w trasie i nocach poza swoim łóżkiem, nieustannych walkach z januszami akustyki, ciuchach, których sam nigdy by nie założył, gdyby nie to, że musi je sprzedawać i milionie kretyńskich pytań od coraz głupszych mediów i mordeczek zawsze gotowych zwiesić się na ramieniu, by wydukać sakramentalne „ze mną się nie napijesz?”. Igoronco rapuje od kilkunastu lat, cóż zrobić. Ocenia innego rapera niepomny prostej zasady, że nie szczeka się z samego dołu, na kogoś kto w odróżnieniu od ciebie ma pozycję, grubą dyskografię, hajs i na wszystko to zapracował, bo wychodzisz na desperata usiłującego przewieźć się na cudzym fejmie. Ta zasada wraca co jakiś czas, ostatnio przypomnieli o niej grime’owcy. Igoronco prawi o przehajpowaniu, gdy jego numer ma 261 wyświetleń. Ostatni singiel O.S.T.R.-a: 3 011 926., czyli 11 540 razy więcej. Tak, wykonałem działanie, licząc przy okazji, że tekst Szymona zostanie wyrzucony poza nawias i nie będzie bezsensownie poróżniać słuchaczy. Przez zero się nie dzieli.
Marcin Flint