Mogielnicki to ten jegomość, który jest autorem tekstu do „Kryzysowej narzeczonej” Lady Pank. Zresztą współzakładał ten zespół. Napisał też tryliard innych tekstów piosenek, które zanucić potrafi każdy, kto choć trochę interesuje się muzyką. Ignorantów muzycznych nie liczę, nie ma sensu. Im się tylko wydaje, że się interesują. No więc ten Mogielnicki, z pewnego bezpiecznego oddalenia (siedem lat temu wyprowadził się na Dominikanę), napisał coś jakby uzupełnienie historii laski, która mogła zostać kryzysową narzeczoną, ale nie została, nigdy nie dowiedziała się, co straciła i zamiast klepać słodką biedę, przysyłała kartki nie wiadomo skąd z życzeniami Wesołych Świąt. Klasyk. Zaintrygowało mnie. Chwytam za okładkę, a na niej szacowni dziennikarze muzyczni cmokają, że książka kozak (wiadomo, wydawca umieszcza takie laurki na okładce zawsze) i że wreszcie po tylu latach dowiedzieli się, kto był tą narzeczoną. Kurde – pomyślałem sobie – ja też chcę wiedzieć! Tym bardziej, że gra wstępna kartkowania przebiegła nad wyraz atrakcyjnie i od razu przeistoczyła się w zachłanną konsumpcję nieoczekiwanego związku – jak i książka – aż do zaskakującego finału. Bo język porywisty, historia zaskakująca, tło barwnie opisane. Anegdoty mistrzowskie i przypowiastki na marginesie celne. I nagle wszystko zaczyna się zgadzać. Pętla wokół głównej bohaterki zaciska się powoli i pozwala na jednoznaczną jej identyfikację, z imienia i nazwiska! Zwłaszcza, jeśli ktoś pamięta lata 90. i miał wtedy telewizor i do gazet zaglądał. Równie atrakcyjne śledztwo prowadzi się równocześnie w celu zidentyfikowania kolegi-jebaki (przepraszam za słowo, ale…). Tym bardziej atrakcyjne, iż zdaje się nim być jeden z aktualnych ministrów, czasem jeden z byłych ministrów. Z biegiem książki… No dobra. Starczy, nie psuję zabawy.
Kiedy już z satysfakcją rozwikłałem zagadki personalne, ze spektakularnym opadem szczęki podzieliłem się sensacyjnymi newsami z najbliższymi i znajomymi, wtedy Andrzej Mogielnicki, kompletnie znienacka zadał mi cios w plecy. Wyprowadził go z najmniej oczekiwanej strony. Sympatyczny kolega, dziennikarz hiphopowy Mateusz Natali w prywatnej rozmowie o tej książce podesłał mi wywiad z autorem tejże. Wywiad, w którym wszystkie efekty mojego literacko-historycznego śledztwa zostały postawione na głowie. Zostałem elegancko zrobiony w konia. Jak dzieciak. Piękne to i zabawne. Zdaje się, że takich oszukanych jak Natali i ja jest więcej. I będzie jeszcze więcej, bo wieść o „Kryzysowej narzeczonej” rozlewa się między ludźmi, to raz, a dwa – Mogielnicki już jest w połowie prac nad kolejną książką, dla której punktem wyjścia jest jego tekst innego szlagieru wszech czasów – „Mniej niż zero”.