Fryderyki trzeba krytykować

Felieton Artura Rawicza.

2015.03.05

opublikował:


Fryderyki trzeba krytykować

Fryderyki – nagrody polskiego przemysłu muzycznego – stały się łatwym i dyżurnym celem ataków. W środę ogłoszono listę nominowanych i od razu się zaczęło. Z jednej strony to bardzo dobrze, nic nie działa tak mobilizująco jak krytyka. Z drugiej strony – odnoszę wrażanie, że niektórzy krytykują z przyzwyczajenia lub dla samego krytykowania. A prawda – moim zdaniem – leży gdzieś pośrodku.

Kiedyś krytykowaliśmy Fryderyki za bizantyjski rozrost kategorii. Było ich tle, że samo wręczanie i podziękowania wlekły się w nieskończoność, a transmisja telewizyjna dzielona była na części, bo inaczej się nie dało. Potem, ku zaskoczeniu wielu, Akademia zdecydowała się drastycznie zmniejszyć liczbę kategorii, w których przyznawano Fryderyka. I tak z kilkudziesięciu statuetek zrobiło się raptem dziesięć. W muzyce rozrywkowej zostały tylko: Płyta, Artysta, Utwór i Debiut Roku bez podziału na panie, panów, zespoły i gatunki. Larum podniosło wówczas środowisko hio-hopowe, że ich gatunek spychany jest na margines… bo wrzucany jest do jednego wora z całą resztą…. Przyznam, że wówczas opadły mi ręce, bo większej bzdury nie słyszałem. Moim zdaniem hip-hop w kwestii Fryderyków sam zepchnął się poza margines. Dla przykładu, kiedy w roku poprzedzającym redukcję kategorii rap znalazł się w jednej szufladzie z r`n`b i soulem to na ponad 180 płyt zgłoszonych w tej grupie 4 (słownie: cztery) były płytami hip-hopowymi. Zatem sorry. Ktoś tu kogoś marginalizował, czy ktoś marginalizował się sam, a potem miał pretensje, że go nikt nie zauważa?

Redukcja kategorii i brak wśród nominowanych naszych raperów stała się wreszcie impulsem do szerszej dyskusji nad tematem. Głos wielokrotnie zabierali wielcy i ważni dla sceny. Swoje skromniutkie pięć grozy dorzuciłem i ja. Piętnowałem tumiwisizm i brak zainteresowania choćby zgłoszeniami do Fryderyków. Podczas wywiadów pytałem się artystów o same Fryderyki jak i o to, czy w ogóle zgłaszali swoje wydawnictwa do tej nagrody… Często nawet nie wiedzieli, że trzeba się samemu najpierw zgłosić (może to zrobić też wydawca). A płyta, która nie została zgłoszona, nie może wbrew woli artysty czy wydawcy być choćby nominowana do statuetki.

Jak wspomniałem, w środę ogłoszono nominacje do tegorocznych Fryderyków. Liczba kategorii wzrosła, ale nie jakoś spektakularnie. Z 10 do 17. I powrócił też podział na gatunki. Nie wiem czy to słuszne posunięcie, ale niech będzie. Pojawiły się więc takie kategorie jak: Album roku: rock (w tym hard, metal, punk), hip-hop, elektronika/indie/alternatywa, pop, muzyka korzeni (w tym blues, country, folk, reggae) oraz oczywiście fonograficzny debiut roku, utwór roku i sporo kategorii w jazzie i w muzyce poważnej. Zatem hip-hop doczekał się swojej autonomicznej kategorii. Nie udało się środowisku wypracować ponad podziałami swojej własnej nagrody, to ma swoją kategorię Fryderyka. Okej.

Wraz ze wzrostem liczby kategorii wzrosła też liczba zgłoszonych wydawnictw. Zobaczcie na to zestawienie:

W roku 2015 zgłoszono:

234 albumów z polską muzyką rozrywkową (196 w poprzedniej edycji)

87 albumów jazzowych (71 w poprzedniej edycji)

126 albumów z muzyką poważną (114 w poprzedniej edycji)

266 utworów muzycznych (173 w poprzedniej edycji)

205 teledysków (kategoria wprowadzona w bieżącej edycji).

I to bardzo mnie cieszy.

Mówiłem, że wraz z ogłoszeniem nominacji rozpoczęła się fala krytyki. Zauważyłem, że najczęściej krytykowano – posądzając o jakieś spiski, układy czy inne nieczyste zagrania – nominację dla Sister Wood ze stajni Kayaxu w kategorii Fonograficzny debiut roku. Skąd krytyka? A no stąd, że nie znajdziecie na rynku płyty Sister Wood, bo nie została jeszcze wydana! Wszyscy, którzy podnosili, podnoszą i będą podnosić ten fakt jako dowód na jakieś wałki, nie zadali sobie odrobiny trudu, by sprawdzić regulamin Fryderyków. By wykonawca został zgłoszony w tej kategorii wystarczy, że opublikował oficjalny singiel. I tyle. Podobnie jak w rok czy dwa lata temu Brodka otrzymała nagrodę za… EP-kę.

Podobnie teorii spiskowych doszukuje się w przypadku nominacji dla płyty „Czarna Biała Magia” Sokoła i Marysi Starosty, bowiem płyta ta ukazała się w 2013 a nie w 2014 roku. Więc jakim cudem na szansę na Fryderyka za rok 2014? A no takim, że ukazała się 13 grudnia, a więc po terminie w którym można było zgłaszać płyty do nagród za 2013 rok. Więc cudów i wałków nie ma tu żadnych. Podobnie płyty wydane pod koniec roku 2014 będzie można zgłosić do nominacji wraz z płytami wydanymi w 2015, itd…

Dochodzimy do najcięższego zarzutu stawianego Fryderykom. Otóż często mówi się, że nagroda ta jest kompletnie skompromitowana i nie warto się o nią ubiegać. Wchodzimy równocześnie na teren ocen bardzo subiektywnych. Moim zdaniem aż tak źle z Fryderykami nie jest, choć jakoś idealnie w latach ubiegłych nie było. Jednak ciągłe zmiany jakie wprowadza Akademia, pchają te statuetki w dobrym kierunku. Wystarczy rzucić okiem na listę nominowanych za ubiegły rok. Spektakularnych pomyłek nie widzę. Serio. A jeśli kogoś nie ma, to też warto zastanowić się dlaczego.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem wczoraj nominowanych do Fryderyka 2015, zapytałem się Pablopavo, czy jego wydawnictwa były nominowane, czy przepadły w głosowaniu. Otóż, nie były. Paweł po prostu nie życzył sobie tego. Po lekturze FB kolegów dziennikarzy widzę, że nie tylko ja zadałem sobie to pytanie. Trochę szkoda, bo moim zdaniem „Polor” mógł być „Idą” naszych nagród muzycznych. Ale zdanie artysty trzeba uszanować. Nie chce to nie.

Na zakończenie jeszcze jedna refleksja. A właściwie pytanie. Czy dobrą metodą jest trzymanie się kurczowo mechanizmu, w którym to najpierw wydawca lub artysta muszą zgłosić chęć ubiegania się o Fryderyka? Czy nie zwalnia to trochę członków Akademii z trzymania ręki na pulsie i śledzenia, co w trawie piszczy? Ryzyko, że ktoś nie odbierze nagrody, bo nie, jakoś mnie nie przekonuje. Nie odbierze, to nie odbierze. Jego wola. Ale Akademia, czy szerzej -środowisko muzyczne – nie odbiera sobie w ten sposób możliwości wskazania, choćby przez samą nominację – ej, mili państwo, zwróćcie uwagę, ta i ta płyta to wybitne pozycje i warto na nie zwrócić uwagę, jeśli wam umknęły.

Tak czy siak. Wierzę, że Fryderyki są na dobrej drodze do odzyskania należnej im pozycji i wartości. I trzeba je obserwować i krytykować, ale z głową. Bo jak widać Akademia przysłuchuje się krytyce. No i trzeba, póki co, zgłaszać się samemu.

PS: Złoty Fryderyk za całokształt twórczości trafił wreszcie do Lecha Janerki! Panie Lechu, gratuluję (Jezu jak się cieszę)! Wreszcie będzie mógł pan zobaczyć, jak bardzo Fryderyk jest podobny do tego, co widzi pan w lustrze 😉

A teraz lista nominowanych (klik) 

Polecane