Dyktatura fiutów (felieton)

Każdy z nas powinien wstać i przeprosić.

2017.10.19

opublikował:


Dyktatura fiutów (felieton)

grafika: cgm.pl

Kilka dni temu wybuchła „afera Harveya Weinsteina”, wielkiego i nagradzanego producenta z fabryki snów. Niby „od zawsze” było „wiadomo”, że młode aktorki (i aktorzy) za spełnienie snów o sławie, karierze i pieniądzach płacić musiały (musieli) najstarszą walutą świata. Taki stereotyp, ale akcja #metoo każe sądzić, że wiele w nim prawdy i że przemysł filmowy, ten amerykański, taki zepsuty. I taki odległy.

Otóż, kurwa, nie. Wcale nie taki odległy. I nie taki wyjątkowy. Przemysł muzyczny jest taki sam. I pewnie każdy inny biznes. Dopiero co Kaya Jones o swoim dawnym zespole Pussycat Dolls walnęła prosto z mostu: „To nie był zespół tylko grupa prostytutek”. I mimo gwałtownych protestów koleżanek komunikat poszedł w świat i będzie żył swoim życiem. Będzie przytaczany jako dowód, że warunkiem zrobienia kariery jest klękanie i otwieranie ust. Czy prawdziwy? Jak bardzo naciągany? Nie wiem, ale na pewno krzywdzący dla wszystkich, którzy z tej drogi nie skorzystali.

Mimo wszystko słowa Jones pokazują, że przemysł muzyczny to taka sama dyktatura fiutów, a skala spontanicznej akcji #metoo poza tym, że przeraża, to każe się zastanowić, dlaczego dopiero teraz? Czemu kobiety, czemu wszyscy nie wstali i nie powiedzieli głośno „nie”, kiedy Ike Turner ćwiczył i poniewierał Tinę? Czemu złośliwe, głośne (pewnie krzywdzące) plotki, że droga Kate Bush na szczyt prowadziła przez łóżko Gilmoura nie wywołały żadnej dyskusji. Czemu dramatyczne, tym razem niestety prawdziwe, przeżycia Tori Amos wyznane światu w pieśniach „Silent All These Years” czy „Me and a Gun”, opowiadające o brutalnym gwałcie, jaki ją spotkał w wieku 21 lat, wywołały jedynie współczucie. Podobnie trauma innej ofiary gwałtu, Lady Gagi, opisana w „Til It Happens to You”.

Na naszym podwórku też działy się wstrząsające historie. Kilka lat temu Kora publikując utwór „Zabawa w chowanego” otwarcie przyznała, że była molestowana przez księdza. I co? Nic.

Po aferze Weisnsteina, balon pękł. Przerażająca lawina ruszyła. Sheryl Crow włączając się do akcji #metoo przyznaje, że menadżer jej pierwszej większej trasy, kiedy była jeszcze tylko dziewczyną z chórków…, i że piosenka „What I Can Do for You” mówi właśnie o tym. I jeszcze Bjork i jej doświadczenia z „duńskim reżyserem” na planie filmu „Tańcząc w ciemnościach”. I to jest pewnie tylko czubek góry lodowej. Bo przecież nie wszystkie, nie wszyscy, którzy padli ofiarą przemocy seksualnej, są gotowi na takie wyznania. Niekoniecznie mogą widzieć w tym sens, mieć odwagę, chcieć wracać do takich wspomnień.

Skąd taka znieczulica i bagatelizowanie sprawy? Może warto zwrócić uwagę na szersze tło. I nie, nie chcę tu nikogo tłumaczyć. Szukam mechanizmu. Te wszystkie newsy i plotki, począwszy od Piaf, Tiny, Kate Bush, Kory, Tori Amos i Lady Gagi wyświetlają nam się od lat w towarzystwie opowieści o mrocznych stronach robienia kariery w Hollywood, gdzie „młoda, początkująca aktorka” oznacza „naiwną, świeżą dupę do zerżnięcia”. Z młodymi piosenkarkami też tak może być, skoro Madonna swoje pierwsze kroki stawiała… i dziś raczej o tym głośno nie mówi, ale plotkarskie serwisy chętnie, co kilka lat do sprawy wracają. Słowa byłej członkini Pussycat Dolls utrwalą to wrażenie. Wrażenie? Cholera. To „wrażenie” jeszcze skuteczniej utrwala jakaś aura społecznego, powszechnego przyzwolenia na seksistowskie zachowania. Aura, która dzień za dniem, rok po roku, od kilku dekad utrwalana jest w klipach, zwłaszcza popowych i rapowych gwiazd i gwiazdek, w których „dupy machają cyckami” i szampan z nich spływa. Ileż tego było, jest i będzie. Dorzućmy do tego powszechność i łatwość w dostępnie do porno i zastanówmy się, skąd nabuzowane testosteronem nastolatki mają wiedzieć, gdzie jest granica, co jest normą? Że obmacywanie, że łapa na pośladku, jeśli niechciana, to już krzywda wyrządzana drugiemu człowiekowi?

Pamiętam jak kiedyś w CGM-ie zintegrowaliśmy komentarze z FB. Pozbawiając anonimowości jednocześnie pozbyliśmy się całej masy komentarzy w stylu „ruchałbym”. Problem ten dotyczył nie tylko materiałów mówiących o polskich raperkach. Praktycznie każda kobieta była tak komentowana. Im atrakcyjniejsza, tym bardziej. Nie pamiętacie? Zajrzyjcie na taki GlamRap i dowolnego newsa dotyczącego kobiety. „Musi dobrze opierdalać kolbę”, „ruchałbym w dupala”, „do garów, do miecza”. Dzieciaki nakręcają się same. Nakręca je popkultura, internety, klipy. Bez żadnej głębszej refleksji. Nikt im nie mówi o szacunku, kulturze, o godności; o tym, czym jest molestowanie, przemoc seksualna i o jej skutkach.

Przecież ten cały showbiznes, czy filmowy, czy muzyczny – wspólne cechy ma. I często gloryfikuje herosów i każe zazdrościć im tych wszystkich super przygód i panienek. Te wszystkie groupies, te legendy o fankach stojących w kolejce, by wziąć w usta Lemmy’emu przed wyjściem na scenę, te dziewczyny z LA, z którymi po hotelach balowali Led Zeppelin i Gn’R. I wiele lasek zupełnie bezrefleksyjnie podąża za tym. Tak bezrefleksyjnie, aż przekracza granicę groteski w tym dążeniu do swoich pięciu minut sławy, jak ta nasza rodaczka, której celem było dostanie się do busa robiących show z playbacku raperów z Rae Sremmurd i obsłużenie możliwie każdego, najlepiej przed kamerą smartfona. Może ofiarą takiej postaci padają właśnie chłopaki z Decapitated? Kto wie? Czas pokaże.

Ok, dewiacje były, są i będą. Ale wszyscy dajemy im żyzny grunt. A te nabuzowane chłopaki, którzy niczym się przecież nie różnią od swoich poprzedników, dzisiejszych 30-, 40-, 50-, i więcej, latków, tyle że mają do dyspozycji inne narzędzia. Skuteczniejsze. O większym zasięgu. Może do nich dotrze to, co chcą przekazać kobiety używające hashtaga „metoo”. Może kolejne pokolenie dziewczyn, kobiet, w branży muzycznej, filmowej i każdej innej będzie miało lepiej?

Jeśli dzisiejszym chłopcom uświadomi się, że jak wynika z zeszłorocznego raportu o przemocy seksualnej przygotowanego przez Fundację na rzecz Równości i Emancypacji STER, aż 88% kobiet doznało przynajmniej raz w życiu molestowania seksualnego. Z badania wynika też, że wiek, miejsce zamieszkania, status materialny, no absolutnie nic nie zmniejsza ryzyka spotkania miękkiego fiuta na swojej życiowej drodze. To oznacza, że prawie na pewno twoja matka, siostra, dziewczyna, żona, przyjaciółka, znajoma, koleżanka, córka, jak już ci wyrośnie, każda z nich… Fajnie? Nie, kurwa, nie fajnie. Wiec drogi artysto, zanim upublicznisz kolejny klip z „dupami”, bo lepiej się klikają, pomyśl dwa razy.

Lawina hashtagów #jateż przeraża i porusza. Może coś zmieni? Musi zmienić, ba jak na razie, w świetle tych 88%, każdy z nas, panowie, powinien wstać i przeprosić.

Artur Rawicz

Polecane