CGM w poszukiwaniu kluczy do zrozumienia Migos

Premiera “Culture II” już 26 stycznia. Czy na pewno warto się przed tym bronić?

2018.01.23

opublikował:


CGM w poszukiwaniu kluczy do zrozumienia Migos

foto: mat. pras.

Można się na to zżymać, można – szczególnie jeśli “wychowało” się na klasycznym rapie – z niesmakiem odwracać głowę słysząc ich kawałki, ale fakty są nieubłagane. Migos to obecnie najbardziej wpływowa i najbardziej zjawiskowa grupa w amerykańskim hip-hopie. Można mieć nadzieję, że już całkiem niedługo odpowiedni skok wykonają Brockhampton i tymi przodownikami będą ludzie uprawiający hip-hop znacznie bardziej zaawansowany lirycznie, ale na razie karty rozdają Takeoff, Quavo oraz Offset. I w ciemno zakładamy, że zapowiadane na najbliższy piątek trzecie wydawnictwo w ich dyskografii, sequel niesamowicie hitowego “Culture” sprzed niemal równo roku, z miejsca rozsiądzie się na samym szczycie Billboardu i przyniesie kilka kolejnych sztosów w dorobku trio. Jeden zresztą już znamy od blisko trzech miesięcy.

“Wieśniaki” na salonach

O tym, jakie emocje budzą Migos może świadczyć chociażby wypowiedź Pezeta z wywiadu dla Noisey Polska sprzed niespełna roku: – Nauczyłem się takiej rzeczy, że tu nie chodzi o hip-hop, tylko o to, czy coś jest dobre, czy chujowe, czy chwyci, czy chce mi się do tego tańczyć, cokolwiek. Dla mnie Migosi są chujowi. Po prostu. Kurwa, jak barszcz. Wieśniaki. Oni i im podobni. Ja tam zawsze sobie coś znajdę. I Lil Durka zdarza mi się posłuchać z zajaraniem, nie mam problemów z głupimi murzynami z getta, którzy są hustlerami. Zawsze mnie to kręciło i kręci. Połączenie ciot i wieśniaków nie kręci mnie jednak nijak. To jest poziom disco polo.

Dla przeciwwagi, Childish Gambino uważa ich za współczesnych The Beatles, a o gościnne udziały chłopaków zabiegają największe gwiazdy popu, R&B i mainstreamowego hip-hopu. Tylko w 2017 roku Migosi pojawili się w singlach m.in. Calvina Harrisa, Katy Perry, Seana Paula czy Gucciego Mane’a.

Wydaje się dość jasnym, że łatwiej odnajdą coś dla siebie w ich stylistyce młodsi słuchacze. A co ze starszymi? Jest szansa, że “Culture II” nie wyłączą po trzech minutach. – Otwarte głowy się zajarają, a ci, dla których dobry rap skończył się w 1995 będą hejtowali. Ci dla których nie liczy się wyłącznie “przekaz”, ale lubią ewolucję, eksperymenty, wariactwo, vibe i oryginalną stylówę – nie będą zawiedzeni. Przecież hip-hop w latach 90. miał też wiele odcieni, prawda? – pyta retorycznie Bisti – DJ i aktywista muzyczny, wychowany na muzyce (między innymi) Beastie Boys, a obecnie najchętniej grający disco, taneczny house i klasyki lat 80.

Ciekawie do sprawy podszedł dziennikarz Piotr Dobry, który zwrócił uwagę na pewne stylowe podobieństwo do innego klasycznego składu hiphopowego. I drugiego, częściej u nas hejtowanego. – Starsi słuchacze mogą znaleźć brzmienie gdzieś na styku inspiracji Bone Thugs-N-Harmony i Three 6 Mafią. Bonesów kochali chyba wszyscy? Mafię – jako epigonów Bonesów (mieli przecież nawet beef o kopiowanie stylu swego czasu) – już niewielu. Przynajmniej w Polsce, gdzie każde nowe zjawisko na rap-scenie trafiało z opóźnieniem i wymagało przetrawienia – a należy pamiętać, że w roku, gdy debiutowała Mafia, u nas dopiero wychodził “Alboom” Liroya – powiedział nam Dobry.

Gdzie ten OutKast?

Zaskakująco często Migosów porównuje się do duetu… OutKast. Ja mianownika między Big Boiem i A3000, a autorami “Versace, Versace” specjalnie nie dostrzegam, stąd też zwróciłem się o pomoc do cytowanych już wcześniej fachowców. – W odniesieniu do twórczości – zupełnie nie. Ale w tym sensie, że Migos to najciekawszy skład z Atlanty od czasu OutKastu – jak najbardziej. Ja tu widzę jeszcze aspekt efektywnego sprzężenia osobowości – zauważ, że pojedynczo Offset, Quavo i Takeoff praktycznie nigdy nie trafiają na listy najlepszych raperów, ale André i Big Boi też osobno rzadko kiedy się pojawiają w takich zestawieniach. Siła obydwu składów tkwi we wspólnocie – i chyba głównie w tym kontekście można je porównywać – zauważył Dobry.

W podobnym tonie wypowiedział się Bisti, podkreślając jeszcze inną kwestię: – Oni sami porównywali siebie już i do Outkast, The Beatles, Mastera P itp. itd. W kontekście Migos nie szukałbym dosłownych podobieństw do Outkast. Zbieżność może być tylko taka, że obie formacje swoje korzenie mają w Atlancie i wyróżnia je pęd do eksperymentowania plus oczywiście światowa sława. Przy czym, toutes proportions gardées, Big Boi i André 3000 oprócz kombinowania z flow i muzycznymi rewolucjami są znakomitymi tekściarzami, a Migos to triumf formy nad treścią. Nie jest to absolutnie zarzut, bo zawsze zwykłem w takich sytuacji powtarzać wszelkiej maści malkontentom – szukasz przekazu, to przeczytaj książkę. Muzyka to przede wszystkim zabawa formą, radość tworzenia, szaleństwo, a jeśli artysta ma przy okazji coś ciekawego do powiedzenia to super. A jak nie, to też dobrze.

Zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa. Ale wcale nie na jedno kopyto!

“Versace”, “Hannah Montana”, “First Night”, “T-Shirt”, “Slippery” i oczywiście w pierwszej kolejności „Bad and Boujee” – to kawałki, które przychodzą w pierwszej kolejności, gdy myślimy o trio z Atlanty. Hiciory czystej wody. O ile te pierwsze popularność zyskiwały głównie w Stanach Zjednoczonych, to za sprawą spektakularnego sukcesu “Bad and Boujee” rozpoznawalność i sympatia wobec Migos wykroczyła poza ojczyznę.

Nikt nie ma wątpliwości, że w ich muzyce podstawą jest zabawa, hedonizm, często mizoginizm. To nie jest rap dla myślicieli czy cichych wrażliwców. Ale to absolutnie nie znaczy, że jest on nudny, schematyczny i robiony na jedno kopyto. I że nie warto poszukać w nim patentów naprawdę intrygujących. – Może więc niech spróbują się z chilloutowym “Slippery” z Guccim? Albo niech sięgną po dowcipne bragga “Big on Big” o strukturze dziecięcej wyliczanki? A może mroczne “Deadz” z synthami rodem z horroru z lat 80.? Szufladka trapu mieści więcej konwencji, niż mogłoby się zdawać – przekonuje Dobry.

Bisti zaś podkreślił, że Migosów warto poznać nie tylko ze względu na ich twórczość, ale jako część pewnej sceny. I odsyła do efektownych obrazków. – Okołomuzyczna rekomendacja: fantastyczny dokument “Welcome to Atlanta” – dla wszystkich, którzy chcą poznać bliżej Migosów, nie tylko od strony muzycznej i dowiedzieć się również z czym się je hasło „trap”. A, oczywiście w tym miejscu serialowa rekomendacja, ponieważ Migos zaliczyli gościnny występ w serialu “Atlanta” w reżyserii Donalda Glovera (aka Childish Gambino) i odcinek i z ich udziałem jest pierwszorzędny.

Aha – teledyski. W kilku przypadkach te od Migosów są mini-dziełami sztuki. Sztuki mocno abstrakcyjnej. Jest suspens, jest dystans, jest regularne wywoływanie “WTF” na twarzach widzów. A to w czasach tak hurtowej produkcji kolejnych singli i materiałów wideo, wartość bezcenna. Bez ironii.

Czas na powtórkę z “kultury”!

Wiemy doskonale, że twardogłowych słuchaczy nie przekonamy. Bo nie ma w sumie czym. Nie będzie na “Culture II” podkładów DJ-a Premiera ani Apollo Browna. Będzie za to od groma auto-tune’a. Nie będzie follow-upów do Rakima czy metafor jak u Ras Kassa. No i na rozbudowane storytellingi niczym u Slick Ricka też byśmy nie liczyli. Przekaz zaś ograniczy się zapewne do motywu “jeszcze więcej hajsu, jeszcze więcej lasek, jeszcze więcej złota”.

Ale gdzieś w tym wszystkim zawiera się naturalna ewolucja gatunku. Gdzieś w bitach, na których rapują Migos, jest ogrom zapadających w pamięć kiwek. Gdzieś w tym zderzeniu stylówek jest kapitalna chemia. Gdzieś w tym są ciągłe poszukiwania. I gdzieś to nas po prostu intryguje.

Zebrał: Andrzej Cała

Polecane