Ja po dżinglach, prognozie pogody i informacjach o korkach puściłbym leniwie w eter nowe Blur. Od czasów powrotu Davida Bowie z „The Nex Day” nie mieliśmy tak ważnego comeback`u. Recenzowałem „The Magic Whip” i z perspektywy czasu uważam, że choć oceniłem tę płytę bardzo wysoko, to tekst jest zbyt mało entuzjastyczny. Znaczy się, im dłużej słucham tej płyty, tym bardziej mnie porywa. Zjawisko niewątpliwe. Choć niektórzy, podobnie jak w przypadku Bowiego, pytali się „po co ta płyta”?
Idąc kluczem „nowości” nie sposób nie odnotować nowego Faith No More. Sporo numerów z „Sol Invictus” usłyszymy niebawem na żywo w Polsce. Ta płyta to też bardzo waży powrót. Paluszków nie starczy, by policzyć, ile lat przyszło nam na nią czekać. Płytą się jaram. Koncertem też. Wielki apetyt mam też na nową Jafię. To żaden powrót. Dawid Portasz jest dość aktywnym artystą, jednak nowa „Ka Ra Va Na” zdaje się przynosić pewną zmianę. Nagle Król Polskiego Reggae (tak, tak) objawia się w bardzo czarnym i soulowym sosie. Jak zwykle w towarzystwie wybitnych muzyków. Nie ma co liczyć na spektakularny sukces sprzedażowy, sorry, taki mamy klimat. Ale warto, by płytę sprawdziło jak najwięcej ludzi, zwłaszcza w Polsce. Bo chwilami trudno uwierzyć, że taka płyta powstała właśnie tu i teraz.
Ale chwilę, jeszcze jeden „powrót”. Wstawiam powrót w cudzysłowie, bo artysta ten specjalnie jakoś nie zniknął z horyzontu. I dobrze. Tomek Lipiński oddał nam właśnie płytę „To, czego pragniesz”, na której nie tylko trzeźwo i gorzko komentuje „tu i teraz”, ale i bardzo sprawnie nawiązuje do swoich często pomnikowych dokonań. I to bez użycia patyny. Centrala nas nie ocali.
W autorskich audycjach radiowych zawsze jest miejsce, by się zatrzymać przy smutnych okazjach. Pożegnaliśmy B.B. Kinga. Odszedł Król. Jego wpływu na bluesa, rocka czy nawet jazz trudno przecenić, nie ma się co rozwodzić. Więc po reklamach suplementów na wszystko i pigułek na jeszcze więcej, trzeba zagrać coś z mistrza. Pożegnaliśmy też Józefa Hajdasza. To okazja by przypomnieć nieśmiertelny Breakout, którego był współzałożycielem. Nawet jeśli ktoś powie, że dziś brzmi to może nieco archaicznie, to tylko krzywo się uśmiechnę. Życzę każdej płycie, by po upływie tylu dekad brzmiała „tak archaicznie”. I by miała taki wpływ na rzesze artystów, którzy przyszli później. No, może nie chciałbym by życzenia te spełniły się w przypadku gangsterów z kraju na A.