10 hip-hopowych numerów na walentynki

Nie zawsze warto stosować się do rad hip-hopowców.

2018.02.14

opublikował:


10 hip-hopowych numerów na walentynki

foto: Tomasz Karwiński

Rap to prawdopodobnie gatunek, w którym można usłyszeć najwięcej miłosnych wyznań. Takie dla służb porządkowych ma co drugi dobry chłopak, żeby wspomnieć tylko o apogeum w postaci „Fuck the Police” N.W.A. Lekkie używki również są częstym tematem – o prostackich numerach nie ma co pisać, ale warto mieć na oku te inteligentne i jajcarskie nagrywki chociażby The Pharcyde i Curren$y’ego. Nie wolno zapomnieć o miłości do motoryzacji (Tede i Erick Sermon), sportu (O.S.T.R. i Kurtis Blow), czy osiedla (yyy, każdy?).

Przechodząc jednak do konkretów, warto zastanowić się nad listą dziesięciu dobrych, niekoniecznie najlepszych, numerów z naszego krajowego podwórka, które traktują o relacjach damsko-męskich. Nie każdy z nich jest taką perełką, jak np. „Brown Skin Lady” Mos Defa i Taliba Kweliego czy „The Love” A Tribe Called Quest, ale każdy jest na swój sposób wyjątkowy.

Dosłownie, a czasami z mocnym przymrużeniem oka. Nie zawsze też o miłości takiej, o jakiej w tej dzień powinno się pomyśleć.

Ten Typ Mes feat. Kortez „Jak nikt”

Można mówić różne rzeczy, ale „AŁA.” jest naprawdę znakomitą płytą, która zyskuje coraz więcej z każdym miesiącem. Najszersze spektrum zainteresowań, inspiracji oraz szereg dobrych beatów i tekstów. Najjaśniejszy punkt? Zdecydowanie „Czy ty to ty?”, ale tego dnia nie można zapomnieć o „Jak nikt”. Kortez ze swoją prostą melodią nieźle uzupełnia Mesa.

Bez Cenzury „Do dupy”

Jedną z największych strat w historii polskiego rapu jest brak solówki Ero w tzw. odpowiednim czasie. Można nad tym się dość długo rozwodzić i zastanawiać się, czy przypadkiem nie jest to jeszcze większa strata (!), niż brak podobnej Fokusa kilka wcześniej, ale czy jest sens takich myśli w momencie włączenia „Klasyku” Bez Cenzury? Chyba nie. Jest to jedna z najlepszych ulicznych płyt tamtego okresu, a gdzieś pośród osiedla i hip-hopu znalazło się też miejsce na kawałek o niezbyt odkrywczej nazwie. „Do dupy” może nie imponuje tytułem, ale jest dobre w zupełnie czymś innym i nie mam na myśli tylko przesłodkiego beatu. Czym? Na to pytanie niech każdy odpowie już sobie sam.

Dinal feat. Lilu „Ty”

Ciężki temat. Team Dinal czy team Smarki? Ja zostanę raczej przy tym pierwszym, jednak w korespondencyjnym pojedynku miłosnych wałków, szalę na swoją stronę przechyla reprezentant Gorzowa. Aha, wersja o uroczej nazwie „Shirley Brown Spalbobmix” z kompilacji „Zagubione indeksy (indeksy i rarytasy)” jest o wiele lepsza i ciekawsza, mimo oklepanego sampla.

Smarki „Kawałek o miłości (amyawy)”

Ej no, przecież o tym numerze powiedziano już chyba wszystko i naprawdę w polskim rapie nie było lepszego kawałka o miłości. Smarki tutaj jedzie tak kozacko, przy okazji udowadniając wszystkim polonistom w kraju, że wygibasy uprawia się nie tylko w łóżku. Cała konkurencja może mu co najwyżej, ekhm… Aha, w bonusie niech będzie „Młoda” Zkibwoya i DJ-a Adera, to zawszej jest takie sympatyczne „uzupełnienie”.

Kaz Bałagane feat. Smolasty „Brunetki”

Interpretujcie to jak chcecie, ale w kontekście walentynek spędzanych solo i opartych na podziwianiu kobiecych wdzięków, może nie być lepszej propozycji.

Pezet „Spadam”

Oj, jak boli te spadanie. Fenomenalny, gorzki i do bólu szczery numer z najczarniejszego twórczego okresu Pezeta. Takiego, który nawet mimo przeciwności losu potrafił przynieść takie perły.

Peja „Tak bardzo chcę”

Tak, tak, może i ten numer jest trochę odpychający, ale przecież pisałem na samym początku, żeby potraktować całość z przymrużeniem oka? To nie jest ten sam poziom, co w pewnym numerze Liroya, ale jednak i na naszym podwórku potrzeba takich kawałków. Wulgarnych, aczkolwiek… nie do końca pozbawionych uroku.

Coś Mądrego „Lova bejbe”

„Paliłem wtedy blanta, a te dzieci z okładki wampa / Uczą się jak wygląda miłość / Dziecino, niedobrze mi się zrobiło / Pytajnik, lova, lova stand by me / Piękny rapie graj mi”, czyli totalna prehistoria znana tylko fanom Smarkiego i Zkibwoya (który robi tutaj zdecydowanie większą robotę!). Jedyny numer duetu z tamtych lat, którego da się słuchać – miłosna lokalna zajawka i to taka, której mogli zazdrościć kolesie z o wiele większych miast. Sorry.

Pezet „Azizi”

Znowu ten Pezet, ale tym razem z bardziej pozytywnym podejściem i wyznaniami. Jeden z najmocniejszych punktów, a dla wielu nawet ten najmocniejszy, na „Al-Hub” – płycie producenckiej Reda. Zalotny tekst na beacie takim, jakby zrobił go Kanye West po kilkuletnim pobycie na Bliskim Wschodzie? Łooo.

Cokolwiek

Dopisz sobie do tej listy coś, co lubi Twoja druga połowa.

Dawid Bartkowski

 

Polecane