„Miłość jest dla mnie najważniejsza w życiu” – Ola Budka w rozmowie z wokalistą Warhaus #Warhaus

O najnowszym albumie Warhauas z Maartenem Devoldere rozmawia Ola Budka


2024.12.17

opublikował:

„Miłość jest dla mnie najważniejsza w życiu” – Ola Budka w rozmowie z wokalistą Warhaus #Warhaus

Foto: @piotr_tarasewicz / @cgm.pl

Ola: Cześć Maarten. Witam ponownie w Polsce

Maarten: Cześć Ola.

Ola: To był pracowity weekend dla Ciebie, dla Warhaus.

Maarten: Tak graliśmy na festiwalu w Gdańsku, na Inside Seaside. Taka jest nazwa?

Ola: Tak, Inside Seaside.

Maarten: Było wspaniale. Świetny line-up, fajne indie zespoły, które bardzo lubimy. Mieliśmy przerwę, festiwale graliśmy w lecie jeszcze z poprzednią płytą, niedługo będzie premiera nowej i zaczniemy trasę w marcu. Ze względu na line-up jednak, stwierdziliśmy pierdolić przerwę, zrezygnujmy z wakacji dla tego festiwalu.

Ola: Zamieściłeś na IG zdjęcie z tego festiwalu dodając „Polska ❤️ zawsze”. Czy to oznacza, że lubisz koncertować w Polsce?

Maarten: Nie wiem na czym to polega, ale jest jakaś historia miłosna między nami. Odkąd zagrałem tutaj pierwszy koncert, jeszcze z Balthazar, w małym klubie w Warszawie, na którym było może z 80 osób, wszyscy wręcz płonęli. Zastanawialiśmy się o co chodzi? Nie wiem, jest coś w Balthazar, ale zwłaszcza Warhaus i jego uniwersum, co rezonuje z ludźmi. Wygląda na to, że Polacy bardzo czują tę muzyka, co jest dla nas bardzo satysfakcjonujące.

Ola: Twój najnowszy album „Karaoke Moon” wychodzi w następnym tygodniu. Jedna płyta powstała na łodzi, inna w Palermo. Gdzie stworzyłeś nową?

Maarten: W domu i w trasie. Tym razem nigdzie nie wyjechałem, była to bardziej podróż w głąb siebie. Chciałem się skontaktować z podświadomą częścią mnie, z której biorą się moje piosenki i pomysły. Prowadziłem dziennik snów, w którym przez rok je zapisywałem. Brałem sporo psychodelików i poddałem się pary razy hipnozie. Chciałem się skontaktować z moją muzą. Poprosiłem więc, żeby mnie zahipnotyzowano. Później odbyłem wiele długich rozmów, które nagrałem i które były inspiracją dla utworów. Chodziło o to, aby pominąć poznawczą część mojego umysłu, nie siedzieć i myśleć, że o tym napiszę piosenkę, a raczej zobaczyć, co ze mnie wyjdzie i z tym pracować. A później zastanawiać się nad tym, co chciałem sobie powiedzieć.

 

Ola: Jesteś zadowolony z rezultatu?

Maarten: Tak, bardzo jestem zadowolony. Wiem, że to banał, każdy artysta Ci powie, że jego ostatnia płyta jest najlepsza, ale musisz mi uwierzyć, moja ostatnia płyta jest najlepsza. Jestem z niej bardzo dumny.

Ola: Czy hipnoza była czymś, czego potrzebowałeś czy chciałeś się jej poddać?

Maarten: To było coś więcej, czułem, że jestem w dobrym momencie życia, to było coś w rodzaju „zróbmy coś dziwnego” i zobaczmy, co z tego wyniknie.

Ola: W otwierającej album piosence śpiewasz „I was an introvert”. Jak to jest być introwertykiem i jednocześnie posiadać tak dużą potrzebę występowania na scenie?

Maarten: Dobre pytanie. Rozmowy z ludźmi drenują moją energię, ale śpiewanie już nie. Prywatnie jestem bardzo skrytą osobą, nie lubię pokazywać tego, co się dzieje w moim życiu, ale jednocześnie, jeśli chodzi o muzykę, jestem bardzo emocjonalny, ekshibicjonistyczny, dramatyczny i otwarty, co może wydawać się dziwne. Zabieranie głosu w szkole na forum całej klasy było dla mnie koszmarem. Występowanie przed dużą publicznością jest jednak czymś innym, nie potrafię tego do końca wytłumaczyć.

Ola: Chciałam wrócić jeszcze do twojej piosenki „Where The Names Are Real”. Powstał do niej piękny teledysk, bardzo filmowy i metaforyczny.

Maarten: Tak, ukradliśmy go z filmu, na ten pomysł wpadł mój dobry przyjaciel Peter. To był film Tarkowskiego, próbuję sobie przypomnieć tytuł, niestety zapomniałem. To piosenka o miłości, w której bardzo lubię refren „I’m in love with you”, bardzo dosłowny i ckliwy. Jednak zaśpiewanie go jest wyzwaniem, bo jest prosty i otwarty. Ale w przypadku klipu chciałem spojrzeć szerzej, w piosence jestem zakochanym facetem. W teledysku wchodzę po schodach z zapaloną świeczką. Jak jej płomień się wypali to muszę zacząć wszystko od początku. To metafora związków, w których próbujesz podtrzymywać ten ogień. To szersza perspektywa na piosenkę o miłości, co dla mnie jest dość zabawne.

Ola: Sylvie Kreusch powraca, nieprawdaż?

Maarten: Tak, pojawia się na płycie w dwóch utworach, z których jestem bardzo zadowolony. Ma najlepszy wokal na świecie. To bardzo satysfakcjonujące, jej głos dodaje atmosferę, którą wnosi do tych utworów. Jej nowy album pojawi się w tym tygodniu. Powinniście go posłuchać, bo jest niesamowity.

Ola: Co oznacza „Karaoke Moon”?

Maarten: Nie mam pojęcia, to słowa, które pojawiły się w mojej głowie w trakcie hipnozy. Wydaje mi się, że wiem, co oznaczają, te słowa ze mną rezonowały i od razu wiedziałam, że to musi być tytuł płyty. Chodzi o to, że mamy znacznie mniejszy wpływ na nasze myśli i zachowania niż nam się wydaje. Wszystko jest zdeterminowane przez siły wewnątrz nas, nasze geny oraz środowisko, w którym dorastaliśmy. W pewnym momencie odbyłem rozmowę z hipnoterapeutą i zastanawialiśmy się skąd pochodzą moje piosenki i mam takie poczucie, że ja ich nie tworzę tylko są mi w jakiś sposób dyktowane. Hipnoterapeuta dociekał pytając „ale skąd one pochodzą”. Odpowiedziałem, że z Karaoke Moon. W trakcie karaoke czytasz tekst z ekranu i za nim podążasz. Dla mnie to metafora pisania piosenek, które pojawiają się na moim ekranie. Księżyc natomiast odnosi się do nocy i cienia oraz skrywanych części twojej osobowości, postaci wilkołaka, zagubionych części, które wychodzą na powierzchnię w nocy. To mnie intryguje.

Ola: Na twojej płycie znalazłam przynajmniej dwa wiersze, jeden w utworze „Jim Morrison” oraz drugi w „The Winning Numbers”

Maarten: „Jim Morrison” jest raczej deklamacją, którą napisałem bardzo szybko, mimo długiego tekstu. Nawet dla mnie jest to tajemnicą. Utwór jest o dorastaniu, o tym, co oznacza stawać się mężczyzną albo o napięciu, które odczuwasz, kiedy musisz dorosnąć, ale tego naprawdę nie chcesz. Odnosi się do syndromu Piotrusia Pana. Traktuje o męskości, ale w bardziej prześmiewczy sposób, co uważam powinniśmy robić częściej.

Ola: „It takes a man to love you”

Maarten: Tak, chciałem opowiedzieć o tym jak mężczyźni obawiają się kobiecego pierwiastka w sobie. To świetna piosenka, wciąż ją rozgryzam . Od dwóch lat, kiedy ją napisałem, ciągle pojawiają mi się nowe obrazy.

Ola: A co z drugim utworem „The Winning Numbers”?

Maarten: To piosenka, w której po raz pierwszy najpierw napisałem tekst, który następnie nagrałem. Potem poszedłem do Jaspera i razem zaczęliśmy się zastanawiać jaką muzykę do niego dopasować. Mieliśmy finalną wersję wokalu, ale musieliśmy dopisać aranżacje. Zazwyczaj jest na odwrót. Postrzegam ten utwór jako list miłosny do byłej partnerki. W ten sposób mężczyzna stara się ją przeprosić, ale potrzebuje do tego długiego wstępu. Słuchacz zastanawia się, o co tutaj chodzi, a potem staje się jasne, że on musi to wszystko powiedzieć, zanim będzie w stanie ją na końcu przeprosić. Myślę, że to jest dość zabawne.

Ola: Co dla Ciebie jest najważniejsze w życiu?

Maarten: Zdecydowanie miłość.

Ola: Dobrą częścią bycia na ziemi, jest możliwość słuchania twojej muzyki.

Maarten: Dziękuję to miłe z twojej strony.

Ola: Dziękuję. Do zabaczenia następnym razem w Polsce, bo niedługo wracasz?

Maarten: Tak, gramy koncert 26 marca w Warszawie, w niesamowitym klubie, Stodoła.

Ola: Dziękuje i do zobaczenia.

Maarten: Dziękuję.

Polecane