VNM spogląda na siebie oczami innych, ale ta zmiana perspektywy nie pociąga za sobą zmiany tematyki. Fani dwóch poprzednich albumów elbląskiego rapera powinni być zadowoleni z doboru wątków. Ci natomiast, których męczyły wcześniej opowieści o perypetiach związkowych Venoma, bliźnie czy rapowym etosie, raczej nie zatrzymają się na krążku dłużej, choć bez wątpienia powinni się z płytą zapoznać. Pierwszy powód podałem w poprzednim akapicie, drugim jest ostateczne wykończenie konceptu. Brzmi „Klaud N9jn” w kilku momentach naprawdę brawurowo. Jak choćby wtedy, gdy gospodarz wciela się w gadatliwego, rozentuzjazmowanego fana, który może się go dopytać o tajniki pisania. Albo wtedy, gdy inscenizuje dialog między swoimi rodzicami i odtwarza ich myśli (choć ten pretensjonalny początek, jakkolwiek potrzebny dla rozwoju akcji, mógł napisać nie tak jaskrawo). Albo wtedy, gdy czyni sobie samemu wyrzuty ustami kumpla, którego zna od dzieciństwa.
Jest wreszcie trzeci powód, dla którego sceptycy powinni zajrzeć do tej płyty. To „Skalpel”, jeden z najlepszych storytellingów w historii polskiego hip-hopu. Wzorcowy przykład na to, jak kontrolować ekspresję w głosie, prowadzić dramaturgię i jeszcze znaleźć ostatnie zapasy tlenu, by nie udusić się w klaustrofobicznej, wyłożonej szpitalnymi kaflami i oświetlonej bladą lampą przestrzeni SoDrumatica. DonGuralEsko nagrał ostatnio numer do filmu o Janie Pawle II. Ja proponuję, by „Skalpel” znalazł się w jakimś bonusowym wydaniu „Bogów”.
Jako całość album broni się: pomysłem, wykończeniem i spójnością. Choć w pracę nad płytą zaangażowało się aż ośmiu producentów, rzecz brzmi, jakby ją robiła jedna osoba. Klimat jest -a jakże – senny, cloudowy. Perkusja albo łamie się w natłoku cykaczy, albo wali rzadko, lecz sumiennie. Oczywiście, słychać tu kilka markowych chwytów. Nie trzeba wiedzieć, ile kosztował podkład do „Zmory”, by usłyszeć aranż i firmową grę samplami wokalnymi SoDrumatica – to także bodaj najbardziej przebojowy kawałek na tym krążku. Z kolei podkład do „Zagłusz mnie” brzmi, jakby opowiadał swoją własną historię – a mało kto komponuje z takim wyczuciem narracji jak Sherlock. Jako samodzielny instrumental, wyjęty wprost z „Demonów i nokturnów”, mógłby też robić przestrzenny, podgrzewany bulgoczącym basem „Barman” Czarnego.
Co ich może z tego wybudzić? Przyjemne refreny zaproszonych wokalistek, ale też kilka koszmarów w postaci hooków samego gospodarza. Naprawdę, skrywam pewną cichą sympatię dla wszystkich tych wokalistów, którzy często nie mają warsztatu, ale pakują w swój głos tyle emocji, że i tak łamią serce. Naprawdę. Tyle że do nich, niestety, nie zalicza się VNM, raper, który dostarcza kolejne argumenty swoim krytykom widzącym w nim kopię Drake`a. Jeśli o mnie chodzi, ja ich już praktycznie nie widzę (słyszę za to zdrową inspirację J. Cole`em), poza refrenami właśnie. Te wszystkie wyciągane, jęczące „miliardy świateł” i „chcę widzieć, jak to jest naprawdę” powinny funkcjonować jako anty-wzory. Tak nie należy się inspirować Stanami. Nie wolno też układać „błyskotliwych” linijek w rodzaju: „Potem coś na odległość – ona Gdańsk, on Warszawa / I to jakbyś zażartował z sędziego na rozprawie o twoje życie / To jest drogi kawał”. Ale o tym, jak nie należy pisać niektórych wersów, wiecie już pewnie z poprzednich płyt Venoma. Na „Klaud N9jn” negatywnych przykładów jest, całe szczęście, mało. Co więcej, niektórzy koledzy z branży powinni brać przykład z elbląskiego MC, jak stawiać sobie poprzeczkę. Wysoko. Na taką wysokość, z jakiej na ogół stewardessy pozdrawiają ich ego.
VNM – „Klaud N9jn”
Prosto Label
Tracklista:
1. Dziewiąta chmura
2. Skalpel
3. Druga
4. HopeUKnow
5. REM
6. Izolacja
7. Kent stej
8. Zmora
9. Chcę to widzieć
10. Barman
11. Zagłusz mnie
12. Najtaut
13. Mirror ErroR
14. Fan 3 (Bonus Track)
15. Linie (Bonus Track)