Tom Misch – „Geography”

Wiosna w mischowym rytmie.

2018.04.17

opublikował:


Tom Misch – „Geography”

foto: mat. pras.

Nie będę ani trochę ukrywał, że na ten album wyczekiwałem jak na koperty przy komunii. Nie będę ani trochę też ukrywał, że takich sytuacji najbardziej nie lubię, bo w życiu jakoś tak dziwnie się najczęściej układa – im więcej oczekujesz, tym mocniej dostajesz w łeb. Tom na szczęście okazał się bardzo łaskawy.

Przyznajcie – odrobinę dziwna to sytuacja, że w 2018 roku ktoś ma ponad 120 tys. fanów na facebooku, na debiutancki album zaprasza m.in. De La Soul czy GoldLinka, tymczasem do tej pory nie doczekał się swojego hasła na Wikipedii. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że Tom wcale nie wyskoczył ze swoim debiutem jak Filip z konopi, tylko budował pozycję na londyńskiej scenie soulowo-jazzowej od ładnych kilku lat. Miliony odsłuchów na YT i Spotify, kilka ciekawych kooperacji, a w efekcie opinia jednego z najlepszych młodych twórców nad Tamizą.

Dziś Tom ma 22 lata i zapisuje na koncie jedną z tych płyt, o której przez lata będzie się mówiło mając na myśli świeżość, elegancję i specyficzny czar. Misch czaruje bez reszty od początku do końca. Tak jako producent, jak i wokalista. Trzynaście kompozycji na “Geography” zgrabnie lawiruje między inspiracją taneczną muzyką lat 70., neo-soulem i hip-hopem spod znaku Native Tongues i J Dilli. Dodajmy gdzieś ducha pierwszych produkcji Roberta Glaspera i ten specyficzny londyński klimat, za sprawą którego regularnie dostajemy stamtąd płyty tak oryginalne, tak fantastycznie oddające wszelkie zmiany w muzyce. A i fani Kaytranady znajdą na albumie sporo momentów, które na spokojnie można by było przypisać twórczości Kanadyjczyka. Misch wszystko to łączy chałupniczo, cały czas pracując w sypialni domu rodzinnego, i może właśnie stąd to niesamowite ciepło niemal wylewające się z longplaya?

Ale Tom to też świetny autor tekstów, niezwykle skromny, zwyczajny chłopak z sąsiedztwa. Porównałbym go odrobinę do Jordana Rakeia, jednak Misch zdaje mi się być w tym jakiś bardziej naturalny, przyziemny. O kwestii londyńskiego akcentu wspomnę tylko mimochodem – dla fanów Albionu to będzie gratka. A tematyka? No jak to na takich wydawnictwach – bardzo dużo o uczuciach, trochę o uczuciach, podlane delikatnie uczuciowym sosem. Ale gdzieś na przestrzeni całej płyty czają się też słowa pochwalne w kierunku muzyki (czyli też uczuciowo, ale już inaczej!). Mamy też słowa prawdziwej dumy z racji tego, że udało mu się dojść do miejsca, w którym jego pasja stała się pracą, sposobem życia i możliwością pomocy finansowej rodzinie. Wrócę do początku akapitu jeszcze na sekundę – jego szczerość, taka dobrotliwa prostolinijność w patrzeniu na świat – ujmuje bez reszty. Absolutnie się nie dziwię, że większość moich koleżanek rozpływa się słuchając Mischa.

Tak brzmi właśnie soul XXI wieku. Flirtuje z wieloma gatunkami, jest przy tym na tyle przebojowy, by można spokojnie wybrać kilka singli, gromadzi wśród gości świetnych artystów z różnych środowisk (polecam szczególnie “Water Baby” z Loylem Carnerem), a na samym końcu zostawia słuchaczowi zwyczajną przyjemność. Tom nie tylko doskonałe wybrał moment na pełnoprawny debiut (misternie prowadzona promocja trwała kilka dobrych miesięcy), ale też… pogodę za oknem na niego. Trudno sobie wyobrazić wiele wiosennych albumów, które lepiej sprawdzą się jako tło do spaceru.

A jeśli kogoś delikatnie przerazi to, że wszystko na “Geography” jest tak misternie dopracowane, wycyzelowane, to odpowiem słowami z kawałka-intro “Before Paris”: You have to love it and breathe it and – It’s your morning coffee. It’s your food.

Ja tam nie lubię brudu w kanapkach czy syfu w porannym napoju.

Andrzej Cała

ocena: 4/5

Tracklista:

1. Before Paris
2. Lost in Paris (feat. GoldLink)
3. South Of The River
4. Movie
5. Tick Tock
6. It Runs Through Me (feat. De La Soul)
7. Isn’t She Lovely
8. Disco Yes (feat. Poppy Ajudha)
9. Man Like You
10. Water Baby (feat. Loyle Carner)
11. You’re On My Mind
12. Cos I Love You
13. We’ve Come So Far

Polecane