The Black Keys – „Turn Blue”

Nowy kierunek czy jednorazowy wyskok?

2014.06.03

opublikował:


The Black Keys – „Turn Blue”

Ostatnimi czasy sporo mówiło się o The Black Keys. Oczywistym powodem był nowy album, który zadebiutował na pierwszym miejscu listy Billboardu, dystansując m.in. pośmiertne „Xscape” Michaela Jacksona. Drugą przyczyną były słowne przepychanki z Jackiem Whitem. Jednak, jako że mamy do czynienia z recenzją, pochylimy się wyłącznie nad płytą. A ta może niektórych zaskoczyć.

Od razu trzeba zaznaczyć, że ci, którzy oczekiwali kalki „El Camino” czy „Brothers”, gdzie mieliśmy do czynienia głównie z riffowaniem w starym stylu, okraszonym bluesowym posmakiem i sporą dozą chwytliwości, mogą czuć się nieco rozczarowani. Nadal jest to muzyka mocno zakorzeniona w przeszłości, tyle że tym razem artyści korzystają z innych wzorców. Najbliżej stylu wypracowanego na dwóch poprzednich albumach są w „It’s Up to You Now”, gdzie Auerbach wycina stylowe solo na tle wyrazistego rytmu. No i może jeszcze w „In Our Prime”, gdzie po klawiszowym wstępie i środku w nieco beatlesowskim duchu, wybrzmiewa bardzo ładna, bluesująca solówka. Oprócz tego mamy trochę floydowego klimatu słyszalnego zwłaszcza w, skądinąd bardzo ładnym, „Weight of Love”. Skojarzenia z legendarną grupą przychodzą na myśl zwłaszcza dzięki akustycznemu początkowi i partii gitary. Gitary, która na „Turn Blue” pełni trochę inną rolę – Auerbach może pozwolić sobie na wykorzystanie instrumentu w celu kreowania melodii oraz tworzenia ozdobników, ponieważ kwestie podkładu często załatwia bas do spółki z klawiszami, po które Black Keys sięgnęli na płycie odważniej, dzięki czemu brzmienie wyraźnie się zagęściło, a całość sprawia mniej ascetyczne wrażenie. W singlowym „Fever” robi się z kolei tanecznie, a klawiszowego motywu, który prowadzi całość, nie powstydziłoby się MGMT. Różnorodności krążka dopełniają „Waiting on Words” z gitarowym wstępem w stylu The Eagles oraz zamykający album, pogodny „Gotta Get Away” w duchu brytyjskiego rocka rodem z lat 70., od którego w epoce roiło się w tamtejszym „Top of the Pops”.

Jako całość „Turn Blue” sprawia wrażenie płyty bardziej stonowanej aniżeli jej bezpośrednie poprzedniczki. Nie jest to może jakiś ogromny zarzut, zwłaszcza, gdy te bardziej spokojne piosenki są prowadzone przez urokliwe melodie (przykładem „In Time”, gdzie główny motyw brzmi jak żywcem wyjęty z czołówki któregoś ze starych Bondów), ale gdyby wcisnąć na krążek choć jedną czy dwie bardziej żywe kompozycje, zadziałałoby to z korzyścią dla jego dynamiki. Ponadto, choć z jednej strony zmiany stylistyczne cieszą, urozmaicając dyskografię grupy, miejscami można zatęsknić za przesterowanymi gitarami, które wraz z prostym rytmem wybijanym przez Patricka Carney’a nadawały utworom bardziej rockowego charakteru. Na plus z kolei należy zaliczyć odważniejsze sięgnięcie po szersze instrumentarium, które wraz z wokalami sióstr McCrary, które gościnnie wspomogły duet na albumie, przyczyniło się do poszerzenia palety dźwięków, jakie Black Keys ma do zaoferowania.

Czas pokaże, czy „Turn Blue” było jednorazowym wyskokiem ze strony Black Keys czy też może jest to album, który nada grupie nowy kierunek. I choć nowe piosenki zapewne będą miały ciężej w eterze i na koncertach, ustępując pola hitom w rodzaju „Lonely Boy” czy „Tighten Up”, najnowsze dzieło zespołu należy traktować jako wartościową pozycję, która choć przegrywa z „El Camino” w kwestii przebojowości, robi lepsze wrażenie pod względem różnorodności.

{sklep-cgm}

 

Polecane

Share This