Tau – „Restaurator”

Bardzo dobra katechizacja.

2016.01.04

opublikował:


Tau – „Restaurator”

Na „Restauratorze” Tau kontynuuje ewangelizacyjną misję. I chociaż robi to w sposób bardziej przemyślany niż na poprzednim „Remedium”, nadal zdarza mu się powielać te błędy, które rok temu raziły najbardziej.

Trzeba jednak zacząć od pochwał. Już poprzedni album zdradzał rozmach kieleckiego rapera, który ani myśli zamykać się w wąskim kręgu chrześcijańskiego rapu, skłonny jest natomiast przekraczać kolejne muzyczne bariery i mierzyć się z najróżniejszymi, także tymi modnymi stylistykami. „Restaurator” imponuje pod tym względem jeszcze bardziej. Jasne, we wściekłym, uciekającym w rock „Jestem” mógłby sobie darować ten refren rodem z „Przystanku Jezus”, ale przecież ten dynamiczny, narastający podkład niesie gospodarza, szczególnie w profetycznej końcówce. Tak samo dobrze wypada Tau w drum’n’bassowym, rozwrzeszczanym „Krzyżu”. W ogóle te fragmenty, w których chrześcijaństwo rapera odkrywa swoje bardziej dramatyczne, a mniej uładzone oblicze – gdy na pierwszy plan wychodzi cały trud wiary – są jednymi z ciekawszych na „Restauratorze”. Wystarczy chociażby wymienić wietrzny, pustynny „Ból”.

W porządku, d’n’b to gatunek, który może jeszcze trącić myszką i nie zdziwiłbym się, gdyby to surowe brzmienie niektórzy uznali za nieco archaiczne. Czy jednak takie bity jak ten do „Pinokyo” mogą się przedawnić? Słychać, że producent inspirował się Timbalandem: połamane, odjechane brzmienie z bulgoczącym basem może kojarzyć się z najlepszymi momentami „Shock Value” albo tym, co Timbo zrobił na ostatnią płytę Jaya Z. Inspiracje tak oczywiste, że mogą podpaść pod plagiat, ale gdy zawiesić pytanie o oryginalność, numer broni się swoją przebojowością. Tego typu futurystycznych, nowoczesnych wycieczek jest na „Remedium” przynajmniej kilka, a wszystkie one równoważone są tradycyjnymi, samplowanymi podkładami, gdzie w refrenie pojawiają się damskie chórki lub fragmenty z Michaela Jacksona.

Są na tym krążku momenty bez wątpienia fascynujące. Otwierające płytę nagranie tytułowe to wariacja na temat początku Ewangelii wg św. Jana. Rzecz z pogranicza jawy i snu, nawinięta w natchnieniu, mistycyzująca – i może dlatego kojarząca się z co bardziej ezoterycznymi fragmentami debiutanckiej „Teorii równoległych wszechświatów”, a więc z czasami, gdy Tau snuł jeszcze swoje wizje w oparach narkotykowego dymu. Innym wielkim zwycięzcą tego albumu jest „Miłosierdzie”. Gdybym nie usłyszał tego nagrania, prawdopodobnie nie potrafiłbym sobie wyobrazić letniej, bluesowej gitary rzuconej na „fabryczną”, mechaniczną sekcję perkusyjną. A jednak, z tego nieoczywistego spotkania wyszło coś niezwykłego, a i samemu gospodarzowi przywoływanie ducha 2Paca przychodzi w tym numerze łatwo i naturalnie.

Ten numer chwyta też za serce z innego powodu: Tau mówi tu własną biografią i nie ucieka się do klisz wyjętych z lekcji katechezy. Z numeru – zwłaszcza ostatniej zwrotki – wyłania się obraz chłopaka, który zakochany w muzyce, pogubił się gdzieś po drodze, gdy spełniał własne marzenia. Brakuje takich momentów na tym albumie. Częściej Tau występuje – może wbrew sobie – w roli srogiego, wymierzającego klapsy złym chłopcom i dziewczętom nauczyciela-neofity. Ten dydaktyczny ton, wsparty nagminnym używaniem drugiej osoby liczby pojedynczej, nie był zbyt dobrym wyborem. Tau pisze wtedy o wiele słabiej. Jego metaforyka – ta własna, koszykarska („Fair Play”), jak i bardziej obiegowa („Sternik”) – jest infantylna i banalna, zdarzają mu się wersy, z których wyłazi nieporadność tekściarska, a gdy snuje swoje pouczające opowieści, mam wrażenie, że inni poprowadziliby te narracje o wiele lepiej. Ot, weźmy taką „Ostatnią noc”. Taki Sokół pewnie dokręciłby śrubę i zrobił z tej historii jakąś brutalną wariację na temat filmów Smarzowskiego. Tymczasem zwrotki Tau przypominają bardziej muzyczną ilustrację do tego klasyka  szkół podstawowych lat 90..

Album sprawia wrażenie, jakby był adresowany w pierwszej kolejności do licealistów i gimnazjalistów, tych mniej i bardziej pogubionych. Szkoda, bo rozmach muzyczny „Restauratora” i możliwości warsztatowe samego gospodarza pozwalają na dużo, dużo więcej. Niestety, wygląda na to, że w obecnej chwili muzyka jest dla Tau jedynie narzędziem pomocniczym w projekcie ewangelizacji młodzieży. Jednym z kilku narzędzi, dodajmy, bo jak wynika z ostatnich informacji, na 2016 rok zaplanowana jest książkowa biografia rapera. Szlachetne. Ale dla samej muzyki – chyba szkodliwe.

Polecane