foto: mat. pras.
W jednym z ostatnich wywiadów Ras przyznał, że zależało mu, aby na „Tangu” panowała równowaga – piosenki niosły ciężar treści charakterystyczny dla hip-hopowych nagrań, a jednocześnie pozostawały piosenkami, czyli w pierwszej kolejności dbały o rozrywkę. „Celem było to, żeby mięso wjeżdżało na talerzu z cekinami”, mówił w rozmowie z portalem „New Once”. Podobne kulinarne porównanie pojawiało się już przy okazji poprzedniego albumu, „1985”. Wtedy autorzy opisywali jednak swoje dzieło jako „stek z whisky”. Zestawiając te dwa obrazy, widać wyraźnie różnicę między Rasmentalismem w 2016 a 2018 roku. Przed prawie dwoma laty wydali swój najcięższy, najbardziej chropowaty album, teraz natomiast – kto wie, czy nie najprzystępniejszy w karierze. Taka wolta jest o tyle ciekawa, że wszystko dzieje się w bardzo krótkim czasie. A przecież mówimy o zespole z trzema nielegalami i czterema pełnoprawnymi wydawnictwami na koncie. Tymczasem to właśnie teraz, z płyty na płytę Ras i Ment wyznaczyli sobie krańcowe bieguny dla własnej twórczości.
Dlaczego więc „Tango” jest takie lekkie? Kluczowe są doświadczenia Menta w jego pobocznym projekcie Flirtini. Tam nabrał klubowego sznytu, nauczył się godzić elektronikę z samplami, poszerzył horyzonty. W efekcie jego stylu nie sposób pomylić dziś absolutnie z żadnym innym. A to wielki komplement, zważywszy na to, jaki przelot oferuje nam „Tango”. Szarpany, przyspieszony sampel w „Niebie” równie dobrze mógłby rozpoczynać ostatnią płytę Vince’a Staplesa, mimo że cały numer to tak naprawdę organiczna, esencjonalna rzecz z pianinem w tle i cudownym, żywym basem na pierwszym planie. A przecież już w kolejnych dwóch kawałkach słychać inspiracje zupełnie inne, bo sporo Pharrella Williamsa – tego z ostatnich lat, gdy przeżywa swoją drugą młodość („Tranquilo”) i tego z czasów, gdy z Chadem Hugo produkował dla Justina Timberlake’a i Nelly’ego („Fast Food”).
Tyle tylko czy Pharrell odzywa się w hipnotyzującym, intensywnym „Duchu”? Albo fusionowym „Indygo”? Temu drugiemu utworowi już zdecydowanie bliżej do poszukiwań spod znaku Brainfeeder. Zresztą, dość z porównaniami na siłę. One tylko umniejszają brzmieniu, którą przez lata zdążył wypracować sobie Ment. Nie wierzycie? Sprawdźcie, jaką drogę przeszedł ten producent, słuchając najpierw, dajmy na to, „Podeszew” z debiutanckiej „Dobrej muzyki, ładnego życia”, a potem choćby „Trybu Samolot”.
Ras na „1985” próbował te klubowe podkłady rozgryźć bezpardonową, dobitną gadką. Zadziałało, choć wciąż była to rozpisana na szesnastki gadka. Teraz pochodzący z Zamościa raper, jakby pod wpływem songwriterskich okazji (ostatnio pisał m.in. dla Xxanaxxu i Rosalie), kreśli wersy bardziej jak wokalista niż MC. Świadomość, że wcale nie musi rymować pełnej raperskiej zwrotki, ewidentnie mu służy. Przede wszystkim poszerzył się więc jego warsztat. Teraz, za sprawą krótkich, przemyślanych wejść, o wiele większe wrażenie robi każda drobna kombinacja jak choćby rzucone na jednym wdechu wersy o iPhonie i Instagramie w „Momencie” albo kapitalna gra pauzą w „Fast foodzie”: „Chcę Cię widzieć nofilter – topless – przy mnie”. To odświeżone podejście do rapu w zupełności wystarcza, by znane z poprzednich albumów tematy – wielkomiejskie życie ze skomplikowanymi relacjami, uzależniającymi technologiami i głodem wrażeń – cały czas brzmiały atrakcyjnie. Ba, można wręcz odnieść wrażenie, jakby dopiero teraz Rasmentom udało się wypracować najodpowiedniejszy język oraz muzykę, by o tym opowiadać. Na „Tangu” są przy tym skoncentrowani i precyzyjni jak nigdy wcześniej. 38 minut – to w zupełności wystarcza, by wrócić do tej płyty jeszcze raz. I jeszcze raz.
Karol Stefańczyk
Ocena: 5/5
Tracklista:
1. Niebo
2. Tranquilo
3. Fast Food ft. Taco Hemingway, Rosalie.
4. Tango
5. Moment ft. Otsochodzi
6. Palma
7. Kilka dni
8. Serio ft. Gverilla
9. Tryb Samolot ft. Vito (Bitamina)
10. Duch ft. Sokół, Oskar
11. Indygo