Prince – „HITNRUN Phase One”

O 60-latku, który robi balony z gumy.

2015.09.15

opublikował:


Prince – „HITNRUN Phase One”

Wydany niespełna rok po „Art Official Age” nowy album Prince’a składa się w większości z premierowego materiału. W większości, bo są tu momenty, gdy wokalista sięga po starsze pomysły, by wprowadzić je na nowe tory. Decyzja tyleż zbawienna, co szkodliwa. Zbawienna, bo ratuje „HITNRUN…” przed być może zupełną klapą. Szkodliwa, bo boleśnie ukazuje kompozycyjne niedostatki wszystkich pozostałych nagrań.

„This Could Be Us” to doszlifowana wersja pościelowej ballady z „Art Official Age”, tyle że jeszcze bardziej głębinowa i zmysłowa. Do motywu z tamtego albumu nawiązuje też „Mr. Nelson”, który mierzy się z tą samą frapującą gitarą, którą kończyło się „Clouds”. Jeszcze głębiej w dyskografię Prince’a idzie „1000 X’S & 0’S”, nagranie napisane po raz pierwszy ponad dwadzieścia lat temu, wypróbowane przez ten czas na różnych zaprzyjaźnionych wokalistkach, wreszcie zaśpiewane przez samego autora kompozycji.

Te trzy nagrania są zdecydowanie najjaśniejszymi punktami „HITNRUN…”. To Prince w optymalnej formie i konwencji, tworzący eleganckie, wygrane na zwolnionych obrotach utwory, gdzie aranż rozsnuwa się powoli, wokal łapie odpowiednie emocje, a brzmienie zyskuje na mięsistości. Słychać w tych piosenkach klasę, po prostu.

Niepokojąco zaczyna się robić, gdy zbliżający się do 60-tki wokalista łasi się do słuchacza, korzystając ze sztuczek godnych 20-latka. „Million $ Show” brzmi jak parodia lukrowanego popu, i za taką można by ją uznać, gdyby nie klangujący pod koniec bas, który uświadamia nam, że gospodarz chce przerzucić most między ambitnym funky a melodiami w stylu Avril Lavigne.

Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie chcę, by wkraczający w słuszny wiek Prince nagle zaczynał bawić się w barda i nagrywać starsze piosenki. W końcu ubiegłoroczne „Art…” pokazało, że stać go na stylowe, dalekie od żałosności szaleństwa. Tym razem jednak w co bardziej dynamicznych nagraniach idzie w stronę prymitywnych, wulgarnych motywów: prostackich syntezatorów, chamskiego EDM-u, płaskich, drewnianych perkusji (takie są pierwsze trzy utwory albumu). Gdy wychodzi mu coś, co nadaje się na więcej niż jeden odsłuch, trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z rzemiosłem wyciągającym średnią z klubowego, rapowanego mainstreamu („Like A Mack”) lub z własnego dorobku („Hardrocklover”, „Fallinlove2nite”).

Album zapowiadany był jako eksperyment, ale jakiejkolwiek ekstrawagancji ze świecą tu szukać. Paradoksalnie najciekawsze rzeczy dzieją się pod koniec nagrań, gdzie często płaskie, pozbawione pomysłu brzmienie łamane jest intrygującymi rozwiązaniami aranżacyjnymi, żywymi partiami basu, gitar czy choćby saksofonu („Like A Mack”). Nie tego jednak oczekujemy od Prince’a. A może właśnie powinniśmy się zacząć do tego przyzwyczajać?

„HITNRUN Phase One” dostępny jest wyłącznie w serwisach WiMP i TIDAL.

Polecane